[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cieszyły się, że będą mogły posłuchać jej raz jeszcze.
- A więc gdzieś około 1875 roku miejscowi lekarze wiedli wielce naukowy spór -
zaczął opowieść uczony. - Spór nie byle jaki. Zastanawiali się, czy serce człowieka to tylko
pompa tłocząca krew, czy też raczej maszyna ssąco-tłocząca, która jednocześnie zasysa i
pompuje...
- Przyznam, że medycyna nigdy nie była moją mocną stroną - szef pokręcił głową.
- A więc oni też nie mogli rozstrzygnąć tego problemu. I wtedy jeden z nich
zaproponował, żeby z tym pójść do inżyniera. Ich wybór padł na Rychnowskiego, który był
znanym specjalistą od pomp i urządzeń grzewczych. Rychnowski po przedstawieniu
problemu zanalizował go jak inżynier. Poczytał literaturę, dowiedział się, że naczynia
włosowate, dostarczające krew do tkanek, mają średnicę zaledwie cztery tysięczne
milimetra... Wziął więc płytę stalową, nawiercił w niej taką dziurkę, a potem spróbował
przetłoczyć przez nią wodę. Nie chciała płynąć, więc za pomocą tłoka zwiększył ciśnienie.
Stwierdził, że woda przeciska się przez taką dziurkę dopiero pod ciśnieniem 20 atmosfer.
Powtórzył eksperyment używając cielęcej krwi. Tym razem ciśnienie musiał zwiększyć do 35
atmosfer, a ponieważ w aorcie, głównej tętnicy wychodzącej z serca, ciśnienie wynosi tylko
1/3 atmosfery, wydedukował, że jest stukrotnie za małe, by wprawić krew w ruch...
Patrzyliśmy zdumieni.
- I jak się to skończyło? - zapytałem.
- Gdy lekarze przyszli po odpowiedz na swoje pytanie, poinformował ich, że rola
serca w układzie krwionośnym jest zdecydowanie przeceniona...
- Chyba nawet wiem, gdzie popełnił błąd - mruknąłem. - Istnieje prawo sumowania się
oporów... Gdyby nawiercił dziesięć dziurek, wystarczyłyby mu 3 atmosfery... Przy setce tylko
0,3... A przy tysiącu pociekłoby samo pod wpływem ciśnienia powietrza... Poza tym wiercił
w stali, a naczynia włosowate są elastyczne...
- Słusznie, panie Pawle - uśmiechnął się historyk. - Ano, czas na mnie. Mam kolejne
zajęcia - zgarnął z talerza ostatnie dwie frytki. - Wdepnij wieczorkiem - zaproponował
szefowi. - Pogadamy sobie jeszcze.
- Koniecznie - ucieszył się pan Tomasz. - bo mam pewne wątpliwości co do twojej
teorii o zastosowaniu srebrnego podkładu w barokowych portretach trumiennych...
- My też się pożegnamy - dziewczęta wstały. - I na nas pora.
Zostaliśmy sami.
- Referuj - polecił szef.
Streściłem nasze przygody w wentylacji. Zasępił się wyraznie.
- Nie podoba mi siÄ™ to... - mruknÄ…Å‚.
Wyszliśmy przed budynek. Potężny granitowy posąg Iwana Franki spoglądał na nas
groznie. Rozejrzałem się, ale nigdzie nie było widać nikogo podejrzanego... A mimo to
czułem, że ktoś mnie obserwuje... Zadzwonił telefon. Marek. Nie znalazł nic, ale
zaproponował, żebyśmy spotkali się na rynku.
- Dobry pomysł - powiedział Pan Samochodzik chowając telefon komórkowy do
kieszeni. - Przy okazji obejrzymy sobie Stare Miasto...
ROZDZIAA SIÓDMY
NA RYNKU " DZIEJE LWOWA " WIECZORNE SPOTKANIE " BÓJKA
W BRAMIE " KAPITAN SIDOROW " SZYFR " RATUNEK
Rynek Starego Miasta we Lwowie jest znacznie mniejszy niż krakowski, otacza go
jednak prawie pięćdziesiąt kamieniczek. Pośrodku wznosi się potężna bryła ratusza, co
utrudnia ocenę jego wielkości. Niektóre kamienice doczekały się już renowacji, inne mają ją
dopiero przed sobÄ…...
Fizyk już na nas czekał.
- Niestety, nie ma żadnych dokumentów sądowych z tego okresu - powiedział.
- Zostały zniszczone? - zmartwił się pan Tomasz.
- Nie, przejęło je jeszcze w czasie pierwszej radzieckiej okupacji NKWD. Zapewne
spoczywają gdzieś w archiwach FSB, ale dla nas równie dobrze mogłyby znajdować się na
Księżycu...
-  Jeleń w Rynku - powtórzył słowa szyfru pan Tomasz. - Jak to należy
interpretować?
- Sądzę - powiedziałem ostrożnie - że inżynier Rychnowski miał na myśli figurę
jelenia, rzezbę, może płaskorzezbę umieszczoną na elewacji którejś z kamieniczek.
- Nie możemy chyba wykluczyć fresku na murze - dodał poważnie Marek. - Taka
rzezba mogła się też znajdować gdzieś w podwórzu...
- Sądzisz, że aż tak skomplikował nam zadanie? - zafrasował się Pan Samochodzik.
- Większość podwórek jest niedostępna - zauważyłem - można na nie wejść jedynie
poprzez kamienice...
- Mogą być tu prowadzące od tyłu wąskie zaułki, tak zwane uliczki zatylne - wyjaśnił
szef. - Ale faktycznie, to cenna uwaga. Teraz zastanówmy się, czy inżynier Rychnowski mógł
tak po prostu prześlizgnąć się na podwórze?
- Czasy były nieco inne, ludzie mniej obawiali się złodziei - westchnąłem
kontemplując zupełnie współczesne kraty w oknach niektórych budynków.
- Możliwe też, że któraś z tych kamienic należała do przyjaciół Rychnowskiego -
dopowiedział nasz towarzysz. - Może nawet kilka. Jeśli wykonał skrytkę pod jeleniem, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •