[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozmawialiśmy o jego domu w Kencie. Opowiedział mi o swojej matce, siostrach i swojej
narzeczonej, którą zamierza poślubić następnej wiosny, gdy zakończy służbę w Ravensglass.
Jack odłożył sztućce. Nadal nie rozumiał, dlaczego taką przyjemność sprawia mu
prowokowanie tej panny. Wiedział tylko, że Anna bardzo go drażni.
Podczas pobytu królewskiej świty w Ravensglass widywał ją do tej pory rzadko i
dopiero tego wieczoru znalazła się tuż przy nim w pięknej, szkarłatnej sukni, która
przyciągała wzrok wszystkich mężczyzn w sali. Jack nie słyszał, o czym rozmawiała z
Chantrym, ale kątem oka widział, jakie miny robił ten młokos. Może jednak Chantry
niewłaściwie odczytał tę sytuację?
- Przykro mi, jeśli cię uraziłem, pani - powiedział nieco zakłopotany. - Nie pierwszy
raz mi przykro, jednak dowódca, który ma pod komendą tylu młodych ludzi, musi się
troszczyć o stan ich umysłów.
- Możesz być o to spokojny, panie, bo przekułeś ich wszystkich na swoją modłę.
Myślą tylko o obowiązku i... śmierci.
- Dlaczego to mówisz, pani, w dodatku takim tonem, jakbyś mnie oskarżała?
- Mój lordzie, myślę, że jesteś wyzuty z wszelkich ludzkich uczuć - powiedziała ze
złością, - Jeśli jednak traktować Willa Chantry'ego jako przykład, to twoi podwładni, chwalić
Boga, są inni, a jednak żaden z tych młodych ludzi nie potrafi ani na chwilę zapomnieć o
swoim obowiązku. Jesteś, panie, znany z żelaznej dyscypliny.
- To nie jest francuska szkoła tańca, tylko garnizon na wciąż płonących rubieżach!
Rozwścieczona dziewczyna nie zważała już na maniery. Ci chłopcy są tylko
chłopcami, którzy potrzebują nie bata, lecz troski i zrozumienia, a także rozrywek. Zimny i
ponury komendant oczywiście tego nie rozumie, lecz nawet Jej Wysokość, która ma na
głowie całe państwo, dostrzegła ten problem.
- Nie znam myśli Najjaśniejszej Pani - odparł kwaśno Jack - lecz nie uwierzę, że
skrytykowała to, co robię w tym odległym zakątku królestwa, by zapewnić bezpieczeństwo
jej poddanym.
- Królowa nie neguje twoich, panie, wojskowych cnót, tylko zwróciła mi uwagę, że
każdy mężczyzna potrzebuje w życiu trochę ciepła. Dziś wieczorem staram się zadośćuczynić
jej życzeniu i nie chciałabym, żebyś ty, mój lordzie, krytykował to, co ja robię.
- Jeśli możesz, pani, zapomnieć na chwilę o sporze, jaki prowadzimy, to ci coś
powiem. Naturalnie wiem, że wszyscy ci młodzi mężczyzni pragną, jak to nazwałaś, ciepła,
bo to naturalna potrzeba każdego z nas, jednak ta okolica jest nieustającym polem bitwy i
dlatego właśnie takie uczucia są nie na miejscu. Z tej przyczyny stałem się twardym dowódcą.
Czy nadal sądzisz, że młody człowiek chciałby ruszyć na wojnę, gdzie być może czeka go
kalectwo lub - śmierć, gdyby miał w głowie romanse?
Te słowa nią wstrząsnęły. Starała się tego nie okazać, lecz mimo woli szerzej
otworzyła oczy, bowiem w głosie Jacka usłyszała zrozumienie i współczucie. Mimo to nie
mogła pozwolić, by jego było na wierzchu.
- Tutaj wcale tak to nie wygląda.
- Masz rację, lady Anno, chronią nas bowiem grube mury i strach naszych wrogów,
którzy niejeden raz poczuli naszą siłę. Lecz niebezpieczeństwo czai się nieustannie i wróg
tylko czeka na okazję, by nas zniszczyć, i dlatego chciałbym, żeby każdy z tych chłopaków,
którzy trafiają pod moją opiekę, przykładał się do ćwiczeń i, co ważniejsze, pozostał przy
życiu, gdy znajdzie się w prawdziwej bitwie.
- Rozumiem - powiedziała i nagle się uśmiechnęła. Właśnie taki uśmiech mąci w
głowie mężczyznom, pobudza ich wyobraznie i pragnienia, pomyślał Jack. Gdyby miał dwa-
dzieścia lat, pewnie reagowałby tak samo jak jego podwładni, ale teraz po prostu znów się
zirytował.
- Jestem przekonany, że nic nie rozumiesz, pani - odparł szorstko.
Uśmiech Anny stopniał, choć przed chwilą z wielką uwagą słuchała Jacka, który
wydał jej się prawie ludzki.
- Nie podoba ci się, panie, nic z tego, co mówię lub robię, prawda? - Postawiła to
pytanie, zanim pomyślała o jego celu. A jednak... pamiętała, z jaką pasją Jack mówił o swoich
żołnierzach, jak ożywiły się wtedy jego oczy.
Nagłe przyszło jej do głowy, że matka lub narzeczona, która oddaje syna lub kochanka
pod komendę takiego dowódcy, nie trafia najgorzej. Nawet jej wystarczyło spędzić niecały
dzień w Ravensglass, by przekonać się, że cała załoga uwielbia komendanta.
To dziwny i trudny człowiek, co do tego panowała zgodna opinia. Wielu żołnierzy
nieraz zostało zruganych lub nawet doświadczyło ciężkiej ręki lorda Hamiltona, a jednak
wszyscy mieli absolutną pewność, że komendant będzie ich wspierał zarówno w bitwie, jak w
każdym życiowym kłopocie.
Posiłek dobiegł końca, zanim Jack zdążył jej odpowiedzieć. Królowa wstała od stołu,
w ślad za nią uczynili to wszyscy obecni. Jack skłonił się przed Anną.
- Proszę mi wybaczyć, moje miejsce jest teraz przy Jej Wysokości.
Poszła za nim naburmuszona. Jack jest taki irytujący, pomyślała kwaśno. Nieraz już
wyciągała do niego rękę na zgodę, więc powinien się zorientować w jej przyjaznych
zamiarach, on jednak wolał tego nie zauważać i, co gorsza, nieustannie niweczył jej wysiłki
agresywnymi uwagami.
W jasno oświetlonej sali, przy dzwiękach muzyki, Anna tańczyła z uśmiechem na
twarzy i starała się sprostać wielkim ideałom, o których rozmawiała najpierw z królową, a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]