[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Znikły z twarzy znudzenie i cyniczny uśmiech i zostały
zastąpione przez coś innego, czego nie potrafiła zdefi-
niować.
Wstawaj! Jedzmy obejrzeć te twoje sławne konie!
wykrzyknęła Araminta.
Była teraz pełna energii, chętna do spaceru, do biegu,
do tego, żeby wstać i wyjść. Czuła, że żyje. Było to
wspaniałe uczucie. Czy czuła się tak kiedykolwiek,
kiedy była jeszcze z Peterem?
Nagle wstąpiło w nią poczucie winy. Victor wstał
i otoczył ją ramionami.
%7ładnych wspomnień, dobrze, linda? Jesteśmy tu-
taj, teraz i nic innego nie ma znaczenia. Nie jest ważna
ani przeszłość, ani przyszłość. Ważne jest, że jesteśmy
tu razem. Nie psuj tego.
Spojrzała na niego, wiedząc doskonale, o czym mó-
wi, i skinęła głową.
Masz rację. Tutaj i teraz. Myślę, że powinnam
wziąć prysznic.
Pół godziny pózniej Araminta była już w holu.
Miała na sobie dżinsy i buty, które madame Blanc
64 FIONA HOOD-STEWART
jej przyniosła i które doskonale na nią pasowały. Włoży-
ła swoją nową marynarkę i zawiązała na szyi szalik.
WyglÄ…dasz wspaniale. Jak prawdziwa Angielka
powiedział z uśmiechem Victor, kiedy tylko zszedł ze
schodów. Podszedł do niej i pocałował ją w czubek
nosa. Myślę, że lunch zjemy w jakimś zajezdzie.
To brzmi cudownie.
Właściwie wszystko jest cudowne, pomyślała Ara-
minta. Przynajmniej teraz.
Kiedy wsiedli do samochodu, uprzytomniła sobie, że
nie zadzwoniła do matki. Mogła zadzwonić wtedy,
kiedy wiedziała, że matki nie będzie w domu, i zostawić
wiadomość na sekretarce. Uniknęłaby w ten sposób jej
komentarzy.
Jechali piękną drogą, wzdłuż której rosły drzewa
owocowe, a za nimi rozpościerały się pola uprawne.
Krajobraz przypominał południową Anglię.
Tu jest trochÄ™ jak w Sussex, prawda?
Tak, racja.
Czy dlatego kupiłeś Manor? spytała z zacieka-
wieniem.
Po części powiedział sztywno, najwidoczniej nie
chcąc rozwijać tego tematu.
Rozumiem.
Nie, nie rozumiesz. Rzucił jej ciężkie spojrzenie.
Jeślibym ci powiedział, dlaczego kupiłem Manor,
to musiałbym wrócić pamięcią do przeszłości, a zde-
cydowaliśmy, że nie będziemy do niej wracać.
Dobrze zgodziła się Araminta. Miał prawdopo-
dobnie rację. To, co ich teraz łączyło, nie miało prze-
BRAZYLIJSKI MAGNAT 65
szłości ani przyszłości. Coś w tonie jego głosu powie-
działo jej, że cokolwiek zdarzyło się przed kupnem
Manor, nie mogło być przyjemne. Może był żonaty,
a jeśli tak, to gdzie była jego żona? A jeśli miał żonę, to
czy miał również dzieci? Zmusiła się do zachowania
spokoju. Byli tu razem i przeżywali coś wspaniałego.
Wkrótce wjechali na dziedziniec pięknego pałacyku.
W oddali błyszczała tafla małego jeziora.
Jak tu pięknie.
Tak myślisz?
Oczywiście. Cudowne miejsce na trzymanie koni.
Nie mogę zrozumieć, dlaczego nie mieszkasz tutaj cały
czas, tylko w Manor.
Victor nie odpowiedział. Przez moment jego twarz
była ponura, ale po chwili uśmiechnął się i pomachał
ręką do niskiego mężczyzny o pałąkowatych nogach.
Bonjour, Gaston. Jak siÄ™ majÄ… konie?
Bardzo dobrze, monsieur Victor. NaprawdÄ™, bar-
dzo dobrze.
To może rzucimy na nie okiem?
Oczywiście. Spotkamy się w stajni.
Tak. Zaraz tam przyjdziemy.
Victor objął Aramintę i poprowadził ją ścieżką mię-
dzy drzewami w stronę pałacyku.
Ogród był pięknie utrzymany, z mnóstwem kwiatów
i z widokiem na jezioro. W powietrzu czuć było zapach
lata.
Czy ta posiadłość jest twoja? spytała nagle
Araminta.
Należała do mojej matki. Zmarła trzy lata temu.
66 FIONA HOOD-STEWART
Przykro mi.
Odziedziczyłem ją i trzymam tu większość moich
koni.
Dom wygląda tak pięknie powiedziała, patrząc
na pałacyk po drugiej stronie jeziora.
Tak, to piękne miejsce. Jako dziecko spędzałem tu
dużo czasu. Może w przyszłości przebuduję dom i...
przerwał nagle i zmienił kierunek. Chodzmy do
stajni, zanim zacznie padać deszcz. Wygląda na to, że
będzie ulewa, querida.
Wyraznie nie chciał o tym mówić i Araminta po-
stanowiła nie pytać go więcej.
Kiedy znalazła się w stajni, wszystkie jej myśli
skoncentrowały się na wspaniałych stworzeniach, które
im prezentowano. Niektóre konie były już czempiona-
mi, inne prawdopodobnie miały się nimi stać w przy-
szłości. Araminta kochała zrebaki i spędziła trochę
czasu, głaszcząc ich jedwabistą sierść.
Godzinę pózniej jechali w stronę wioski. Tak właśnie
wyobrażała sobie wioskę w Normandii: wąskie, bruko-
wane uliczki, a przy nich drewniane domki z małymi
oknami i zagiętymi dachami.
Wkrótce siedzieli przy stoliku ustawionym w rogu
sali restauracyjnej z niskim, obelkowanym sufitem,
zwróceni twarzą do kominka.
ROZDZIAA SIÓDMY
Pogoda tego wieczoru zmieniła się i zrobiło się
zimno. Po obiedzie Araminta i Victor usiedli na sofie
tuż obok kominka. Araminta zwinięta w kłębek siedzia-
ła z głową opartą o ramię Victora i czytała książkę, on
natomiast przeglądał gazetę.
Przez moment zatęskniła za innym życiem, nie takim
jałowym, jakie ostatnio pędziła. Ale czy mogła o tym
myśleć, skoro siedzący obok niej mężczyzna całkiem
jasno dał jej do zrozumienia, że należy cieszyć się
chwilą obecną i że koniec ich znajomości może nastąpić
w każdym momencie?
Westchnęła cicho, próbując się skoncentrować na
czytanej książce.
O co chodzi, linda? spytał Victor, przyciągając
ją bliżej do siebie i patrząc jej w oczy. Araminta uniosła
do góry brodę i uśmiechnęła się.
Wszystko w porządku. Czuję się świetnie. A ty?
Ja również powiedział i zapatrzył się w pło-
mienie. W tym momencie zadzwonił telefon. Victor
wstał, odłożył gazetę i wyszedł do holu, żeby go
odebrać.
Araminta, chcąc nie chcąc, słyszała jego odpowiedzi,
68 FIONA HOOD-STEWART
ale próbowała kontynuować czytanie. Nagle ton jego
głosu zmienił się diametralnie.
Co masz na myśli, mówiąc, że jest w kłopotach?
spytał. Chwilę panowała cisza. Rozumiem. Sugeru-
jesz, żebym przyjechał i uporał się z tym, tak jak
zawsze? Nie sądziłem, że na tym etapie będę musiał
borykać się z jej cholernymi problemami. Znowu
pauza. Dobrze. WylecÄ™ jutro rano.
Serce Araminty zabiło mocniej z rozczarowania.
Cokolwiek to było lub kimkolwiek ona była, jego obec-
ność tam była nieodzowna. To znaczyło szybki koniec
[ Pobierz całość w formacie PDF ]