[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pełniących dyżury zaliczali się Dwight Somers, bracia McBee, Gordie Shaw, Bob fryzjer,
Albert z pralni, Lenny Inchpot, wiele osób z redakcji Coś tam", członkowie rady miejskiej i
inni. Były też kobiety, które jezdziły na patrole, ale nie patrolowały na nocnej zmianie. Nawet
babcia Toodle, szefowa supermarketu, towarzyszyła swojemu wnukowi.
Wstał wcześnie rano i machinalnie karmiąc koty, nastawił radio na PKX FM. Pierwsza
wiadomość brzmiała: We wczesnych godzinach rannych uzbrojony bandyta, usiłujący
podpalić szyb kopalni Big B, zastrzelił pełniącego dyżur obywatela. Tożsamości ofiary
dotychczas nie ujawniono". Stacja miała na tyle taktu, żeby po przeczytaniu komunikatu
puścić jeden z utworów zespołu Loch Lomond, a nie piosenkę o szczeniaku, która stała się
prawdziwym znakiem firmowym stacji.
Qwilleran wyobrażał sobie rozgrzane do czerwoności linie telefoniczne. Przerażeni
krewni i przyjaciele dzwonili do siebie, chcąc się dowiedzieć, kto miał patrol zeszłej nocy.
Kiedy tak rozmyślał nad kolejnymi filiżankami kawy, koty wyczuły zmartwienie i siedziały
cicho nieopodal, zamiast wyszukiwać nasłonecznionych miejsc, w których byłoby im
najwygodniej. Nagle Koko podbiegł do odbiornika, a kilka chwil pózniej spiker PKX FM
przerwał muzykę, podając wiadomość: Uczestniczący w patrolu przeciwpożarowym
ochotnik Ralph Abbey z Chipmunk zginął we wczesnych godzinach rannych na terenie
kopalni Big B w chwili, gdy przez telefon komórkowy kontaktował się z gorącą linią w biurze
szeryfa. Właśnie składał doniesienie o naruszeniu prawa i akcie wandalizmu, gdy operator
usłyszał strzał. Ekipa ratunkowa i straż pożarna natychmiast wyruszyła na miejsce wypadku.
Płomienie, które zbliżały się do zabudowań szybu, zostały ugaszone, ale na miejscu
stwierdzono zgon ofiary".
Zaczął dzwonić telefon i przez następne pół godziny Qwilleran wysłuchiwał
najróżniejszych komentarzy.
- Hej, Qwill, czy zdajesz sobie sprawę, że coś takiego mogło się przytrafić tobie i
mnie? Abbey miał najwięcej dyżurów ze wszystkich: patrolował codziennie, czasem nawet
dwa razy na dobę - powiedział Pogodny Jimmy.
- Znałam go, kiedy jako uczeń szkoły średniej przychodził do biblioteki % pracą
domową. Był bardziej typem sportowca niż naukowca, ale bardzo przykładał się do nauki -
wspominała Polly.
Tuż po niej zadzwoniła poruszona Frań Brodie.
- Qwill! Chłopak, którego zastrzelili, to Ruff, mój instalator!
Ten sam, który wieszał u ciebie makatę z batiku! Taki miły młody człowiek i dobry
pracownik! Namawialiśmy go, żeby zapisał się do college'u. Miał dopiero dwadzieścia dwa
lata! I co teraz będzie? Pomagał matce i trzem młodszym siostrom, bo jego ojciec kilka lat
temu zmarł na cukrzycę. Pomyśl sobie! Zginął dlatego, że chciał pomóc nam wszystkim!
Okręg powinien założyć specjalny fundusz na rzecz jego rodziny. Czy nie uważasz, że
Fundacja K mogłaby wyasygnować jakieś środki?
- Z całą pewnością! Porozmawiaj z G. Allenem Barterem.
Odłożywszy słuchawkę, dziennikarz wybrał się do centrum, żeby popatrzeć i
posłuchać reakcji na to tragiczne wydarzenie. Tłumy wyległy z domów, przyjaciele
współczuli przyjaciołom, a nieznajomi rozmawiali z nieznajomymi. Na drzwiach do studia
Amandy wisiał wieniec i tabliczka z napisem: ZAMKNITE do wtorku - żałoba po stracie
naszego drogiego kolegi Ruffa Abbeya".
Na poczcie klienci nie tylko kupowali znaczki, lecz także zatrzymywali się, żeby
zamienić ze znajomymi kilka słów. To, co mieli sobie do powiedzenia, czasami było
zaskakujące.
- Nie lubił, żeby go nazywać Ralph.
- Jego rodzina chodzi do naszego kościoła. Chcemy zorganizować koncert, żeby
zebrać dla nich pieniądze.
- W szkole średniej był gwiazdą futbolu.
- Nigdy za wiele nie mówił, ale zawsze miał swoje zdanie.
- W zeszłym roku w sezonie łowieckim upolował jelenia z pięknym porożem. Mam
jego zdjęcie w gazecie.
- Jego matka zajmuje się chałupniczo szyciem, ale nie zarabia zbyt wiele.
- Wieszał u mnie zasłony i zrobił to świetnie.
- Władze okręgu powinny mu zorganizować uroczysty pogrzeb.
- Kiedyś z nim chodziłam. Był naprawdę uroczy.
- Pan Q, prawda? - zagadnął go pewien starszy dżentelmen. - Kiedy nie podoba mi się
to, co się dzieje, przychodzę tutaj i patrzę, jak żyli moi przodkowie.
Mężczyzna mówił o zdobiących wnętrze poczty malowidłach ściennych,
przedstawiających przodków mieszkańców miasteczka: pracujących w kopalniach, orzących
[ Pobierz całość w formacie PDF ]