[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jej głowy krążył bąk. Machnęła ręką, odganiając go. Birba szarpnęła
łbem, zarżała i chwilę pózniej ruszyła z kopyta. Do uszu Joanne
dobiegł krzyk Franca. Przywoływał klacz, ale szanse na to, by ją
56
RS
złapał, były nikłe. Pędziła jak szalona. Zachowywała się tak, jakby po
całym dniu posłuszeństwa, postanowiła zerwać z ograniczeniami.
Przeskakiwała przez żywopłoty i żerdzie i gnała coraz szybciej.
Joanne była przerażona. W każdej chwili groził jej upadek. Nagle
gdzieś z tyłu dobiegł do niej tętent. Odwróciła się i zobaczyła
mężczyznę na czarnym koniu. Galopował za nimi. Wreszcie dogonił
Birbę, wychylił się z siodła i błyskawicznym ruchem objął Joanne w
talii i przeniósł na swego konia. Birba rwała nadal przed siebie.
- Już po wszystkim - odezwał się wesoło. - Jesteś bezpieczna.
- Dziękuję - powiedziała bez tchu, odwracając się do niego.
Uśmiech zniknął z twarzy mężczyzny.
- Rosemary! - krzyknął zszokowany.
- Nie jestem Rosemary!
Koń stanął. Mężczyzna zeskoczył na ziemię i wyciągnął ręce, by
pomóc jej zsiąść. Przytrzymał ją na chwilę przed sobą.
- Oczywiście, że ty to nie ona - powiedział w końcu.
- Ona jezdziła z wprawą. Nigdy nie pozwoliłaby na to, żeby koń
tak ją poniósł.
Franco tymczasem był już przy nich. Zeskoczył z konia i
chwycił Joanne za rękę.
- Nic ci się nie stało?
- Nic, dzięki panu...
- Leo Moretto - przedstawił się młodzieniec. - Cześć, Franco.
- Bardzo ci jestem wdzięczny. - Franco uścisnął mu rękę.
- Czy możesz poczekać z Joanne, aż złapię tę szelmę?
57
RS
- Oczywiście.
- Znałeś ją dobrze? - zapytała Joanne, gdy Franco pogalopował
za Birbą.
- Mieszkam tu niedaleko. Ziemia mojego ojca przylega do
winnic Farellich. A w ogóle to jesteśmy kumplami. A teraz powiedz
mi, kim jesteś i jak to się stało, że nosisz ciuchy Rosemary i masz jej
twarz? Duchy widzę, czy co? Rzuciło mi się na mózg?
- Nie, nie. - Uśmiechnęła się rozbawiona. - Nazywam się Joanne
Merton. Rosemary była moją kuzynką. Wiem, że jestem do niej
bardzo podobna.
- Ale tylko z wyglądu. Co mu strzeliło do głowy, żeby pozwolić
ci jezdzić na jej koniu?
- Jak to jej? - Przeszył ją dreszcz.
- Zwyczajnie. To jej ulubiona klacz. Często objeżdżała na niej
winnicę...
Franco wracał z ujarzmioną już Birbą.
- Człowieku - Leo przytrzymał jego konia za uzdę - jak mogłeś
jej dać tę wariatkę. Przecież Joanne jezdzi kiepsko. Przepraszam -
zwrócił się do niej.
- Nie ma za co, to prawda.
- Racja - powiedział Franco. - Nie pomyślałem. Zapomniałem. ..
Kompletnie zapomniałem.
- Zapraszam was do domu. Odświeżycie się, a przy okazji
dowiem się, co słychać. Trochę mnie tu nie było.
- Za nic nie wsiądę na Birbę - zastrzegła się Joanne.
58
RS
- Pojedziesz ze mną - oświadczył Leo. - Nie bój się, będzie
bezpiecznie. - Wskoczył lekko na koński grzbiet i posadził ją przed
sobą.
Dom rodziny Moretto był staromodny i wygodny. Leo
zaprowadził ich w przyjemne miejsce, gdzie w cieniu drzew stał stół,
kilka krzeseł i bujająca się ławka-huśtawka. Posadził na niej Joanne i
szybko usiadł obok niej. Dla Franca zostało krzesło. Gospodyni
przyniosła wino i ciasteczka.
- Już wiem! - wykrzyknęła w pewnej chwili Joanne. -Nareszcie
mi się przypomniało. Pamiętam cię z palio. Ty i Franco zderzyliście
się.
- To on się zderzył ze mną i odebrał mi szansę zwycięstwa -
poprawił Leo. - To zasadnicza różnica.
- Byłeś na mnie wściekły. - Franco uśmiechnął się szeroko. - Ale
to już historia, mój przyjacielu.
- Pewnie że przyjacielu - przytaknął wesoło Leo. - Ale w tym
roku wygram.
- Jeśli nie stracisz głowy. Dostaje fioła, kiedy wsiada na konia -
wyjaśnił Joanne.
- No i dobrze - odpowiedziała z zawziętą miną. - W życiu nie
widziałam takiego galopu. Uratował mnie...
- Ratowanie pięknych dam to moja specjalność - zażartował Leo,
całując jej dłoń z taką emfazą, a zarazem tak elegancko i śmiesznie, że
musiała się uśmiechnąć.
59
RS
Obaj mężczyzni, którzy najwyrazniej znali się bardzo dobrze,
zaczęli dyskutować o zbiorach, koniach i winie. Po całym dniu na
powietrzu Joanne kleiły się powieki. Było jej dobrze tak siedzieć, nie
włączając się do rozmowy. Kiedy wreszcie Franco podniósł się,
zapadał zmrok.
Leo wyprowadził trzy konie ze stajni.
- Na Birbie już nie pojedziesz - powiedział do Joanne - więc
założyłem twoje siodło na jedną z moich klaczy.
- No i po co? - lekko obruszył się Franco. - Miałem zamiar
jechać na Birbie sam, a Joanne dać swojego konia. Byłaby na nim
absolutnie bezpieczna.
- Na mojej klaczce będzie jej jeszcze bezpieczniej -stwierdził
gładko Leo.
Ruszyli w drogę.
- Przepraszam cię za tamto - odezwał się niechętnie Franco. -
Dałem ci Birbę bez zastanowienia. Zapomniałem, że nie jezdzisz zbyt
pewnie.
- Nic wielkiego się nie stało - zapewniła go pospiesznie. - Jak
miałeś pamiętać po tylu latach? Zresztą, dopóki się nie zbiesiła,
radziłam sobie całkiem niezle. Chociaż na pewno nie tak dobrze, jak...
- Urwała, żałując, że nie zdążyła ugryzć się w język.
Wypełniała ją radość i nie chciała, by cokolwiek zburzyło ten
nastrój. Jakby rozumiejąc jej myśli, Franco tylko kiwnął głową.
Jadąc w mroku do domu, zaczęli znów rozmawiać o Rosemary.
Do Joanne wracały zdarzenia, o których nie myślała całe lata, i może
60
RS
to dziwne, ale opowiadanie o nich dawało jej poczucie szczęścia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •