[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Bobby'ego wciąż żyje. Prawdopodobnie obrączka zmyliła
starego człowieka.
Tak, jak kilka tygodni wcześniej zmyliła ją.
Bobby czuł potrzebę wygadania się, więc tuż po
odprowadzeniu Julianny do domu, postanowił poszukać
Michaela. Znalazł go tam, gdzie jego bratanek powinien być o
tej porze.
Chłopiec siedział przy swoim zagraconym biurku w
pawilonie i pracował nad arkuszami kalkulacyjnymi. Spędzał
znacznie więcej czasu niż Bobby w głównym biurze Elk
Ridge, dużo większym od tego, które dzielili w stajni.
Michael oderwał wzrok od komputera.
- Co się stało?
- Nic. Tylko cię sprawdzam - powiedział, nie do końca
pewien, czego oczekiwał po tej wizycie. Chłopak miał własne
problemy, własne demony, z którymi musiał walczyć.
- Jak tam twoja dama? - zapytał Michael. Bobby skrzywił
się.
- Ona nie jest moją damą.
- Czyżby? - Chłopak spojrzał na niego niewinnie. - A
zdawało mi się, że to z tobą jest w ciąży. Teraz zastanawiam
się, w jaki sposób to dziecko znalazło się w jej łonie.
- Przemądrzały dupek - burknął Bobby, mimo że chciało
mu się śmiać.
Michael wzruszył ramionami i uśmiechnął się szeroko.
- Przynajmniej powiedz mi, kiedy to się stało.
- Kiedy? Jak? Co za różnica?
- W jej urodziny? Ciągnęło was ku sobie wtedy przy
barze. Zostaliście dłużej niż inni goście.
- No i co z tego?
- Założę się, że to się stało tamtej nocy. Dałeś jej niezły
prezent urodzinowy.
Bobby potrząsnął głową, czekając, aż uśmiech
zadowolenia zniknie z twarzy bratanka.
- Nie przyszedłem omawiać tych szczegółów, mądralo.
- Tak przypuszczałem. - Michael odwrócił się i wyłączył
komputer. - Więc co tu robisz? O co tak naprawdę chodzi?
- Spacerowaliśmy z Julianną i spotkaliśmy Lloyda.
- I?
- Gadał dziwne rzeczy. Wspomniał Sharon. Mówił o niej,
jakby wciąż żyła.
- Stary, bardzo mi przykro...
- To było dziwne, szczególnie w obecności Julianny.
- Dobrze się czujesz? - zapytał Michael.
- W porządku - odpowiedział Bobby, niezdolny do
wypowiedzenia swoich lęków. Co Julianna pomyślałaby o
nim, gdyby znała prawdę? Gdyby powiedział jej, co zrobił
swojej żonie. Nikt nie znał hańbiących szczegółów wypadku,
nawet Michael.
- Jest dla ciebie ważna - stwierdził młodzieniec.
- Kto? Julianna? Oczywiście, że jest ważna. Nosi moje
dziecko.
- Zabawne, że historia lubi się powtarzać. Najpierw mój
ojciec, a teraz ty.
Bobby spojrzał bratankowi w oczy, wiedząc dokładnie, co
ma na myśli. Cam nie ożenił się z Celestą, tak jak on nie
zamierzał poślubić Julianny.
- To bardzo skomplikowane - powiedział, przyglądając
się uważnie wyrazistym rysom Michaela.
Był taki podobny do Cama. Z długimi, rozpuszczonymi
włosami i niebezpiecznym urokiem przypominaj brata
Bobby'ego.
W dzieciństwie Bobby chciał być jak Cam. Dumnie
kroczyć, mówić szybko i stanowczo, wzbudzać respekt
twardzieli i pożądanie pięknych kobiet. Podziwiał starszego
brata i chciał go naśladować.
- Wciąż żałujesz, że nie poznałeś ojca, czy nie ma to już
dla ciebie znaczenia.
- Ma znaczenie. Ale ty liczysz się bardziej. To ty
zmieniłeś moje życie. - Michael nachylił się, w jego ciemnych
oczach iskrzyły się emocje. - Gdyby nie ty, pewnie byłbym w
więzieniu, albo musiałbym się ukrywać. Obaj wiemy, że
byłem na prostej drodze do kłopotów.
- Ale zawróciłeś. Chciałeś się zmienić.
Michael przekładał jakieś papiery na biurku, ale nie
odrywał wzroku od Bobby'ego.
- To prawda. Ale ty nigdy nie spisałeś mnie na straty.
Bo kochał Michaela nawet bardziej niż Cama.
Prawdopodobnie bardziej niż kogokolwiek.
- Byłem dla ciebie surowy.
- Musiałeś.
I czasami wciąż był. Zawsze będzie się martwił o
Michaela. Ten chłopak miał niespokojną naturę.
- Uważam, że powinieneś się z nią ożenić, wuju. Serce
zadudniło mu piersi. Nie potrzebował doradców.
- Nie rób mi tego, Mike.
- Ale to nie jest w porządku wobec dziecka.
- Będę dobry dla mojego syna lub córki. Zrobię wszystko,
co w mojej mocy, żeby zapewnić dziecku bezpieczeństwo. To
maleństwo jest dla mnie wszystkim.
- Wiem. Ale i tak będzie bękartem. - Michael odetchnął
gwałtownie, odepchnął się na krześle i spojrzał na ekspres do
kawy.
- Napiję się kawy. Chcesz trochę?
Bobby starał się zachowywać zwyczajnie, jakby nie
męczyło go poczucie winy.
- Tego szlamu twojej produkcji?
Michael wstał i nalał do filiżanki gęsty, ciemny napój.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, co czuję.
- Szanuję twoje uczucia. Rozumiem je. Do diabła, sam
wpajałem ci te wartości.
- To prawda. Mówiłeś, że jeżeli kiedykolwiek jakaś
dziewczyna zaszłaby ze mną w ciążę, powinienem się z nią
ożenić. %7łe nie można robić tego, co zrobił mój ojciec.
- To co innego.
- Czyżby?
- Tak - powiedział Bobby, jednak w tej chwili nie potrafił
wyjaśnić różnicy.
W piątkowy poranek dzwonek wygonił Juliannę z
łazienki. W drodze do drzwi starała się doprowadzić do ładu.
Nie spodziewała się Bobby'ego tak wcześnie. Była już ubrana,
został jej tylko makijaż i fryzura.
Dlaczego nie zadzwonił, że już jedzie?
Przed drzwiami stała uśmiechnięta Maria.
- Senorita Julianna, przyszłam panią przywitać. - Podała
jej talerz z ciasteczkami. - Jest tu pani już prawie trzy
tygodnie. Powinnam była wpaść wcześniej.
Wzruszona Julianna przyjęła podarunek.
- Pachną wspaniale.
- Upiekłam je specjalnie dla pani. Senor Bobby mówił, że
ma pani zachcianki.
- Tak, dziękuję. - Bobby rozmawiał o niej z
pracownikami? - Proszę wejść.
Przygotowała Marii herbatę i usiadły w kąciku
śniadaniowym, rozkoszując się karmelowymi ciasteczkami.
- Senor Bobby jest szczęśliwym człowiekiem.
- Naprawdę?
- Tak. Bardzo cieszy się z powodu dziecka.
- Ja też się cieszę. - Dotknęła brzucha. - Zawsze chciałam
mieć dzieci. A ty masz rodzinę?
- Nie. Ani męża, ani dzieci. - Maria zaśmiała się i
wskazała na siwe włosy. - Teraz jestem za stara.
To tak jak ja, pomyślała Julianna. Znacznie starsza niż
większość młodych matek. Spojrzała na Marię, zastanawiając
się, czy wciąż kocha Lloyda, czy to on był człowiekiem,
którego pragnęła poślubić i mieć z nim dzieci.
- Wychowałaś się w tej okolicy? - zapytała Julianna.
- Tak. A u senor Bobby'ego pracuję od czasu, gdy
wybudował ranczo.
W takim razie musiała tu być, kiedy Bobby poślubił
Sharon. Tajemniczą żonę. Ducha. Kobietę, o której Julianna
chciała się więcej dowiedzieć.
Czy wypadało o nią zapytać?
Wzięła kolejne ciastko i pomyślała, że jedno niewinne
pytanie nie zaszkodzi. Mieszkała w domu Sharon i miała
prawo być jej ciekawa.
- Mario?
- Tak. - Kobieta spojrzała znad filiżanki.
- Dobrze znałaś żonę Bobby'ego? Maria westchnęła.
- Tak. Znałam Sharon, ale jej nie akceptowałam. Pózniej
było mi wstyd.
Przez chwilę Julianna wpatrywała się w nią. Maria nie
wyglądała na osobę łatwo ferującą wyroki, która chętnie by
kogoś dyskredytowała.
- Dlaczego jej nie akceptowałaś?
- Uważałam, że jest za młoda dla senor Bobby'ego.
- Za młoda? - Julianna poczuła znajomy ból zdrady. - Ile
miała lat?
- Kiedy zaczęli się spotykać, dwadzieścia. Dwadzieścia
jeden, gdy się pobrali. Sharon była w wieku senor Michaela,
nie senor Bobby'ego. Dla mnie to było dziwne. Pomieszane, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •