[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pan nie zechce, to się pożegnam - powiedział i wyciągnął rękę
do Paula. - A ty, Meg, jak już będziesz wolna, zaparz herbatę i
przyjdz do Eve. Zawołam cię wcześniej, gdybyś była potrzeba.
I Rob wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
- Może najlepiej będzie, jeśli pojedziesz do hotelu -
wykrztusiła Meg. - Musisz być bardzo zmęczony po takiej
długiej podróży. Niepotrzebnie tu zresztą przyjeżdżałeś...
- Uważam, że bardzo potrzebnie. Kiedy patrzę, w jakie
kłopoty się wpędziłaś, kiedy patrzę na to wszystko, co się tu
dzieje...
- Nie wpędziłam się w żadne kłopoty - zaprotestowała
szeptem. - Wszystko jest w najlepszym porządku, czy też raczej
było w najlepszym porządku, dopóki Eve nie zachorowała.
- Lepiej będzie dla niej, skoro już ma umrzeć, żeby umarła w
Anglii. No i z pewnością będzie tak lepiej dla ciebie. Sama
widzisz, co ona zrobiła z twoim życiem, do czego cię
doprowadziła.
- Ona nie zrobiła niczego złego z moim życiem! Serce się
kraje, jak się pomyśli, ile ona się w życiu wycierpiała. A to jest
dobre i dzielne dziecko... Po prostu ją kocham, i jeśli moje życie
wywróciło się do góry nogami, to stało się tak tylko z miłości do
niej. Ona mnie nigdy o nic nie prosiła. Nie przeszkadza mi, że
jestem zmęczona, gdy tego wymaga miłość do Eve. Mogę nawet
zabrać z sobą do Anglii kundla, którego ona kocha. Bo nigdy nie
RS
111
czuje się ciężarów, które trzeba dzwigać z miłości. Dlatego
zrobię z pewnością wszystko, byleby tylko Eve była szczęśliwa.
- I spodziewasz się zapewne, że ja będę brał udział w twojej
ofierze? - spytał ze złością. - A może chciałabyś, żebym i ja
zaczął żyć od dzisiaj jej problemami?
Spojrzała na jego zagniewaną twarz i ciężko westchnęła.
Przecież to wszystko od dawna już nie ma sensu. Szkoda tylko,
że dopiero teraz to zrozumiałam, pomyślała.
- Nie, Paul - odparła cicho. - Nie oczekuję twojej pomocy.
Boże, co ja robię? - zastanowiła się w tej samej chwili. Przez
całe życie pragnęła zapewnić sobie poczucie bezpieczeństwa,
chciała zdobyć wykształcenie, dobrą pracę i męża, który by
dawał stabilizację.
A teraz, bez namysłu, rezygnuje z tego wszystkiego.
Wiedziała jednak, że to słuszna decyzja. Musi wybierać
pomiędzy Paulem a Eve, a nie może przecież odrzucić Eve.
Bo ją kocha.
Co znaczy, że nie kocha Paula.
Kochała kiedyś to, co Paul sobą reprezentował. Jego solidność
i odpowiedzialność. Nie kochała jednak nigdy jego samego.
A Paul najwyrazniej nie wiedział, co to jest miłość, bo inaczej
nie kazałby jej wybierać.
Gdyby ją kochał, wziąłby w objęcia i ją, i biedne chore
dziecko, i porzuconego psiaka...
- Wydaje mi się, że powinieneś wrócić do Anglii -
powiedziała cicho. - Kocham Eve i zrobię wszystko, żeby
wróciła do zdrowia. A to oznacza, że ona i jej pies będą
mieszkali ze mną i że muszę znalezć takie miejsce, w którym
będą naprawdę szczęśliwi.
- Ależ ja nie chcę ciebie tracić...
- Kiedy mi się oświadczyłeś, nie było Eve i nie było Pucka. A
teraz poza mną jest jeszcze dziecko i pies; nie sądzę, żebyś mnie
chciał razem z nimi.
RS
112
- Chcę cię razem z nimi - odparł niepewnie, a Meg, patrząc na
niego po raz pierwszy, poczuła litość. - Spełnię wobec nich
swoje obowiązki...
- Wiem, że tak by było, tylko że ty tego przecież nie chcesz, a
mnie byłoby ciężko żyć z człowiekiem, który wypełnia wobec
mnie obowiązki. Nadszedł już czas, żebyśmy szczerze
porozmawiali - oświadczyła, zdejmując z palca zaręczynowy
pierścionek z diamentem. -Eve mnie zupełnie odmieniła, jestem
teraz innym człowiekiem. Lepiej będzie dla ciebie, jeśli wrócisz
do Londynu i znajdziesz sobie kogoś, kto wyznaje te same
wartości co ty.
Dziękuję, że przyjechałeś mi na ratunek - dodała, nie chcąc,
aby czuł się zupełnie odrzucony. - Wypełniłeś swój obowiązek,
ale teraz już będziemy musiały sobie radzić same.
- Skoro odrzucasz moją pomoc - zaczął zranionym głosem.
W tej chwili jednak wzrok jego spoczął na pierścionku z
diamentem. Meg, patrząc na jego twarz, ujrzała, jak zraniona
duma i naruszone poczucie godności walczą o lepsze z
uczuciem bezmiernej ulgi.
- Bardzo ci jestem wdzięczna - zapewniła go - ale teraz...
- Jak chcesz - przerwał i szybkim ruchem schował pierścionek
głęboko do kieszeni.
Meg wiedziała dobrze, że nie poleży on tam długo, gdyż Paul
postanowił się ożenić jeszcze w tym roku, a gdy Paul coś
postanowi, nic nie jest w stanie go od tego odwieść.
- Gdybyś czegoś potrzebowała...
- Dziękuję ci - powiedziała, dotykając jego ręki. - Wiem, że
zawsze można na ciebie liczyć. Dam ci z pewnością znać,
gdybym czegoś potrzebowała.
Potem Paul wyszedł i Meg zamknęła za nim drzwi. Po chwili
[ Pobierz całość w formacie PDF ]