[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w tejże chwili spazm nerwowy chwycił mię za gardło,
wykrzywił usta i głos
odebrał zupełnie. Sama poczułam, że robi się ze mną coś
niepotrzebnego i
musiałam w istocie mieć jakieś dziwne oczy, bo mój opiekun
mrugnÄ…Å‚ coÅ› o
waryatkach i histeryczkach i poszedł szukać, czy się nie
znajdzie w pociÄ…gu
doktor. Znalazło się ich aż trzech i wszyscy przyszli mnie
ratować. Dali mi
jakichś kropli, kazali się rozpiąć, położyć i okryć ciepło, a
nareszcie jednemu
z nich przyszło na myśl napoić mnie gorącą herbatą. Okazało
się wtedy, że, prócz
innych powodów, i głód przyczynia się do mojego stanu.
Bodaj że od wyjazdu z
Wenecyi nic nie jadłam.
Nakarmiona, ogrzana i otulona pledami, pod opiekÄ… tych
poczciwych ludzi,
zasnęłam mocno. A gdym się obudziła, już słońce zachodziło i
zbliżaliśmy się do
X. Co mię tam czekało?
Ale czuÅ‚am siÄ™ silniejszÄ… i dość spokojnÄ…. «Co bÄ™dzie, to
będzie! Raz kozie
Å›mierć»! rzekÅ‚am sobie i zaczęłam zbierać manatki, ubranie
doprowadzać do
porządku i wogóle ruszać się, aby nie myśleć.
Aż zaczęły migotać latarnie, mijać poczęliśmy zabudowania i
uliczki, kilka
pociągów obok nas się przesunęło, buchnęliśmy parą i
wpadliśmy na dworzec. W
tłumie, w tłoku, w rwetesie, jaki panował, ja, wychylona przez
okno, szukałam
jednej tylko twarzy.
Jest, czy go niema? Znowu dreszcze mnie porwały i zęby
zaczęły mi latać w
szczękach, oczy moje gorączkowo przesuwały się po tłumie,
szukały, szukały.
Jest, czy go niema?
A w piersi rozkołatało się serce jak dzwon.
Aż dostrzegłam. Stał pod latarnią w jasnem palcie, górując
ponad tłumem.
Kapelusz miał głęboko nasunięty na oczy, brwi zmarszczone.
Obu rękami wspierał
siÄ™ na lasce.
Wagon pomknął dalej i twarz jego znikła w tłumie. Coś
okropnego, jakiś ból jak
sztylet, przedarł mi piersi. %7łył... Był zdrów... Nic mu się nie
stało...
Więc?...
Szłam powoli za tragarzem, niosącym moje rzeczy. W głowie
mi huczało.
Witam panią odezwał się jego glos tuż za mną.
Podaliśmy sobie ręce w milczeniu. Nie śmiałam mu w oczy
spojrzeć.
Znalazł mi miejsce w poczekalni, wziął kwit i zajął się mojemi
paczkami. Potem
wsiedliśmy do dorożki i pojechaliśmy do hotelu. Dano mi
numer, wniesiono rzeczy,
zdjęłam płaszcz i kapelusz, on palto swe powiesił na
wieszadle. Przyszedł kelner
po paszport.
Przez cały czas nie przemówiliśmy do siebie
ani słowa. Widziałam tylko, że twarz jego chmurna jak noc,
widziałam głęboką
zmarszczkę na czole, zaciśnięte usta, słyszałam, gdy mówił do
służby, głos
zduszony i martwy.
Wreszcie wszelkie sprawy ukończono. Drzwi się zamknęły,
zostaliśmy sami. Ja
byÅ‚am spokojna-«Raz skoÅ„czyć to trzeba», myÅ›laÅ‚am, «raz
skoÅ„czyć koniecznie».
Spojrzałam na niego. Stał w najciemniejszym kącie pokoju, z
czołem opartem o
ramÄ™ okiennÄ….
Wstałam i poszłam do drzwi. Klucz w zamku zakręciłam.
Pamiętam, że to zrobiłam z
pewną złością, jak gdybym chciała wylać w ten sposób z
siebie jakiÅ› gniew.
Wróciłam do swego miejsca przy stole, usiadłam na fotelu i
rzekłam:
Proszę pana, teraz możemy pomówić... Niech pan tu
przyjdzie!
On się poruszył, odszedł od okna i chwilę stał za mną
milczÄ…cy.
Proszę pana... zaczęłam znowu.
Aż nagle runął mi do nóg, objął moje kolana i tulić się do nich
zaczÄ…Å‚ mocno,
mocno, namiętnie.
I wyznał mi wszystko. Nie, nie wytrzymał. Zrazu było dobrze,
pracował, prowadził
życie wzorowe, żył myślą o mnie i o przyszłości szczęśliwej. I
wytrwałby do
końca, taki już był blizki termin! Ale najechała cała paczka
dawnych przyjaciół,
a co gorsza, dawnych przyjaciółek i wciągnąć się dał i od paru
tygodni hulał,
pił, grał, ach! i gorzej jeszcze!... i gorzej jeszcze... Dzisiaj
nawet telegram
mój przyniesiono mu podczas wesołego śniadania
do knajpy, do dziury takiej, do takiej kompanii, że nawet
wspomnieć tam moje
imię, w myśli je wymówić, było obrazą i ohydą
najstraszniejszą! Więc teraz
wszystko przepadło. Bo już widać jasno, że on jest łotrem
niepoprawnym,
wstrętnym łotrem i że przed nim jedna tylko zguba i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]