[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tak samo jak demon.
- Czego chcesz?
Jego upiorne włosy skręciły się w powietrzu.
- Obudziłaś nas. Twoja dusza do nas przemówiła. Usłyszeliśmy w otchłani twoje wołanie.
- Bzdura.
- Oni wiedzą. - Płaszcz demona zafalował w stronę chłopców. - Inaczej by nas tutaj nie było.
- Przeszedłeś przez zasłonę.
potrzebni. My nie jesteśmy stamtąd. Ale zasłona rzeczywiście się otworzyła. Słabnie. Coś stamtąd
wyszło. Jesteśmy... ci
miałam czasu na te brednie.Poczułam na twarzy krople deszczu. W plecy wbijała mi się gazeta.
Jack Meddle, pomyślałam. Moja babcia. Nie
- Niczego od ciebie nie potrzebuję. Jesteś demonem. Uśmiechnął się słabo, tym razem z kpiną,
przerażającą,
bo tak bardzo ludzką.
26
- Ty też.
Zee powiedział coś ostro. Demon cofnął się o krok. Ten ruch był, o dziwo, zabarwiony
szacunkiem.
- Tropicielka, narodzona na nowo - wyszeptał. Nagle jego włosy wyrwały się do przodu, szybciej
niż
zdążyłam zamrugać. Poczułam ukłucie na twarzy, w tym desię i odskoczyłam do tyłu. Złapałam się
za policzek, ale nie poczułam krwi likatnym miejscu między żuchwą a uchem. Wzdrygnęłam
- tylko wgłębienia, drobne linie.
w chodniku. Zee huknął pięścią w chodnik. Demon schylił głowę i odsunął się w bok, w deszcz i
cień. Ostre stopy robiły wyrwy
- Należymy do ciebie - ciągnął cicho. - Ale ty, Tropicielko, należysz też do nas.
- Nie... - zaczęłam.
Miałam wrażenie, jakby na moich oczach żyjąca otchłań stała się pojedynczym oddechem,
pustką.Demon zniknął. Bez śladu, jakby świat otworzył paszczę i go połknął.
Rawa. Schylone głowy, wzrok wbity w ziemię. Dek i Mai siedzieli cicho. Drżeli. Smutek. Wstyd.
Wyczuwałam to Wpatrywałam się w miejsce po nim. Oczy zamieniły mi się w dwie palące dziury.
Spojrzałam na Zee, Aaza i w łzy.nich. I to mnie bolało. Serce mi od tego krwawiło. Chciałam
znowu zapłakać, ale nie było czasu, nie było miejsca na
- Co się stało? - wyszeptałam. Zee nic nie powiedział.
%7ładen z chłopców nie podniósł na mnie wzroku. Zabolało mnie to bardziej, niż się spodziewałam.
Dotknęłam
ramienia Zee.
- Nie stanęliście w mojej obronie. Zdradziliście mnie. Dlaczego?
- Przepraszam - wydusił z siebie Zee. - Tak bardzo cię przepraszam, Maxine. Z głębi serca.
Przetarłam oczy. Coraz więcej ludzi szło po chodniku, a lśniącą ulicą szybko przejeżdżały
samochody. Z wypożyczalni dochodził łomot muzyki. Z restauracji unosiły się zapachy, smród
tłuszczu...
dżipa i zaczęłam szukać kluczy. W głowie mi dudniło. Z oczu płynęły łzy. Zee dotknął mojego
kolana, ale go odZgięłam się wpół. Zbierało mi się na wymioty. Dek i Mai nucili mi coś przy uchu.
Odrętwiała odwróciłam się do -trąciłam.
Wsiadłam do samochodu, zapaliłam silnik i odjechałam, nie sprawdzając, czy są ze mną chłopcy.
Pierwszy raz w życiu miałam to gdzieś.
Rozdział 6
Gdybym była w stanie logicznie myśleć, to pewnie bym sobie uświadomiła, że na uroczystym
otwarciu wystawy w Muzeum Sztuki obowiązują stroje wieczorowe.
Ale miałam za dużo na głowie. Głównie własny przejmujący wstyd. Czułam się bezużyteczna, nic
niewarta. o tym, że byłam zdana na jego łaskę. Do chłopców też nie mogłam mieć pretensji. To tylko
i wyłącznie moja wina. Przeżyłam, ale nie dlatego, że się postarałam. Demon wcale nie chciał mnie
skrzywdzić. Robiło mi się słabo na myśl swoich sił.Spoczęłam na laurach. Zee i reszta ciągle
zabezpieczali tyły. Dlatego założyłam, że pośpieszą mi z pomocą, w miarę
Błąd. Ułuda.
Matka zawsze ciężko pracowała: sztuki walki, trening z bronią, gry strategiczne i sztuka podstępu.
Zawsze utrzy-mywała swoje ciało i umysł w pełnej gotowości. Mnie też trenowała. Ale nie żyła od
pięciu lat, a ja w tym czasie sobie odpuściłam. Zaniedbałam się. Idiotka. Polegać na chłopcach to
jedno, a rozleniwić się - drugie. ramię. Trzymali ręce złożone na drobnych kolanach, ich stopy z
pazurami nie sięgały podłogi. Po dziesięciu minuChłopcy siedzieli w ciszy na tylnym siedzeniu. Zero
muzyki. Zero kręcenia się. Raz czy dwa zerknęłam przez -tach, gdy już nasłuchałam się ich chlipania,
nie mogłam się na nich złościć. Nadal było mi przykro, ale się nie gniewałam. Nie na nich.
- Mam parę pytań - odezwałam się w końcu. Zee wyrwało się ciche, pełne wątpliwości
westchnienie, więc do-dałam: - Przynajmniej to mi jesteście winni. Bałam się, że umrę.
- Nie - oznajmił stanowczo Zee. - Zmierć nie.
- Myślałam, że stanowimy rodzinę.
- Bardzo zżytą.
- No to co się dzieje?
- Nie mogę - wyszeptał Zee.
27
Chwilę pózniej wyłonił się z ciemności i pojawił na fotelu pasażera obok mnie. Podciągnął sobie
ostre, kościste kolana pod brodę.Próbowałam spojrzeć mu prosto w oczy.
- Czemu? na kolana. Niełatwo prowadziło się samochód, ale nie miałam serca ich odepchnąć. Zee
jeszcze bliżej przysunął do Małe palce szarpnęły mnie za kurtkę. Raw i Aaz owinęli się wokół
dzwigni skrzyni biegów, wpełzli mi pod pachy i siebie kolana.
- Tajemnice, Maxine.
- Obiecałeś komuś, że mi nie powiesz, co się dzieje?
- Obiecałem, że nie powiem nikomu. - Jego głos brzmiał miękko, niemal dziecinnie. -
Przysiągłem na naszą krew.
Mocniej zacisnęłam ręce na kierownicy. Demony może są amoralne - według ludzkich norm - ale
dotrzymują słowa. Zawsze. Nie wiedziałam, co by się wydarzyło w przeciwnym wypadku, ale ich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]