[ Pobierz całość w formacie PDF ]
którzy uwięzili jej ducha!
Słowa odbiły się echem od wież i od górskich szczytów, aż zdało się, że do-
piero wysoki strop jaskini je wchłonął. Coś szkarłatnego przemknęło w cieniach
zalegających za bramą i zniknęło. Skądś napłynął zapach wyśmienitych perfum
zmieszany z tą samą osobliwą wonią oceanu, którą poczuli wkraczając do Bezi-
miennej Krainy.
Wielka krata drgnęła i ustąpiła przed nimi tak lekko, jakby rozpływała się
w powietrzu. Naprzeciwko wejścia stanął jezdziec, którego ponury chichot był im
aż nadto znajomy.
Tak chyba powinno być stwierdził Perłowy Rycerz.
Sprzymierz się z nami raz jeszcze, wojowniku powiedziała Oone tonem
pełnym godności, sugestywnym. Ona tego pragnie!
Nie. Nie będzie już tak, by zdradzano. Znikajcie. No już! Dalej! Nie ma
was! odrzuciwszy głowę do tyłu, krzyczał zajadle, niczym wściekły pies.
Elryk dobył miecza, który lśnił tym samym srebrzystym blaskiem co oręż Per-
łowego Rycerza. Oone poszła za jego przykładem, choć mniej chętnie sięgała po
broń.
Przejdziemy, Perłowy Rycerzu.
Nic z tego! Za waszą wolność!
W jej ręce ją oddajemy! powiedziała Oone. Nie w twoje, przynaj-
mniej dopóki ona tego nam nie nakaże.
Ona powiedziała, że to moja sprawa. I tak będzie. Będzie tak i kropka!
Elryk nie marnował czasu na próbę zrozumienia treści tej dziwnej rozmowy.
Wypuścił konia i wyciągnął miecz, który wydał mu się tak znajomy, że przez
moment książę gotów był porównać go ze swym runicznym orężem. Czy mógł
134
ten miecz być służącym Aadowi odpowiednikiem Zwiastuna Burzy, poplecznika
Chaosu?
Perłowy Wojownik otworzył szeroko oczy. W jego zrenicach malowała się
śmierć, śmierć całego świata. Opuścił dziwaczną lancę, splamioną, jak Elryk za-
uważył, świeżą krwią. Ostrze mierzyło prosto w oczy Elryka, który musiał uchylić
się przed ciosem. Wyprostował się akurat na czas, by zadać cios, ale ten został od-
parowany z siłą większą niż w dotychczasowych potyczkach obu przeciwników.
Perłowy widocznie zebrał siły od czasu ich ostatniego spotkania.
Duszo ordynarna! warknął z pogardą Perłowy Wojownik i znów za-
chichotał, tym razem na widok Oone atakującej z ostrzem w jednej, a włócznią
w drugiej dłoni, z cuglami trzymanymi w zaciśniętych zębach. Miecz i włócznia
uderzyły jednocześnie w napierśnik przeciwnika, pancerz zaś pękł niczym sko-
rupka małża.
Elryk nie widział jeszcze takiej sztuczki, koordynacja ruchów i siły Oone były
wprost niewyobrażalne. Cios, o którym rycerze mówić by mogli przez następne
tysiąclecie, a wielu gotowych byłoby oddać życie w trakcie prób, iżby choć raz
go powtórzyć.
Włócznia rozłupała pancerz, a miecz dokończył dzieła. Ale Perłowy Wojow-
nik nie był jeszcze martwy.
Jęczał, pokasływał, mamrotał coś od rzeczy. Uniósł miecz, jakby chciał się
zasłonić przed otrzymanym już ciosem. Jego wierzchowiec zarżał i wściekle roz-
dął chrapy. Oone cofnęła własnego konia i nadal mierząc ostrzem w przeciwnika,
sięgała po drugą włócznię i po sztylet.
Elryk postąpił w ich kierunku i spróbował powtórzyć po części sztukę Oone,
dosięgając włócznią pękniętego pancerza, ale ostrze odbiło się od kości słoniowej
i zostało odtrącone. Elryk stracił na chwilę równowagę i to wystarczyło Perłowe-
mu Rycerzowi, by dać upust pragnieniu zemsty. Miecz wykrzesał iskry w spo-
tkaniu ze stalowym pancerzem księcia, który upadł na kark konia i ledwie zdołał
zablokować następne cięcie. Nagle przeciwnik zaskrzeczał boleśnie, oczy jego
zrobiły się jakby jeszcze większe, a krwawa piana potoczyła z ust. Ze złączenia
napierśnika i hełmu trysnęła posoka. Padł w kierunku księcia, a ten ujrzał wrażoną
w pierś Perłowego włócznię.
To tak nie zostanie! krzyknął Perłowy Rycerz tonem grozby. Na to
nie pozwolę!
Potem spadł bezwładnie z siodła i niczym worek kości potoczył się po ka-
mieniach podwórca. Rzezbiona w kształt drzewa figowego fontanna ożyła nagle,
wyrzucając strugi wody, która rychło zaczęła obmywać ciało. Pozbawiony jezdz-
ca koń rzucał się rżąc przerazliwie, aż w końcu pogalopował przez bramę i zniknął
na marmurowej drodze.
Elryk obrócił ciężkie ciało i upewnił się, że Perłowy Rycerz na dobre rozstał
się z życiem. Przy okazji obejrzał dokładniej jego zbroję. Wciąż nie mógł się
135
nadziwić mistrzowskiemu atakowi Oone.
Nigdy jeszcze nie widziałem czegoś takiego powiedział. A miałem
do czynienia z najlepszymi z najlepszych, zarówno jako ich sojusznik, jak i wróg.
Dobry Złodziej Snów musi znać parę sztuczek odparła Oone, świadoma
wrażenia, jakie wywołała. Matka mnie tego nauczyła, ale ja nigdy nie będę tak
dobra jak ona.
Twoja matka też była Złodziejką Snów?
Skądże. Oone obejrzała zniszczone ostrze swego miecza, po czym się-
gnęła po oręż pokonanego. Była królową. Sprawdziła wyważenie nowej
broni i odrzuciła starą. Ponieważ ten miecz był szerszy, przypasała go po prostu
do pasa, pozbywając się również starej pochwy. Wypływająca wciąż z fontanny
woda podchodziła im już do kostek, drażniąc konie.
Prowadząc wierzchowce przeszli pod półkolistą bramą na następne podwórze,
gdzie też były fontanny, ale woda nie zatapiała okolicy. Jak cała forteca, wydawały
[ Pobierz całość w formacie PDF ]