[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Otwarte drzwi do mrocznego wnętrza szałasu. Dziwny
stuk. Zimno. Ciemność. Niewyrazny zarys twarzy pana
Rookhama, widzianej z jakiegoÅ› dziwacznego punktu!
Wrażenie, że była niesiona z głową przytuloną do mocnej
piersi tak, że czuła bicie serca.
Zalała ją fala gorąca. Zacisnęła ręce na brzegu tacy.
- Maggie, zabierz ją, proszę. Boję się, że spadnie.
Maggie podbiegÅ‚a, zabraÅ‚a tacÄ™ i ustawiÅ‚a jÄ… na naroż­
nej komodzie. NalaÅ‚a herbatÄ™ i przyniosÅ‚a Prudence fili­
żankę.
- ProszÄ™, niech panienka pije, póki gorÄ…ca. Potem po­
dam panience placek owsiany z masłem.
Pomimo pustki w brzuchu Prudence nie była pewna,
czy zdoÅ‚a coÅ› przeÅ‚knąć, ale filiżankÄ™ przyjęła z wdziÄ™cz­
nością i wypiła solidny łyk ożywczego naparu. Po chwili
zauważyła, że pokojówka jakoś dziwnie się jej przygląda,
badawczo, ale i z satysfakcjÄ….
- Dlaczego tak mi siÄ™ przyglÄ…dasz?
Maggie uniosła brwi z miną niewiniątka.
- Kto, panienko, ja? Nie wiem, o co panience chodzi.
Nie, tak nie mogło być.
- ProszÄ™, nie zbywaj mnie, Maggie. Co jest nie w po­
rzÄ…dku?
Pokojówka zrobiła przebiegłą minkę.
- Nie wydaje mi się, abym powiedziała, że coś jest nie
w porzÄ…dku.
Prudence bynajmniej nie poczuła się uspokojona. Co
się stało? Czy to miało coś wspólnego z wydarzeniami
ostatniej nocy?
- Jeśli powinnam o czymś wiedzieć, proszę, powiedz
mi to bez owijania w bawełnę.
- Chyba pan sam powinien o tym panience powie­
dzieć. O ile sama panienka nie wie. W co nikt z domow­
ników by nie uwierzyÅ‚, choćbym powtarzaÅ‚a im to do znu­
dzenia! Mówię panience!
Zdenerwowanie sprawiło, że serce Prudence zgubiło
rytm. Ręce trzymające filiżankę trzęsły się nieopanowanie.
Pokojówka pochyliÅ‚a siÄ™ i wyjęła filiżankÄ™ z rozdygo­
tanych palców Prudence.
- Za chwilę wszystko panienka wyleje na kołdrę!
Postawiła filiżankę na stoliczku przy łóżku, a wtedy
Prudence wyciągnęła rękę i złapała ją za ramię.
- Powiedz mi, ha litość boską!
Maggie pogładziła jej dłoń i przysiadła na krawędzi
łóżka.
- Dobrze, panienko. Nie ma siÄ™ panienka czym mar­
twić. WrÄ™cz przeciwnie, nic lepszego nie mogÅ‚o siÄ™ wyda­
rzyć. To wytrąciło trochę z równowagi panią Polmont,
oczywiście, zresztą można się było tego spodziewać. Ale
pani Wincle była tak uszczęśliwiona, że zaczęła tańczyć
wokół kuchennego stołu! Tylko pan Creggan mówił, jakby
to nie było całkiem oczywiste, że nie powinnyśmy o tym
gadać, dopóki nie dowiemy się oficjalnie. Ale pytam się,
panienko, co mieliśmy sobie pomyśleć, kiedy pan uparł
się spędzić całą noc w sypialni panienki?
Nowy obraz przemknÄ…Å‚ przed oczami przerażonej Pru­
dence. Pan Rookham - tam, w fotelu przy kominku!
A potem ogarnęła ją fala gorąca, kiedy wróciła jej pamięć.
Pocałował ją!
Przypomniał jej się również szept:  Teraz już nie ma
odwrotu". Och, co ona zrobiła? Do czego go sprowoko-
waÅ‚a? PrzypominaÅ‚a sobie mgliÅ›cie, że wpadÅ‚a w zasta­
wioną przez blizniaczki pułapkę. Pewnie dlatego pan
Rookham znalazł się w jej pokoju. To musiała być jej
wina. Nie zostaÅ‚by tutaj, gdyby go do tego nie sprowoko­
wano.
- Gdzie jest teraz pan Rookham? - Koniecznie musia­
ła się tego dowiedzieć.
- Zpi we własnym łóżku, założę się, że był okropnie
zmÄ™czony. Podkuchenna znalazÅ‚a go, kiedy przyszÅ‚a roz­
palić ogień.
- Spał w fotelu?
Maggie zrobiła skromną minkę.
- No, on był na łóżku, panienko.
- Co?!
Pokojówka podbiegła do Prudence.
- Nie w łóżku, a na łóżku, ale to żadna różnica, jak
twierdzi pani Wincle. To świadczy, że jest z panienką
zwiÄ…zany.
- To nonsens. Przecież jestem dla niego nikim, poza
tym przecież bywał już dawniej w mojej sypialni.
- Ale nie przez całą noc - odrzuciła jej argumenty
Maggie. - I nie musi się panienka przejmować słowami
pani Polmont.
- A co mówi pani Polmont?
Jakby musiała pytać!
- %7Å‚e pani zmierzaÅ‚a wÅ‚aÅ›nie do tego, by zmusić nasze­
go pana do małżeństwa. Szkoda, że panienka nie słyszała
pani Wincle! Ale na nią wsiadła, no! Mówię panience, ale
siÄ™ kłóciÅ‚y! Pan Creggan baÅ‚ siÄ™ nawet, że dojdzie do rÄ™­
koczynów. I wszyscy siÄ™ przyÅ‚Ä…czyli do awantury, po jed­
nej albo po drugiej stronie. Jedni twierdzili, że on musi,
inni, że nie. Pani Polmont ogłosiła, że ona by stąd odeszła,
a pani Wincle, że droga wolna. Nigdy nie sÅ‚yszaÅ‚a panien­
ka takiej awantury!
Przerażona Prudence mogła tylko słuchać pokojówki.
Jak do tego doszło? Czy to jej skłonność do snów na jawie
doprowadziÅ‚a do tego? Oby nigdy tu nie przyjechaÅ‚a! Wo­
lałaby w ogóle się nie urodzić, niż zmuszać pana Rookha-
ma do poświęceń. Ma się z nią ożenić tylko po to, żeby
położyć kres bredniom gromady służących? Nie wolno jej
do tego dopuścić!
Opadła na poduszki.
- ProszÄ™, Maggie, bÄ…dz tak dobra i zostaw mnie na
chwilÄ™ samÄ….
- Wcale siÄ™ panience nie dziwiÄ™. - Pokojówka pod­
niosła się z łóżka. - Zostawię tu śniadanie, bo tym razem
wolałabym nie stanąć przed panem, gdyby uznał, że nie
zadbaÅ‚am o panienkÄ™ należycie. - To powiedziawszy, za­
brała się z sypialni Prudence.
Gdy tylko za Maggie zamknęły siÄ™ drzwi, Prudence od­
rzuciÅ‚a koÅ‚drÄ™ i energicznie wstaÅ‚a z łóżka. O dziwo, caÅ‚­
kiem pewnie staÅ‚a na nogach. Odetchnęła z ulgÄ…, niezwÅ‚o­
cznie podeszÅ‚a do szafy i wyjęła szary uniform z semina­
rium.
Wraz z przebudzeniem przyszÅ‚o wspomnienie i ogrom­
na ulga. StaÅ‚o siÄ™! Nie musiaÅ‚ już tracić energii na z gó­
ry skazane na niepowodzenie próby zachowania status [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •