[ Pobierz całość w formacie PDF ]

usiadła, więc natychmiast odgadłam, kto to taki. Zażądała poprzednio czegoś, z
czym subiekt musiał się zwrócić do kolegi.
 Panna Jenkyns potrzebuje czarnej tafty po dwa szylingi i dwa pensy za jard.
Pan Holbrook usłyszał nazwisko i w dwóch susach znalazł się w naszej części
sklepu.
 Matty... panna Matylda... panna Jenkyns! O, Boże! Nie poznałbym wcale.
Jak się pani miewa?... Jak się pani miewa?  Potrząsał jej dłonią w sposób
świadczący o przyjaznych uczuciach, ale powtarzał tak często, jak gdyby do
siebie samego:  nie byłbym pani poznał , że jego zachowanie nie pozwalało mi
na snucie dalej romansu, który być może skłonna byłam tworzyć.
Jednakże mówił bez przerwy przez cały czas, kiedy byliśmy w sklepie, a
potem odsuwając na bok machnięciem ręki subiekta z nie zakupionymi jeszcze
rękawiczkami, zawołał:  Kiedy indziej, kiedy indziej  i odprowadził nas do
domu. Z zadowoleniem przyznaję, że druga klientka, panna Matty, także opuściła
sklep w równym podnieceniu, nie kupiwszy ani zielonego, ani czerwonego
jedwabiu. Pana Holbrooka przepełniała uczciwa szczera radość z powodu
spotkania dawnej miłości: wspomniał o zmianach, jakie zaszły, wyraził się nawet
o pannie Jenkyns:  Pani biedna siostra! No cóż, każdy z nas ma jakieś wady , i
pożegnał nas wyrażając kilkakrotnie nadzieję, że wkrótce znów zobaczy pannę
Matyldę. Udała się wprost do swego pokoju i nie pokazywała się aż do naszej
wieczornej herbaty, a wtedy odniosłam wrażenie, że ma zaczerwienione oczy.
ROZDZIAA IV
Wizyta u starego kawalera
W parę dni pózniej przyszedł list od pana Holbrooka, zapraszający nas
(taktownie zapraszający nas obie) formalnym, staroświeckim stylem, byśmy
spędziły dzień w jego domu, długi czerwcowy dzień, bo właśnie był czerwiec.
Jednocześnie wspomniał, że zaprosił także swą kuzynkę, pannę Pole, więc
mogłybyśmy zabrać się razem jednokonką, która poczekałaby u niego, by nas
odwiezć z powrotem.
Myślałam że panna Matty aż podskoczy z radości na to zaproszenie. Ale gdzie
tam! Panna Pole i ja z największą trudnością namówiłyśmy ją, by jechała. Uwa-
żała to za niewłaściwe i nawet była niemile zaskoczona, kiedyśmy absolutnie nie
dostrzegały nic niewłaściwego w tym, że w towarzystwie dwóch innych pań uda
się z wizytą do dawnego wielbiciela. Następnie pojawiła się poważniejsza
trudność. Sądziła, że Debora nie życzyłaby sobie, żeby ona odwiedzała pana
Holbrooka. Przełamanie tej trudności wymagało pół dnia usilnego
przekonywania; ale pochwyciłam pierwszą okazję, pierwsze jej ustępliwe słowo,
i napisałam w jej imieniu list z wyznaczeniem dnia i godziny, żeby wszystko
ustalić i z tym skończyć.
Nazajutrz rano panna Matty zapytała, czy nie poszłabym z nią do sklepu,
gdzie po długim wahaniu wskazała trzy czepeczki, które miały być przysłane do
domu, celem przymierzenia ich i wybrania najbardziej twarzowego na
czwartkowÄ… wizytÄ™.
Przez całą drogę do Woodley panna Matty trwała w stanie milczącego
podniecenia. Widocznie nigdy jeszcze tam nie była. Absolutnie nie orientowała
się, że wiem cokolwiek o tej dawnej historii, a ja dostrzegłam, że cała drży na
myśl, że zobaczy to miejsce, które mogło być jej domem i wokół którego krążyło
zapewne wiele jej dziewczęcych snów. Długo jechałyśmy wyboistymi polnymi
drogami. Panna Matylda siedziała wyprostowana i spoglądała w zamyśleniu
przez okno pojazdu, kiedy zbliżałyśmy się do końca drogi. Okolica wyglądała
spokojnie i sielsko. Woodley leżało wśród pól: dom otoczony staroświeckim
ogrodem, w którym krzaki róż i porzeczek splatały się ze sobą, a pierzasta zieleń
szparagów tworzyła piękne tło dla gozdzików i lewkonii. Nie było podjazdu
przed domem. Wysiadłyśmy przy niewielkiej furtce i poszłyśmy- prostą ścieżką
wysadzanÄ… bukszpanami.
 Mój kuzyn mógłby zrobić tu podjazd  zauważyła panna Pole, która
obawiała się bólu ucha, mając tylko czepeczek na głowie.
 A mnie się zdaje, że jest tu bardzo ładnie  oświadczyła panna Matty z
jakąś miękką nutką w głosie i prawie szeptem, bo właśnie pan Holbrook pojawił
się u drzwi, zacierając ręce w ferworze gościnności. Wydał mi się jeszcze bardziej
niż przedtem podobny do Don Kichota, ale tylko pod względem zewnętrznym.
Jego zażywna klucznica stała we drzwiach, aby nas powitać, a kiedy prowadziła
starsze panie na górę, by zdjęły okrycia, ja poprosiłam, żebym mogła przyjrzeć
się ogrodowi. Widocznie moja prośba sprawiła przyjemność gospodarzowi, bo
oprowadził mnie po całej posiadłości i pokazał dwadzieścia sześć swoich krów,
którym zamiast imion ponadawał kolejne litery alfabetu. Parokrotnie w czasie
spaceru wprawił mnie w zdumienie, bo cytował bardzo a propos piękne urywki
poezji, przeskakując swobodnie od Shakespeare'a i George'a Herberta do poetów
współczesnych, a robił to tak naturalnie, jak gdyby głośno myślał, zaś ich piękne i
oddające prawdę określenia stanowiły najlepszy wyraz tego, co sam sądził i czuł.
Oczywiście, Byrona tytułował  milordem Byronem , i z angielska wymawiał
nazwisko Goethego, dokÅ‚adnie tak, jak siÄ™ pisze.  Jak mówi Goethe: »Wy, [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •