[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oczami na ogród, a potem usiadła na stojącej pod ścianą
kanapie. Nagle doszedł ją z półpiętra jakiś dzwięk. Nim zdążyła
się zorientować, do pokoju wszedł Max.
- Zobaczyłem światło pod twoimi drzwiami. - Stał z rękami w
kieszenią, jego twarz miała niezgłębiony wyraz. - Wszedłem bez
RS
113
pukania, bo uznałem, że gdybym zapytał o pozwolenie, długo
musiałbym czekać.
- Nie, wcale byś nie musiał, Max... - Po chwili uświadomiła
sobie, jakiego rodzaju zaproszenie kryło się w jej zaprzeczeniu.
Podszedł bliżej i w przyćmionym świetle Sally dostrzegła
wczorajszy zarost i głębokie cienie pod oczami. Miał na sobie
luzną koszulę wypuszczoną na dopasowane dżinsy.
- Nie możesz zasnąć? - zapytał przyciszonym głosem.
Skinęła głową, uśmiechając się do Maxa. Był w dobrym
nastroju, o wiele lepszym niż w ciągu dnia, kiedy to pojawienie
się Merry powstrzymało Sally przed opuszczeniem jego domu.
Odżywająca nadzieja przyśpieszyła bicie jej serca.
- Znasz jakieś lekarstwo - wyszeptała - które reguluje
wewnętrzny zegar?
Max rozbierał ją wzrokiem. Sally pragnęła, by przestał tak się
w nią wpatrywać, czując, że jego spojrzenie budzi w niej znane
emocje.
- Jest pewien sposób - odparł - który oboje znamy. Sally
głęboko westchnęła.
- Ja... - Co powiedzieć? Kocham i pragnę cię ponad wszystko
w świecie, ale...? - Czy... - Zaschło jej w gardle i musiała
odchrząknąć. - Dlaczego przyszedłeś?
Błądził wzrokiem po ciele Sally.
- Dzwoniła babcia Merry i pytała, czy dziewczynka nie
mogłaby jeszcze trochę u nas zostać. Babcia zwichnęła kostkę
robiąc zakupy. Przez jakieś trzy tygodnie będzie miała ją w
gipsie.
- To znaczy, że chcesz, żebym tu została aż do...
- Dopóki babcia Merry nie będzie mogła się nią zaopiekować.
Sally, musisz mi pomóc.
- Czy jesteś pewny - zapytała z ukrytą goryczą - że możesz mi
na tyle zaufać, bym opiekowała się Merry?
RS
114
- Jeśli o nią chodzi, ufam ci - brzmiała granicząca z
okrucieństwem odpowiedz. - To dla mnie oczywiste, że kochasz
dzieci.
- Ty także powinieneś być nauczycielem, prawda? - odparła
Sally, patrząc mu głęboko w oczy.
Przyciągając Sally przywarł do jej ust i zaniósł na , łóżko.
- Jesteś bezwstydną kłamczucha, ale niech Bóg mi wybaczy,
nie mogę ci się oprzeć - wymruczał.
- Nie, Max - zaprotestowała - nie możesz, nie powinieneś
teraz, kiedy wróciła do ciebie Francine...
- Tylko ty nosisz mój pierścionek - usłyszała oszołomiona.
Czy w tym momencie zapomniał, że ich zaręczyny miały tylko
podtrzymywać pozory?
Teraz jednak nie miało to już żadnego znaczenia. Sally, w
ogarniającym ją zapamiętaniu, była głucha na głos zdrowego
rozsądku. Wyciągnęła po niego ręce w desperackim geście
osoby błagającej o upragnioną pomoc. Ale w jego żarliwie
odwzajemnianych pieszczotach nie czuła pogodnej radości
zbliżającego się spełnienia, lecz męskie, bezlitosne dążenie do
dominacji.
Zatracając się bez reszty w namiętnych pieszczotach, Sally
usłyszała nagle jakiś dzwięk, na który początkowo nie zwróciła
uwagi. Okazało się, że był to płacz małej dziewczynki.
Widocznie Max również go usłyszał. Położył z
westchnieniem zawodu głowę na jej piersiach.
- Zostań - mruknął.
- Max, to Merry - szepnęła Sally - muszę do niej pójść.
- A niech to - zaprotestował, nie wypuszczając jej z objęć -
wybrała sobie taki moment!
Wyślizgując się z łóżka Sally założyła nocną koszulę i
zarzuciła na nią szlafrok.
Znów dobiegł ją cichy płacz i Sally kładąc rękę na jego
nagich plecach wyszeptała:
- Bardzo mi przykro, Max, ale...
RS
115
- W porządku, idz.
Podchodząc do łóżka Merry usłyszała płacz.
- Ja chcę do mamy - szlochała dziewczynka. - Gdzie jest
mama?
- Wkrótce przyjedzie - uspokoiła ją Sally, sama pragnąc znać
odpowiedz na to pytanie.
Przez następną godzinę Sally opowiadała Merry bajki. W
pewnym momencie raczej wyczuła, niż usłyszała, że do pokoju
wszedł Max. Siedziała na dziecinnym krzesełku, za nią stanął
Max i gdy Merry na chwilę zamknęła oczy, przytulił się do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •