[ Pobierz całość w formacie PDF ]

biurka sekretarki. Zajrzał do jej terminarza.
- Pan Franklin odwoÅ‚aÅ‚ spotkanie o trzeciej - przy­
pomniała panna Brooks. - A pani nie jadła lunchu
z powodu zebrania w sprawach finansów.
Susan utkwiÅ‚a w niej gniewne spojrzenie, zastana­
wiając się, co też takiego Nate zrobił lub powiedział,
że lojalna sekretarka, ledwie go poznawszy, stała się
wobec niej zdrajczyniÄ….
- Mam inne ważne sprawy do zaÅ‚atwienia - po­
wiedziała zimno Susan.
- Nie widzę więcej żadnych zapisów w twoim
terminarzu - odparł Nate. - Nie masz zatem wymówki,
by nie pójść ze mną na mecz baseballa.
Susan nie zamierzała stać dłużej i spierać się z nim.
Pomaszerowała do gabinetu sprężystym krokiem,
którym zachwyciłby się sam generał Patton i usiadła
przy biurku.
Ku jej zmartwieniu, Nate i panna Brooks poszli za
nią. Udało jej się zapanować nad nerwami i nie
wyrzucić ich z pokoju.
- Susan - namawiał ją czule Nate - naprawdę
powinnaś trochę się oderwać od spraw biurowych.
Jutro poczujesz się młodsza i pełna świeżych sił. Jeśli
nadal będziesz spędzać tyle czasu w pracy, co ostatnio,
zaczniesz tracić do niej dystans. Wolne popołudnie
z pewnością świetnie ci zrobi.
Sekretarka już chciała wtrącić swoje trzy grosze,
ale Susan osadziła ją jednym ostrym spojrzeniem.
DESZCZOWE POCAAUNKI
65
Miała już na końcu języka ciętą odpowiedz dla
Nate'a, ale przeszkodziÅ‚o jej czyjeÅ› wejÅ›cie do gabi­
netu.
- Susan, właśnie przyjrzałem się tym cyfrom i...
- John Hammer przerwał w pół zdania, widząc, że
dziewczyna nie jest sama.
Gdyby w pobliżu znajdowało się otwarte okno,
Susan najchętniej wyskoczyłaby przez nie. Dyrektor
uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ sympatycznie, choć byÅ‚ nieco za­
kłopotany, że przerwał rozmowę. Wyraznie czekał, aż
Susan przedstawi sobie obu mężczyzn.
- Johnie, to Nate Townsend... mój sąsiad.
Zawsze dobrze wychowany, John podszedł do Nate'a
z wyciągniętą dłonią. Jeśli nawet zdziwił go nieco
widok mężczyzny w dżinsach i bluzie w gabinecie
Susan, to nie okazał tego po sobie.
- Nate Townsend - powtórzył, ściskając mu dłoń.
- Bardzo mi przyjemnie, naprawdÄ™ bardzo mi przy­
jemnie.
- Mnie również - zrewanżowaÅ‚ siÄ™ Nate. - Przy­
szedłem po Susan. Idziemy po południu na mecz
baseballa. GrajÄ… Mariners.
John zdjął w zamyśleniu okulary, które zjechały
mu na czubek nosa..
- Zwietny pomysł!
- Nie, naprawdę nie sądzę, bym poszła. To znaczy...
- Zamilkła, widząc że nikt nie zwraca uwagi na jej
protesty.
- Nate ma absolutną rację! - powiedział John,
kładąc dokumenty na jej biurku. - Ostatnio pracowałaś
zdecydowanie za dużo. Rozerwij się!
- Ale...
- Susan, czy masz zamiar sprzeciwiać się swemu
szefowi? - wpadł jej w słowo Nate.
- Myślę... że nie. - Zacisnęła zęby.
- To świetnie. - John zdawał się być tak zadowlony,
DESZCZOWE POCAAUNKI
66
jak gdyby propozycja wyszła od niego. Uśmiechał
się do Nate'a, jak do przyjaciela od zamierzchłych
czasów.
Nate spojrzał na zegarek.
- Musimy pędzić, jeśli nie chcemy się spóznić.
Susan sięgnęła z ociąganiem po torebkę. Robiła
wszystko, co w jej mocy, by unikać Nate'a, a tu miała
spędzić z nim całe popołudnie. Po drodze do windy
nie zamienili nawet słowa, ale gdy znalezli się w środku,
Susan podjęła jeszcze jedną próbę:
- Nie mogę przecież iść na mecz w takim ubraniu.
- Dla mnie wyglądasz świetnie.
- Ale przecież mam na sobie kostium.
- Nie przejmuj się głupstwami. - Wziął ją za rękę
i gdy winda zatrzymała się na parterze, wyprowadził
z budynku H&J Lima. Na ulicy przyspieszył kroku,
kierujÄ…c siÄ™ Fourth Avenue w kierunku Kingdome.
- Chcę, byś wiedział, że wcale mi się to nie
podoba - powiedziaÅ‚a, niemal biegnÄ…c, by nie po­
zostawać w tyle.
- Jeśli masz zamiar narzekać, zaczekaj, aż będziemy
na miejscu. Dobrze pamiętam, że jesteś wściekła, gdy
masz pusty żołądek. - Jego uśmiech stopiłby górę
lodową, ale Susan postanowiła, że nie ulegnie więcej
jego czarowi.
- Nie martw się, nakarmię cię - obiecał, gdy
czekali na zmianę światła.
Jego zapewnienie wcale jej nie ułagodziło. Bóg
jedyny wie, co pomyślał sobie John Hammer - choć
musiała przyznać, że reakcja szefa zbiła ją z tropu.
John sam pracował bardzo dużo i był oddany firmie
tak jak ona. Dziwne, że tak ochoczo poparł pomysł [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •