[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sypialni. W otwartych drzwiach prowadzących na balkon powiewały
koronkowe zasłony. Zwiatło było zgaszone.
Domenic z całej siły zacisnął w dłoni kluczyki. Otworzył ciężkie
drzwi i wszedł do mrocznego holu. Rozbłysk bieli przyciągnął jego
uwagę.
Wiedział, co zobaczy. Albo raczej kogo.
Na jego widok Isabella wstała ze schodów. Zdążyła się przebrać w
prosty biały T-shirt i spódnicę. Nie przypominała już kobiety, dla której
rozwija się czerwone chodniki w całej Europie. Była przyjazna, świeża i
piękna.
I należała do niego.
Na tle ozdobnych schodów wyglądała trochę nie na miejscu.
Rozpuszczone luzno włosy otaczały jej twarz. Wargi lekko drżały.
Postawił stopę na pierwszym stopniu.
- Myślałem, że już śpisz.
- Jak widzisz, nie śpię. Szczęście, które go ogarnęło, przeraziło go
swoją siłą.
- Czy Alberto dobrze się bawił do końca przyjęcia?
- Przyjęcie dalej trwa. - Domenic wszedł po schodach i stanął obok
niej. - Niektórzy goście wyjdą dopiero po śniadaniu.
- Helikopter wrócił?
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
- Nie. - Potarł dłonią szyję. - Nie wrócił. Skinęła głową.
- Leciał za moim samochodem aż tutaj. Potem dali sobie spokój.
Miałam nadzieję, że nie będą was już nękać. - Patrzyła na jego usta, a on
miał wrażenie, że jakaś dłoń ściska go za serce.
- Ojciec ucieszył się, że przyjechałaś.
- Przyjechałam z powodu ciebie. Wiedział o tym, a mimo to jej
słowa były
niczym grom z jasnego nieba. Spojrzał jej w oczy.
- Isabello...
- Tylko nie mów, że to nie ma sensu - przerwała mu.
Domenic wyciągnął rękę i przekręcił najbliższy wyłącznik. Jasne
światło zalało górny podest.
- Bo nie ma. To już nie jest zabawa. Przyjrzyj mi się dokładnie.
Patrzyła spokojnie na jego twarz.
- Kocham cię.
- Nie! Naprawdę mi się przyjrzyj. - Rozpiął koszulę przy szyi. -
Popatrz na to.- Masz blizny - powiedziała cicho. - Ale to nie jest ważne.
Kocham cię.
Domenic wziął głęboki oddech.
- Tak ci się wydaje. %7łyjesz w jakimś świecie fantazji.
- Myślałam, że masz do mnie więcej zaufania -rzuciła z nagłą
złością. - Ja lepiej wiem, co czuję.
- Ale to szaleństwo!
- Dlaczego?
- Mam ci wymienić powody? Naprawdę chcesz, żebym to zrobił?
Isabella podeszła do niego i położyła mu dłoń na ramieniu. Miała
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
wrażenie, że nawet przez marynarkę czuje ciepło jego skóry.
- Wszystko da się rozwiązać. Potrząsnął głową.
- Nie wszystko.
- Kocham cię. Chcę z tobą być.
- Teraz tak mówisz, ale prędzej czy pózniej odejdziesz ode mnie.
Będziesz miała dosyć tego, że ludzie zaczynają szeptać na nasz widok.
Dosyć patrzenia na twarz taką jak moja. Już dość wycierpiałem.
Isabella uniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy.
- Więc postanowiłeś, że odejdziesz pierwszy. O to ci chodzi?
- To nie tak...
- Właśnie że tak! Do cholery! Przecież jesteś silniejszy. Bardziej
odważny. - Wyciągnęła dłoń i dotknęła jego twarzy. Miała chłodne palce.
-Kto ci wmówił, że nie można cię kochać?
- Ja...
- Ktokolwiek to był, kłamał. Ja cię kocham. Wolnym, delikatnym
ruchem zsunęła z niego marynarkę. Przeszył go dreszcz. Miał wrażenie,
że wszystkie przykre uwagi, które tyle razy słyszał, gdzieś pod wpływem
jej słów odpływają. Czy to, że chciał jej uwierzyć, było z jego strony
słabością?
Zdjęła muszkę, którą miał na sobie, ale której nie zawiązał. A potem
go pocałowała. Jego usta odpowiedziały wbrew jego woli.
- Niech będzie, co ma być - szepnęła. Pragnął tego każdą komórką
swego ciała. Przyciągnął ją do siebie z całych sił.
- To szaleństwo.
- Więc bądz szalony.
Dotknął wargami pulsującego miejsca poniżej jej ucha. Odchyliła
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
głowę do tyłu, a wtedy on przesunął czubkiem języka wzdłuż jej szyi i od-
nalazł usta. Ciepłe i zmysłowe. Całował ją już wcześniej. Każdy
pocałunek wrył mu się w pamięć, ale wiedział, że teraz to wstęp do
czegoś więcej. Teraz miał wrażenie, że ten pocałunek dociera do jego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]