[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zlikwidować i wykorzystać miejsce na jakiś kolejny biuro-
68 OCZEKIWANIE
wiec, miejscowi obywatele najpewniej by go zlinczowali.
Mieszkańcy Seattle bardzo lubili swój targ ze straganami
warzywnymi i owocowymi, stoiskami z wyrobami rze
mieślniczymi, piekarniami i knajpkami.
Adrianowi udało się znalezć miejsce stosunkowo blisko
wejścia na bazar i nie musieli korzystać z drogiego, pod
ziemnego garażu. Sara z rozbawieniem pomyślała, że
mężczyzni za punkt honoru uważają znalezienie odpo
wiedniego miejsca na zaparkowanie samochodu. Pogra
tulowała mu, kiedy wysiedli. Adrian wziął ją za rękę i skie
rowali się w stronę schodów.
- Miałem szczęście - stwierdził skromnie. - Uważaj,
żebyś się nie zgubiła.
Sara z autentycznym zachwytem obserwowała ulicz
nych grajków, lalkarza, rzemieślników prezentujących
swoje wyroby. Potem zafascynowały ją stragany z wa
rzywami ułożonymi w imponujące piramidy. Sprzedaw
cy ryb głośno zachwalali towar, wymachując żywymi
homarami. Rzeznicy oferowali wszelkie możliwe ro
dzaje mięsa. Turyści i miejscowi tłoczyli się pospołu
w wÄ…skich alejkach i wylewali na brukowanÄ… ulicÄ™,
która prowadziła środkiem targu. Sara spostrzegła, że Ad
rian nawet nie rzucił okiem na stragany z rybami czy
z mięsem.
- Przy końcu targu jest stoisko z makaronem - po
wiedział, gdy Sara zatrzymała się przy piramidzie z czer
wonej papryki. - A po przeciwnej stronie ulicy sklep
z winem.
- Kup wino i makaron, a ja zajmÄ™ siÄ™ warzywami - za
proponowała Sara. - Spotkamy się przy straganie z kwia-
OCZEKIWANIE 69
tami na rogu. W ten sposób zaoszczędzimy trochę czasu.
Robi się pózno, nie sądzisz?
- Jesteś pewna, że się nie zgubisz? - spytał z waha
niem Adrian.
- Jestem. Przy stoisku z kwiatami za piętnaście minut
- odparła z uśmiechem Sara.
- No, dobrze. Mam kupić chardonnay?
- Tak.
Sara przepchnęła się przez tłumek turystów fotografują
cych piramidę z papryki i zajęła się wyszukiwaniem pozo
stałych składników. W którymś momencie, między wybie
raniem brokułów a znalezieniem właściwej odmiany zie
lonego groszku straciła poczucie czasu. Rzuciła okiem na
zegarek, kiedy sprzedawca odważał dla niej porcję parme-
zanu i stwierdziła, iż na pewno się spózni na spotkanie
z Adrianem. Pocieszyła się zaraz, że nie będzie się przecież
czepiał tych paru minut. Targ miał tyle różnych atrakcji.
Z drugiej strony, zorientowała się, że Adrian Saville jest
mężczyzną, który przywiązuje wagę do punktualności.
Była to jedna z form kontrolowania otoczenia. Niewątpli
wie spodziewa się, że zastanie Sarę tam, gdzie się umówi
li, i to dokładnie o ustalonej godzinie.
Może powinna się jednak pospieszyć.
Podała pieniądze sprzedawcy i odebrała od niego toreb
kę z serem. Odchodziła właśnie od lady, kiedy na jej dro
dze pojawił się jakiś potężnie zbudowany mężczyzna.
- Przepraszam - powiedziała Sara, objuczona zakupa
mi. - Straszny tu tłok, proszę... - Urwała, gdy mężczyzna
złapał ją za ramię.
- Pani wuj chce się z panią zobaczyć - wychrypiał
70 OCZEKIWANIE
i mocniej zacisnÄ…Å‚ palce na ramieniu Sary, popychajÄ…c jÄ…
do przodu.
O mało nie upuściła torby z zakupami i otworzyła usta
ze zdumienia.
- Wuj?!
- Chodzmy, chodzmy, nie ma czasu do stracenia.
Sara spojrzała na jego małe, ciemne oczy, szpakowate
włosy i ostre rysy twarzy. Nagle się przestraszyła.
- Kim pan jest?!- rzuciła piskliwie.
Mężczyzna popychał ją na koniec brukowanej ulicy,
w tłum turystów. Między ludzmi powoli przejeżdżały sa
mochody, kierowcy szukali miejsca do parkowania. Stoi
sko z kwiatami znajdowało się po przeciwnej stronie.
- Co pan wie o wuju? Niech mnie pan puści.
Mężczyzna nie odpowiedział, przepychając się wśród
grupy turystów, których plakietki wskazywały, iż przyje
chali z Nowego Jorku. To, że ktoś się wciska między nich,
najwyrazniej im się nie podobało.
- Hej, uważaj, człowieku - oburzył się starszy pan.
- Myślałem, że tu ludzie są grzeczniejsi. Równie do
brze można nie wyjeżdżać z Nowego Jorku - burknęła
wysoka kobieta z aparatem fotograficznym na szyi.
Mężczyzna z jastrzębią twarzą nie reagował, tylko co
raz energiczniej popychał Sarę przed sobą.
- Chwileczkę! - zawołała, nie na żarty przestraszona.
- Nigdzie nie idę, póki mi pan nie powie, kim jest i co wie
o moim wuju. Zaraz zacznę krzyczeć!
- Saro!
Odwróciła głowę na dzwięk głosu Adriana.
- Adrianie! Tutaj!
OCZEKIWANIE 71
Mężczyzna zaklął ponuro i gwałtownie puścił ramię
Sary, natychmiast znikając w tłumie.
- Do diabła, co się dzieje? - Adrian znalazł się przy
niej, odpychając kolejnych turystów z Nowego Jorku i nie
zwracając uwagi na ich głośne protesty. - Kiedy nie przy
szłaś do stoiska z kwiatami, pomyślałem, że się zgubiłaś.
Masz szczęście, że cię przed chwilką zauważyłem. Co to
za facet?
- Powiedział, że wuj chce się ze mną zobaczyć - od
parła Sara, z trudem łapiąc powietrze. - Chwycił mnie za
ramię i zaczął popychać, jakbym była jakąś rzeczą. I wie
dział, kim jestem. Skąd mnie zna? Nigdy w życiu go nie
widziałam. I skąd wiedział o wuju?
U boku Adriana Sara odczuła ogromną ulgę. Objął ją
ramieniem i poprowadził do samochodu.
- Jak wyglądał? Co powiedział? Masz mi dokładnie
powtórzyć jego słowa - zażądał Adrian.
Sara przyciskała do siebie zakupy, usiłując zebrać
myśli.
- Wyglądał bardzo nieprzyjemnie. Jak jastrząb. I miał
grozne spojrzenie.
- To nie jest opis, tylko wrażenie emocjonalne, Saro.
- Nic na to nie poradzę. Widziałam go tylko przez
chwilę. Miał jakieś czterdzieści parę lat, ciemne oczy,
ciemne włosy z siwymi pasmami i nijakie ubranie. Nawet
nie pamiętam koloru marynarki. Powiedział, że wuj chce
się ze mną zobaczyć i że nie mamy czasu do stracenia.
- Tylko tyle?
- Chyba tak. Zachowywał się niegrzecznie. Spytaj tych
turystów z Nowego Jorku.
72 OCZEKIWANIE
- Podszedł do ciebie i to powiedział? Nic więcej?
- Nie, raczej nie. Spytałam, kim jest i co wie o wuju,
ale zbył milczeniem moje pytania. Właśnie miałam zamiar
zawołać o pomoc, kiedy mnie zobaczyłeś, Adrianie, i mu
szę ci powiedzieć, że się bardzo ucieszyłam na twój widok.
Jeszcze nigdy w życiu tak się nie cieszyłam na widok
drugiego człowieka.
Mówiła prawdę - Adrian był dla niej w tym momencie
synonimem bezpieczeństwa.
Kiedy wsiadali do samochodu, Adrian obrzucił Sarę
uważnym spojrzeniem.
- Ty drżysz.
- Ten facet mnie przestraszył.
- Nic dziwnego, skoro najwidoczniej chciał cię dokądś
uprowadzić. Nie powinienem zostawiać cię samej.
- Mówiłam, że wyglądał jak jastrząb, ale można by go
[ Pobierz całość w formacie PDF ]