[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Boję się, że zasypie drogę, wracajmy lepiej do domu
- zadecydował Jed.
- Dobrze.
Zanim wyjechali z miasta, śnieg zaczął sypać coraz obfi
ciej, ale duże płatki, które osiadały na szybie, prędko znikały.
Im dalej jechali, tym bielszy był świat.
- Narciarze się ucieszą - rzekł Jed. - Właściciele wycią
gów pewno modlą się, żeby solidnie popadało i żeby śnieg
leżał do wiosny.
- To nasza pierwsza wspólna zima. Rok temu jeszcze nie
wiedzieliśmy o swoim istnieniu.
- Rzeczywiście.
- Zawsze chciałam nauczyć się jezdzić na nartach. Ty
umiesz, prawda? Och, przepraszam, jestem nietaktowna. -
Zawstydzona położyła rękę na ustach. Za pózno uświadomiła
sobie, że tej zimy Jed nie będzie mógł jezdzić. - Gdybym nie
spowodowała wypadku...
- To nie twoja wina.
- Moja.
Wiedziała, że kiedyś i tak muszą o tym porozmawiać. Mo
że teraz nadszedł odpowiedni moment?
- To był zbieg okoliczności.
- Nie tylko. Czy jechałam za szybko?
- Nie. Musimy patrzeć w przyszłość, więc nie warto stale
wracać do tego tematu.
- Problem w tym, że tak naprawdę wcale o nim nie roz
mawialiśmy. Jakbyśmy spuścili na ten wypadek zasłonę mil
czenia.
KONIEC ROZTERKI 77
- Bo co się stało, to się nie odstanie - zniecierpliwił się.
- Wałkowanie tego na okrągło nic nie da, to tylko niepotrzeb
na strata czasu i nerwów.
- Ale może szczera rozmowa pomogłaby nam zrozu
mieć...
- Nie Å‚udz siÄ™.
- Jesteś... nieczuły - wybuchnęła.
- Nic na to nie poradzÄ™.
- Nic nie poradzę! - przedrzezniła go. - Nie lubisz ludzi,
prawda? Wolisz być sam. Nie lubisz, gdy ktoś cię o coś pyta.
Czasami wydaje mi się, że byłoby mi łatwiej, gdybyś na mnie
krzyknął, gdybyś oskarżył.
- Ale nie mam o co.
- Jak to, nie masz? - zawołała rozgoryczona. - Jestem
winna, muszę odpokutować...
- Przesadzasz - rzekł dość ostro. - Przecież taki wypa
dek każdemu może się zdarzyć. Zresztą teraz nie jest odpo
wiednia pora, żeby o tym mówić.
- A kiedy będzie odpowiednia? - syknęła. - Pewno ni
gdy, bo za każdym razem, gdy zaczynam mówić na ten temat,
wykręcasz się, wycofujesz...
- A ty postępujesz inaczej?
- Tak, nie... bo...
- Bo co? Z jakiego powodu?
Przestraszyła się, że wybuchnie płaczem, a to do niczego
nie prowadziło. Bała się zapytać o to, co najważniejsze, bała
się, że usłyszy coś, czego nie chce wiedzieć. I ze strachu
przed tym wycofała się.
- Już nic - mruknęła. - Przepraszam.
Jed zacisnął palce na kierownicy i bezwiednie dodał gazu.
78 KONIEC ROZTERKI
- Czyli przyznajesz, że nie ma o czym mówić i nie warto
do tego wracać, tak? Było, minęło, na szczęście wylizaliśmy
się z ran. Ale skoro tak bardzo gnębi cię poczucie winy i uwa
żasz, że musisz wyrzucić...
- To najlepiej, żebym poszła do psychiatry - dokończyła
rozgoryczona. - To chciałeś powiedzieć?
Jed zaklął pod nosem, gwałtownie zwolnił, zjechał na
pobocze i stanÄ…Å‚.
- Przepraszam - rzekł cicho, patrząc przed siebie. -
Wiem, że nie pomagam ci, ale...
- Nie masz ochoty o tym rozmawiać?
- Tak - przyznał otwarcie. - I wydaje mi się, że tak na
prawdę ty też nie chcesz. Jeszcze nie. Myślę, że nie jesteś
gotowa. Taka rozmowa kosztuje dużo nerwów, więc zacze
kajmy, aż będziesz silniejsza, zdrowsza...
Pomyślała, że liczy na to, iż wraz z upływem czasu spoj
rzy na wszystko spokojnie, bez emocji. Zawsze bała się roz
mów o uczuciach, a teraz obawiała się, że zirytuje Jeda i on
jeszcze bardziej zamknie się w sobie, nie będzie chciał roz
mawiać na żaden temat, a to byłoby nie do zniesienia. Uzna
ła, że nie warto się upierać.
- Masz rację - powiedziała po długim milczeniu. -
Jedzmy do domu, bo za chwilę śnieg zasypie samochód
i znajdą nas dopiero podczas odwilży.
- Tak...
Sprawiał wrażenie, jakby chciał coś dodać, ale widocznie
się rozmyślił. Włączył silnik i ostrożnie wjechał na szosę.
- Umówiłaś się z panią McKenzie? - spytał, aby zmienić
temat. - Kiedy zaczniesz malować?
- Chyba od poniedziałku.
KONIEC ROZTERKI 79
Usiłowała mówić opanowanym głosem, lecz na próżno.
Ogarniała ją rozpacz, uczucie beznadziejności i strach, że
znowu się załamie. Zgodziła się z Jedem, chociaż wiedziała,
że jeżeli nie przedyskutują okoliczności wypadku, jeśli nie
powiedzÄ… sobie, jak siÄ™ czuli i co czujÄ… teraz, nigdy nie roz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]