[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odgrywa się za jakieś krzywdy, to i tak nie jesteśmy w stanie ustalić, kto
figuruje na jego liście.
 Opalińscy, Ligęzowie, kto wie, mo\e i Korniaktowie...  sypałem
nazwiskami wrogów rodziny Stadnickich.
 Do tej pory nie dopadł \adnego Komiakta  zauwa\ył Jarek
 Trzeba ustalić, ilu jest w Polsce ludzi o tym nazwisku i czy są jacyś w
Warszawie...
W niedzielę rano wyszedłem z kościoła i włączyłem telefon komórkowy.
Zaraz te\ przyszedł SMS. Generał Skorliński. Przeczytałem wiadomość i
uniosłem wysoko brwi. Wystukałem numer szefa.
61
 Halo?  usłyszałem jego głos.
 Zidentyfikowali nam diablika...  wydyszałem.  Diabła  po-
prawiłem się.
 Znakomicie!  ucieszył się szef.  I kto to jest?
 Sylwester Malik, lat dwadzieścia siedem, z wykształcenia ślusarz
narzędziowy. Ostatnio zatrudniony w warsztatach naprawy taboru kole-
jowego.
 Co?  zdumiał się szef.
 Przed tygodniem zbiegł z zakładu dla umysłowo chorych w Tworkach
pod Warszawą.
 Musisz tam pojechać i dowiedzieć się, ile tylko zdołasz...  polecił. 
Pewnie będą się zasłaniali tajemnicą lekarską, ale ten człowiek jest
niebezpieczny dla otoczenia, więc...
 Zrobię, co tylko się da  zapewniłem.  Do Warszawy przyje\d\a
Marek... Wie pan, ten policjant...
 Z Lublina  uzupełnił szef.
 Oddelegowali go do tej sprawy, dostał wezwanie jeszcze wczoraj...
Muszę go odebrać z Dworca Centralnego za czterdzieści pięć minut.
 To goń, bo się spóznisz...
Kilka minut pózniej wsiadłem do samochodu. Marek przyjechał o czasie.
 Dawno się nie widzieliśmy...  za\artował.
 Gdyby upływ czasu mierzyć nie w minutach, ale w zdarzeniach, to
minęły całe wieki  pozwoliłem sobie na poetycką metaforę.
 Wiem, narozrabiał wam na aukcji. Zdaje się było kilkunastu lekko
rannych. Podobno masz jego zdjęcie?
 Tak, nasz młody przyjaciel zrobił  podałem mu kolorowy wydruk.
 Nie wygląda na szczególnie groznego  mruknął.  Ale pozory mogą
mylić.
Szpital dla umysłowo chorych le\y na obrze\ach podwarszawskiego
Pruszkowa. Budynki wzniesiono przewa\nie jeszcze w XIX stuleciu, potem
dobudowano jeszcze parę... Pomiędzy nimi znajduje się stary park. Grube
drzewa, ławeczki, trawniki i alejki wysypane \wirem tworzą nastrój
spokojny, choć nieco melancholijny. Pacjenci podzieleni są na kilka
kategorii. Ten nasz nie był uwa\any za szczególnie groznego.
 Spokojnie tu i nawet przyjemnie  mruknął Marek, gdy szliśmy przez
park kierując się planikiem narysowanym nam przez portiera siedzącego na
bramie.
Kilka minut pózniej siedzieliśmy wygodnie w fotelach. Brodaty lekarz,
który przedstawił się jako doktor Jakubowski, wyciągnął opasłą teczkę z
historią choroby naszego gagatka.
 Nie będę panów zanudzał terminologią naukową powiedział na
wstępie.
 Mimo to chcielibyśmy usłyszeć jakąś ogólną diagnozę, \eby wiedzieć,
czego się po nim spodziewać  zasugerowałem.
 Ale\ oczywiście. To coś w rodzaju opętania  uśmiechnął się z wła-
snego dowcipu, o ile to był dowcip.  Stworzenie sobie fałszywej osobo-
wości, która stopniowo wypiera prawdziwą. Dość częsty i szczerze po-
wiedziawszy banalny przypadek, przewa\nie daje się niezle leczyć i w
większości przypadków mija bez śladu. Czasem zdarzają się oczywiście sil-
niejsze lub słabsze nawroty...
 Wydaje mu się, \e jest kimś innym?  zadałem pytanie uściślające.
 Tak. Ale zapewne nie cały czas, mo\e mieć przebłyski świadomości
prawdziwej to\samości. Jeśli w takim momencie zda sobie sprawę z tego co
62
się z nim dzieje, prawdopodobnie poszuka pomocy psychiatry lub księdza.
 Księdza?  zdziwiłem się.
 Mo\e dojść do wniosku, \e jest opętany. Tyle tylko, \e wpadnie jak mysz
w pułapkę, bo ksiądz skieruje go do egzorcysty, a wszyscy egzorcyści
przechodzą drobiazgowe szkolenia psychiatryczne, \eby odró\niać chorobę
od prawdziwego opętania...
Szczęka lekko opadła mi z wra\enia, ale Marka słowa doktora jakby wcale
nie zdziwiły. Mo\e wiedział ju\ o tym?
 Jak tu trafił?  zmieniłem trochę temat.
 Przywiezli go do nas pół roku temu  powiedział.
 W jakich okolicznościach?  poczułem, \e to mo\e być dla sprawy
istotne.
 No có\, pracował w zakładach remontowych. Korzystając z prasy
podrzutowej wykuł sobie piękną szablę. Stała w pakamerze socjalnej, gdzie
robotnicy jedli zazwyczaj drugie śniadania. Malik, choć nie miał
wykształcenia, du\o czytał i  jak wspominają zanudzał ich opowieściami
z \ycia polskiej szlachty, a niejednokrotnie dawał do zrozumienia, \e te\ się
do tej grupy zalicza, a tylko chichot historii skazał go na nudną egzystencję
ślusarza.
 I co oni na to?
 W zasadzie go lubili, więc puszczali jego bajdurzenia mimo uszu.
Przestało im się podobać, jak zaczął tłumaczyć, \e powinni odrabiać za
niego pańszczyznę.
 Co?  zdumiałem się.
 Stwierdził, \e on jako szlachcic nie mo\e pracować fizycznie. Było ich w
zespole sześciu. Umyślił to tak, \e ka\dy z nich miał zostawać codziennie
godzinę dłu\ej, a on by do roboty przychodził tylko po wypłatę.
 A to ci dopiero  Marek z podziwem pokiwał głową.  Jak rozumiem,
wkurzyli się?
 Właśnie. Chcieli mu dać w zęby, by  jak to określili   przywrócić
mu świadomość klasową". Niestety, nie zdą\yli, bo złapał za szablę i natarł
na nich jak wariat. Na szczęście w pakamerze było ciasno i walały się
rozmaite graty. Zdołali go rozbroić i stuknęli deską po głowie, \eby stracił
przytomność. Tylko dwaj zostali powierzchownie ranni, ale uraz do
szlachty będą chyba mieli na całe \ycie. A potem wezwali nas.
 I co było dalej?  zaciekawiłem się.
 U nas podał personalia Stanisław Stadnicki herbu Dru\yna, stwierdził, \e
jest inkarnacją słynnego Diabła Aańcuckiego i zagroził krwawym odwetem,
jeśli nie zostanie natychmiast wypuszczony.
 O rany  mruknąłem.
 Ee  lekarz machnął dłonią.  Co drugi nasz pacjent tak mówi.
Bywało ju\, \e straszyli nas odwetem Marsjan, jeden twierdził, \e jest
bratem prezydenta... Zastosowaliśmy silne środki psychotropowe i trochę
doszedł do siebie. Niestety, dwa tygodnie temu zdarzyło się drobne
niedopatrzenie. Mamy niezle zaopatrzoną bibliotekę, dostaliśmy te\ od
sponsorów prenumeratę kilku pism. I pech chciał, \e nasz Malik-Stadnicki
zamówił sobie dwa roczniki  Spotkań z Zabytkami". Trafił akurat na
artykuły dotyczące Polski szlacheckiej i cale leczenie diabli wzięli. Uciekł
podczas spaceru... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •