[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)
Threepio dał znak, że dostrojenie jest wystarczające. Luke powrócił do kokpitu i zasunął owiewkę.
W milczeniu odgarnął z czoła zwichrzoną grzywę i znów skupił uwagę na ciągnącej się przed niani
pustyni.
- Stary Ben Kenobi mieszka podobno gdzieś w tych stronach. Nikt dokładnie nie wie gdzie. Zresztą
i tak nie rozumiem, w jaki sposób ten Artoo mógł zajść tak daleko w tak krótkim czasie. Musieli-
śmy go gdzieś przegapić - oświadczył przygnębiony. - Może teraz być gdziekolwiek. A wuj Owen
pewnie się już zastanawia, czemu się jeszcze nie odezwałem z południowej grani.
Threepio zastanawiał się przez chwilę.
- Czy pomogłoby coś, sir - zapytał - gdyby powiedzieć, że to moja wina?
Luke rozjaśnił się.
- Pewno... Teraz potrzebuje cię dwa razy bardziej. Prawdopodobnie zdezaktywowałby cię tylko na
dzień czy dwa, albo częściowo skasował pamięć.
Dezaktywacja? Kasacja pamięci? Threepio dodał pospiesznie:
- Po zastanowieniu trzeba jednak stwierdzić, sir, że Artoo byłby na miejscu, gdyby mu pan nie usu-
nął modułu ogranicznika.
Luke jednak miał na względzie coś ważniejszego niż ustalenie odpowiedzialności za zniknięcie
robota.
- Zatrzymaj na chwilę - polecił i wbił wzrok w tablicę rozdzielczą. - Czujnik metali coś wskazuje,
wprost przed nami. Z tej odległości trudno rozpoznać kształt, ale sądząc tylko po rozmiarach, może
to być nasz automatyczny włóczykij. Ruszaj.
Threepio przycisnął akcelerator i śmigacz skoczył do przodu. Jego pasażerowie nie wiedzieli, że
czyjeś oczy pilnie przypatrują się, jak pojazd zwiększa prędkość.
Te oczy nie były organiczne, nie były także w pełni mechaniczne. Nikt nie wiedział dokładnie jakie,
gdyż nikt nie zdołał wystarczająco dokładnie zbadać Jezdzców Tusken, samotnym farmerom zna-
nych pod mniej oficjalną nazwą ludzi piasku.
Tuskenowie nie pozwalali na studia nad sobą, zniechęcając potencjalnych badaczy metodami rów-
nie skutecznymi, co mało cywilizowanymi. Kilku badaczy sądziło, że muszą być spokrewnieni z
jawami. Mniejsza ich grupka wysunęła hipotezę, że Jawowie są dojrzałą formą ludzi piasku, lecz
większość poważnych naukowców odrzucała tę teorię.
Obie rasy używały szczelnych okryć dla ochrony przed podwójną dawką promieniowania bliznia-
czych słońc Tatooine, lecz na tym kończyły się podobieństwa. Zamiast nosić, jak Jawowie, ciężkie,
grube opończe, ludzie piasku owijali się jak mumie nieskończonymi taśmami, bandażami i luznymi
kawałkami materiału.
Podczas gdy Jawowie bali się wszystkiego, Tuskenowie nie odczuwali lęku przed niczym. Byli
więksi, silniejsi i o wiele bardziej agresywni. Na szczęście dla ludzkich mieszkańców Tatooine, nie
byli zbyt liczni i woleli prowadzić życie nomadów w najbardziej niedostępnych regionach planety.
Kontakty między nimi a ludzmi były więc niełatwe i nieczęste. Mordowali nie więcej niż garstkę
kolonistów rocznie. A że ludzie także przyznawali się do swojej porcji Tuskenów, nie zawsze
zgodnie z prawdą, obie strony utrzymywały coś w rodzaju pokoju - dopóki któraś z nich nie uzy-
skała przewagi.
Jeden z dwójki Jezdzców uznał właśnie, że pozostająca w chwiejnej równowadze sytuacja przechy-
liła się na jego korzyść i postanowił w pełni wykorzystać tę przewagę, kierując lufę w stronę śmi-
gacza. Jego towarzysz jednak chwycił broń i pochylił ku ziemi zanim zdążyła wystrzelić. Czyn ten
spowodował burzliwą dyskusję. A kiedy obaj wrzaskliwie wymieniali poglądy w składającym się
głównie ze spółgłosek języku, śmigacz pomknął swoją drogą.
Czy to dlatego, że pojazd zniknął z pola widzenia, czy też drugi Tusken przekonał pierwszego, w
każdym razie przerwali kłótnię i zbiegli po zboczu wydmy. Dwa banthy zasapały i poruszyły się,
widząc zbliżających się panów. Każdy z nich był wielkości niedużego dinozaura; miały jasne oczy i
długą, gęstą sierść. Syczały nerwowo, gdy ludzie piasku wskoczyli na siodła. Na sygnał dany kop-
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)
nięciem banthy wstały. Poruszając się wolno, lecz olbrzymimi krokami, dwa potężne, rogate stwory
ruszyły wzdłuż poszarpanego urwiska, popędzane przez swoich zapalczywych i równie jak one
odrażających kornaków.
- Zgadza się, to on - stwierdził Luke. Poczuł jednocześnie gniew i satysfakcję, kiedy drobna, trój-
nożna postać zjawiła się w polu widzenia. Zmigacz skręcił i znalazł się na dnie wielkiego, wyżło-
bionego w piaskowcu kanionu.
- Zajedz go od przodu, Threepio - polecił Luke. - Z przyjemnością, sir.
Artoo na pewno ich zauważył, ale nie próbował uciekać, zresztą pewnie i tak nie prześcignąłby
śmigacza. Gdy tylko ich zobaczył, po prostu zatrzymał się i czekał, aż pojazd zatoczy wokół niego
płynny łuk. Threepio zahamował ostro, unosząc niewielką chmurę piasku z prawej strony małego
robota. Potem wycie silnika ucichło, zastąpione przez cichy szum systemu parkowania. Ostatnie
westchnięcie - i śmigacz znieruchomiał.
Uważnie zbadawszy wzrokiem kanion, Luke wyprowadził swego towarzysza na pokrytą żwirem
powierzchnię, a pózniej w górę, do R2D2.
- Gdzie się wybrałeś? - spytał ostro.
Robot wydał ciche, przepraszające gwizdnięcie, lecz nie on, a Threepio wybuchnął lawiną słów.
- Pan Luke jest teraz twoim właścicielem, Artoo. Jak mogłeś w ten sposób odejść od niego? Teraz,
kiedy cię znalazł, lepiej już nie wracaj do tych bzdur o Obi-wanie Kenobim. Nie mam pojęcia, skąd
je wytrzasnąłeś... albo ten melodramatyczny hologram.
Artoo zabuczał tonem protestu, lecz Threepio był zbyt oburzony, by przyjmować jakiekolwiek
usprawiedliwienie.
- I nie mów mi więcej o swojej misji. Co za nonsens. Masz szczęście, że pan Luke nie rozwalił cię
na milion kawałeczków.
- To raczej niemożliwe - wtrącił Luke, nieco zaskoczony zapalczywością Threepio. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •