[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mu dziwna szarość.
Wracamy do obozu powiedziałem. Panie Genku, zapraszam do kajaka razem z
Agnieszką. Przewiozę was do obozu, a potem wrócę po następnych.
Agnieszka usiadła z przodu, a ja z tyłu. W środku miał zasiąść Genek. Już nawet wsadził
jedną nogę do kajaka, gdy ogarnęły go wątpliwości.
Nie, ja zostanę. Jeszcze trochę zostanę... szepnął.
Wzruszyłem ramionami:
Jakże to tak, panie Genku? Nie chce pan towarzyszyć Agnieszce? Ledwie zobaczył pan
piękną wróżkę, a już decyduje się pan zostać na wyspie? Przecież Agnieszka jest równie
piękna...
To afront wobec Agnieszki stwierdził Andrzej. Nareszcie i on miał sposobność
zemścić się na rybaku .
Nawet Herr Strom gdy Andrzej wyjaśnił mu decyzję Genka z dezaprobatą pokręcił
głową.
Na miejscu Genka usiadł Franciszek.
Ja wolę być w obozie. Zaraz będzie burza rzekł.
Spojrzeliśmy na niebo. Rzeczywiście nadchodziła burza czarne wyciągnięte ramię
chmur zagarniało zmętniałe niebo.
Burze tu są okropne. Długie. Pioruny biją w jezioro, a chmury kołują nad wodą
przypomniał Andrzej.
Krystyna nareszcie przemówiła:
Boję się. Panie Tomaszu, ja się boję burzy. Zwijam namiot i przenoszę się do waszego
obozu.
Wyskoczyłem z kajaka.
Paweł! Przewiez do brzegu pana Franciszka i panią Agnieszkę.
I pobiegłem pomagać Krystynie w przeniesieniu jej obozu. Wszystkie drobniejsze rzeczy
wrzuciliśmy do wnętrza kajaka, na wierzchu położyliśmy złożony namiot. Ale i burza goniła
na tysiącu koni. Sięgnęła po słońce i zaraz zrobiło się ciemno. W uszach aż dzwięczało od
ciężkiej ciszy. W górze kotłowały się żółtawoczarne chmury, spiętrzone jak ogromny kok na
głowie czarownicy. Jezioro trwało nieruchomo, jakby pełne rozgrzanego ołowiu.
Kilkanaście metrów od brzegu wyspy odczuliśmy pierwszy podmuch wiatru. Był
delikatny i wydał się bardzo przyjemny, jakby ktoś uchylił okno w dusznej sali. Zaraz potem
jednak uderzył w nas wicher. Pod jego naporem kajak o mało nie przewrócił się. W mgnieniu
oka na jeziorze podniosły się fale.
Obejrzałem się na wyspę. Paweł zdążył już moim składakiem przetransportować do
obozu Andrzeja i doktora Stroma, Zosię i Romana. Na cyplu samotnie sterczał jeszcze tylko
Chudy Genek, który zapewne z powodu swych dolegliwości ciągle nie mógł się zdecydować
na podróż przez jezioro. Czyżby moja zemsta miała się najdoskonalej dopełnić i Chudego
Genka czekał samotny pobyt na bezludnej (tym razem na pewno bezludnej) wyspie?
Wiosłowaliśmy z trudnością. W kajaku było ciasno, nie można było siedzieć, lecz co
najwyżej klęczeć. Dął wiatr i w tej pozycji trzeba było utrzymać równowagę na wysokiej,
kapryśnej fali. Na szczęście Krystyna okazała się doskonałą wioślarką.
Już na brzegu złapały nas pierwsze krople ulewy. Paweł odziany w nieprzemakalny
płaszcz wyruszył w ostatni rejs na wyspę.
Zobaczysz, jak on zmoknie wołał do mnie przekrzykując wichurę.
Nie interesował mnie jednak los Chudego Genka. Obóz zalały potoki deszczu, otwarło się
niebo z workiem oślepiających błyskawic i grzmotów. Ale jeszcze przedtem Paweł i Genek
zdołali powrócić z wyspy, może właśnie tak było najlepiej? Nie należy przecież żądać zbyt
wiele, nawet od uśmiechniętego losu.
Zapaliłem dwie świeczki w namiocie, szczelnie zamknąłem okienka i obluzowałem
sznury. Przybiegł do mnie Andrzej i w trójkę ja, Krystyna i Andrzej słuchaliśmy szumu
ulewy.
Najgorsze jest to, że zapomnieliśmy uprzątnąć z wyspy szklanki po czarnej kawie
powiedziała Krystyna.
Pioruny biły bardzo rzadko. Raz tylko prawie ogłuszył nas łoskot grzmotu; pózniej buczą
już tylko pomrukiwała jak syty, obłaskawiony zwierz.
Boję się burzy. Okropnie. Zaraz po naszym przyjezdzie nad to jezioro zanosiło się
wieczorem na burzę. Mieliśmy rozbić obóz na wyspie. Ukryliśmy się jednak w tym pustym
domu po drugiej stronie jeziora. Ale burza przeszła gdzieś bokiem.
A ja i Paweł widzieliśmy tej nocy światełko w Martwym Domu dodałem w duchu.
A co było potem? zapytałem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]