[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- W takim razie wrócę do siebie i... Ross zdecydowanie potrząsnął głową.
- Miałem nadzieję, że będę mógł skorzystać z twoich usług.
- Jeśli masz na myśli to, co ja myślę... - wybuch-nęła.
Uniósł kpiąco brwi.
- A co twoim zdaniem mam na myśli?
- Doskonale wiesz, co. Jeśli sądzisz, że będę chodzić z tobą do łóżka za każdym razem, gdy przyjdzie
ci na to ochota...
- Właśnie tego oczekuję.
Cathy przygryzła usta, aż poczuła smak krwi.
BAL W GÓRACH SZKOCJI
127
- Nie, nie zrobię tego! Nie pozwolę tak się wykorzystywać!
- To śmiałe słowa, ale jeśli chcesz, by twój mąż zachował pracę, to nie masz żadnego wyboru, skarbie.
A poza tym nie proszę cię przecież o nic, czego nie robiłaś wcześniej z własnej woli. Tak się jednak
składa, że w tej chwili niepotrzebnie się unosisz. Plany, jakie mam na dzisiaj, nie wymagają zdej-
mowania ubrania.
- A czego wymagają? - zapytała drżącym głosem.
- Tylko odrobiny przyjacielskiej współpracy. Dziś wieczorem ma się odbyć bal wigilijny. Trzeba
dokończyć dekorowanie sali i ubrać choinkę.
Cathy poczuła jednocześnie irytację i ulgę.
- Mathersonowie, czyli firma kateringowa, którą wynająłem, mogą się tym wszystkim zająć, ale
przyjemniej będzie, jeśli zrobimy to sami - ciągnął Ross. - Oczywiście, jeśli masz ochotę?
Cathy podjęła decyzję.
- Mam ochotę. Zawsze lubiłam Boże Narodzenie i ubieranie choinki.
Uśmiechnął się do niej ciepło i z entuzjazmem na twarzy.
- W takim razie chodzmy.
ROZDZIAA DZIEWITY
Wziął ją za rękę i pociągnął za sobą.
- Mathersonowie mieli zacząć o ósmej rano. Może zobaczymy, co już zrobili?
Nastrój Cathy poprawił się. Po raz pierwszy od chwili przyjazdu do Dunbar zrobiło jej się lekko na
sercu.
Sala wyglądała odświętnie. Okap wielkiego kominka, w którym płonął ogień, udekorowany był
ostrokrzewem i gałązkami bluszczu. Pod sufitem rozpięto serpentyny, a na drzwiach i we wszystkich
kątach umocowano gałązki zielonych roślin. Grupa robotników z drabinami właśnie kończyła zawie-
szanie gałązek świerkowych i sznurów światełek, które wyglądały jak wirujące płatki śniegu. W kącie
stała wielka choinka, jeszcze nieubrana.
Jeden z mężczyzn podszedł do nich i ukłonił się z szacunkiem.
- Dzień dobry, panie Dalgowan.
- Dzień dobry, Will. Zdaje się, że niezle wam idzie.
- Tak, proszę pana, prawie skończyliśmy.
- W takim razie my zajmiemy się resztą, a wy możecie przejść do jadalni.
- Do południa wszystko będzie gotowe.
BAL W GÓRACH SZKOCJI
129
- Dziękuję, Will. Przyjdziesz na przyjęcie wieczorem?
- Wszyscy przyjdziemy, proszę pana. To piękny widok, moja żona za nic by tego nie opuściła.
Jeszcze raz skinął głową i oddalił się. Robotnicy zaczęli przenosić drabiny i narzędzia do sąsiedniego
pomieszczenia. Ross spojrzał na Cathy.
- Możemy zaczynać?
W kącie obok choinki stał długi stół, a na nim bukieciki jemioły, które należało rozwiesić oraz trzy
duże kartonowe pudełka owiązane sznurkiem.
- Ozdoby na choinkę - wyjaśnił Ross, otwierając pudełka- Trzymamy je na strychu i co roku znosimy
na dół. Ale może najpierw zajmiemy się jąmiołą?
' Ustalili, gdzie mają zawisnąć wiązanki i Ross porozwieszał je, stojąc na niskiej drabince. Potem
nadeszła kolej na kartony. Cathy odsunęła pasmo włosów z policzka i spojrzenie Rossa zatrzymało się
na obrÄ…czce na jej palcu.
- Lepiej daj mi tę obrączkę, bo znowu ją zgubisz. Nim zdążyła zaprotestować, zsunął złote kółko
z jej palca i wrzucił do kieszeni.
Cathy znalazła w jednym z pudełek gumkę i związała kłopotliwe włosy w koński ogon. W pudełkach
znajdowały się bombki w różnych kolorach i rozmiarach, długie szklane sopelki i płatki śniegu,
saneczki i latarnie, sznury światełek, wszystkie cenne atrybuty minionych świąt. Przez następne dwie
godziny pracowali razem, rozmawiając jak starzy przyjaciele i ozdabiając niższe gałęzie drzewka.
130
LEE WILKINSON
Gdy doszli do wyższych, Cathy podejmowała decyzje, co gdzie powiesić, a Ross wykonywał jej pole-
cenia, stojąc na drabinie. Czas mijał szybko i zrobiło się prawie wpół do drugiej, nim wreszcie Ross
ogłosił przerwę i kazał przynieść kanapki.
Zjedli lunch, siedząc na starej sofie przed kominkiem, a potem znów wrócili do pracy. Pudełka
opróżniały się stopniowo i w końcu choinka zaczęła wyglądać tak, jak powinna wyglądać prawdziwa
choinka. Pozostał jeszcze wybór ozdoby na szczyt: mogli wybierać między wspaniałą, srebrną
gwiazdą a tłustą wróżką o rozradowanej bladej twarzy, z magiczną różdżką i skrzydłami z gazy.
Ross popatrzył na obydwie ozdoby i zapytał:
- I co o tym sądzisz, kobieto o wyrafinowanym guście?
- Wróżka - stwierdziła Cathy zdecydowanie. Ross jęknął. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •