[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pierścionek na serdeczny palec. Uśmiechnęła się do Emmy.
- Zwietnie wybrałaś.
S
R
- Tatuś pomógł - przyznała wielkodusznie. Rzuciła na
ojca znaczące spojrzenie i podpowiedziała głośno: - No,
dalej, tato.
Briony przez chwilę nic nie rozumiała. Emma patrzyła
z niepokojem na ojca, jak gdyby bała się, że coś pominie
i zepsuje. Nagle Briony poczuła dłonie Carlyle'a na swych
ramionach, przyciągnął ją do siebie i jego wargi dotknęły
jej ust. Nie było namiętności w jego pocałunku. To była
czysta formalność według życzenia Emmy. Ale zanim
mogła, zaskoczona, zebrać siły do obrony, dotyk jego warg
zrobił na niej wstrząsające wrażenie. Stała jak skamieniała.
- Pocałuj mnie także - szepnął. - Bo to nie będzie wy-
glądać prawdziwie.
Pośpiesznie zaczęła odgrywać Swoją rolę, kładąc mu
ręce na ramionach i przysuwając się bliżej. Czuła jego
wargi, mocne i gorące, i przez głowę zaczęły jej przebiegać
obrazy: upalne letnie dni, piękne, pełne omdlewającej sło-
dyczy, ziemia w rozkwicie, purpurowe zachody słońca,
wonne powiewy wiatru, wino, śmiech, miłość. Nagle bo-
leśnie zdała sobie sprawę, ile mógłby jej ofiarować świat,
a to wszystko z powodu niedbałego pocałunku mężczyzny,
którego nie obchodziła i który miał nadzieję, że on jej też
będzie obojętny.
Gdy już byli sami, Carlyle zaczął ją przepraszać;
- Przykro mi, że tak się stało, nie myślałem, że do tego
dojdzie. Nie miałem pojęcia, że ona będzie się tak prze-
jmować szczegółami.
- Ja też nie. Ale mniejsza z tym - powiedziała szybko.
- Postaram się, żeby to się zdarzało jak najrzadziej.
Zapewniam cię, że nie chciałem... No cóż, jestem pewny,
że czujesz to samo...
S
R
- Rzeczywiście - przytaknęła. - Lepiej zostawmy ten
temat.
Wróciwszy do domu, rozmyślała z niepokojem, że
wbrew jej postanowieniom Carlyle zaczyna coraz bardziej
opanowywać jej serce i zmysły. Dotąd wierzyła, że poradzi
sobie, jeśli tylko potrafi utrzymać między nimi dystans. Ale
to się nie udało. Najmniejsze dotknięcie jego warg spra-
wiało, że traciła grunt pod stopami, jak gdyby szła po linie,
zawieszonej nad przepaścią. Serce jej mówiło, że nie po-
trafi żyć miesiącami obok tego mężczyzny i nie pokochać
go. Musi jednak znalezć sposób, by spełnić swoją obietni-
cę. Przypomniała sobie twarzyczkę Emmy, promienną
i pełną ufności. Postara się odsunąć obraz Carlyle'a i my-
śleć tylko o małej dziewczynce, której była tak potrzebna.
Spojrzała na pierścionek. Jego cudowny blask zdawał
się z niej naigrawać. Kobieta, która otrzymała taki prezent
od ukochanego, powinna go cenić i ani na chwilę się z nim
nie rozstawać. Ale to był tylko rekwizyt teatralny, który
trzeba będzie zwrócić po przedstawieniu. Kładąc się spać,
włożyła go ostrożnie do szuflady...
Briony bała się wybierania sukni w towarzystwie Em-
my, ale gdy nadszedł dzień zakupów, zaraziła się entuzja-
zmem dziecka. Wybrały się do centrum Londynu, do bar-
dzo drogiego sklepu, który dawniej Briony zawsze pośpie-
sznie omijała. Teraz stała się szanowaną klientką z nieogra-
niczonym kredytem.
Emma przynajmniej na dziesięć sekund zaniemówiła
z radości na widok całych rzędów różowych jedwabnych
sukienek. Jednakże w ciągu paru minut znalazła to, czego
szukała. Była o wiele bardziej wybredna przy wyborze
S
R
sukni ślubnej, beztrosko odrzucając kilka modeli, które
Briony się dosyć podobały. Było oczywiste, że dziewczyn-
ka ma już własny pomysł i nic innego nie będzie jej odpo-
wiadało. Briony zaniepokoiła się. Najbardziej było jej do
twarzy w prostych fasonach, więc obawiała się, że dziecko
wybierze wprost z wystawy coś bajkowo fantastycznego,
przeładowanego koronkami i falbankami.
- Przymierz to - powiedziała w końcu Emma, wskazu-
jąc na wybraną suknię.
Briony włożyła ją i zrozumiała, że Emma ma bezbłędne
wyczucie smaku. Suknia, uszyta z ciężkiego jedwabiu, się-
gała wysoko pod szyję. W talii dopasowana, na biodrach
rozklószowana, opadała aż do ziemi, a z tyłu wlókł się
długi tren. Szerokie rękawy także niemal dotykały dywanu.
Matowy połysk naszywanych perełek stanowił jej jedyną
ozdobę. Briony postąpiła kilka kroków. Niezaprzeczalne
piękno sukni, opływającej jej ciało, zdawało się tuszować
wszystkie wady jej figury. Toaleta była prosta, ale jedno-
cześnie wspaniała i Briony miała wrażenie, że nie jest god-
na jej nosić.
- Nie wydaje mi się... - zaczęła.
.- Ależ musisz! - zawołała Emma z naciskiem. -
I spójrz, jak pasuje do niej ten cudowny welon,
Welon był równię zachwycający, prawie tak długi jak
tren. Otaczał twarz Briony obłokiem miękkiej bieli, uwy-
datniając blask jej oczu.
- Ile kosztuje ta suknia? - spytała Briony. Gdy sprze-
dawczyni odpowiedziała, zabrakło jej tchu. - O Boże, to
jest o wiele, o wiele...
- Wezmiemy ją - powiedziała spokojnie Emma i spra-
wa została przesądzona.
S
R
- Sterroryzowała mnie - usprawiedliwiała się Briony
wieczorem przed Carlyle'em. - Pamiętaj o tym, kiedy do-
staniesz rachunek.
- Wiem, co ona potrafi.
Jedli kolację w jej mieszkaniu. Teraz, gdy Briony spę-
dzała całe dnie z Emmą, była to jedyna okazja porozma-
wiania w cztery oczy.
- Czy Emma jest szczęśliwa?
- Całkowicie. Wciąż układa dla nas jakieś plany... -
Briony urwała zakłopotana.
- No dalej, powiedz, niech się dowiem najgorszego.
Jestem na wszystko przygotowany. - Spojrzał na nią z na-
głym przerażeniem. - Tylko mi nie mów, że chce, byśmy
wyjechali w podróż poślubną.
- Nie, uniknęłam tego, mówiąc, że nie chcemy się z nią
rozstawać, a nie jest jeszcze dość silna, by pojechać razem
z nami.
- Więc o czym nie pomyśleliśmy?
- Gdzie ja będę spać.
- Przecież ustaliliśmy, że zajmiesz pokój obok Emmy.
- Wiem, ale ona wbiła sobie do główki, że trzeba na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •