[ Pobierz całość w formacie PDF ]

to nierealne - powiedziała cicho. - Zupełnie jak w tym
filmie, którego główny bohater obraca się wśród deko-
S
R
racji i aktorów, a myśli, że to prawdziwe miasto i jego
mieszkańcy.
-  Truman Show"?
Skinęła głową.
- Ale, oczywiście, to nie jest tak samo. Ci ludzie i to
miejsce sÄ… jak najbardziej realni, uczciwi i szczerzy.
- Zatrzymała wzrok na małych kaczątkach, płynących
jedno za drugim. - Odnalazłam tu coś bardzo ważnego.
- Co takiego?
- Siebie. - Spojrzała na niego z uśmiechem. - Samą
siebie.
Podszedł do niej, zapatrzony w jej oczy, błyszczące
w srebrnym świetle księżyca.
- A któż to taki?
Wzruszyła ramionami.
- Kobieta jak inne.
- I to cię zaskoczyło? To podobieństwo?
- Tak - odparła nieco zmieszana i opuściła wzrok.
- Wiem, że to niemądre.
- Nie mówiłem, że to niemądre. - Dotknął jej twa-
rzy i delikatnie podniósł jej podbródek do góry. - Mnie
podobasz siÄ™ taka, jaka jesteÅ›.
Jej skóra była ciepła i gładka w dotyku. Z każdą
chwilą napięcie, które rozpierało go od środka, było
coraz większe.
- Guy... - Przymknęła oczy z westchnieniem. - Co
ty ze mnÄ… robisz?
S
R
W jej głosie było, zmieszanie i pragnienie, przestrach
i oczekiwanie. Ort czuł to samo.
W oddali pobrzmiewały odgłosy zabawy, sentymen-
talna piosenka Nat King Cole'a, szmery rozmów, ko-
biecy śmiech. Ale gdy tak stali nad jeziorem pośród
drzew, wydawało się, że są na jakiejś dalekiej wyspie.
- Nie zrobię niczego, czego ty sama byś nie chciała,
Holly. - Pogładził ją po policzku. - A teraz zapytaj, co
bym chciał z tobą robić.
Otworzyła oczy i napotkała jego spojrzenie.
- Co. byś chciał ze mną robić?
- Wszystko. - Pochylił się nad nią i dotknął ustami
jej warg. - PragnÄ™ ciebie jak nikogo innego. ChcÄ™ siÄ™
z tobą kochać.
Położyła drżącą rękę na jego piersi. Znieruchomiał
z obawy, że go odepchnie, że się nie zgodzi. Czekał
z mocno bijÄ…cym sercem, z ustami gotowymi do poca-
Å‚unku.
Nagle zaplątała palce w jego koszuli i mocno przy-
ciągnęła go do siebie.
S
R
ROZDZIAA ÓSMY
Od kilku dni Holly przekonywała samą siebie, że ten
ich pierwszy pocałunek to wymysł jej nadpobudliwej
wyobrazni, że to, co wtedy czuła, nie mogło być takie
silne, że nie powinna przecież być taka słaba i bezbron-
na.
Myliła się. Od jego pocałunku mąciło się jej w gło-
wie. Smakował jagodami. Na pewno próbował domo-
wych babeczek Mabel Wistrom, pomyślała rozbawiona.
Coraz bardziej podobał się jej ten zawrót głowy. %7łyła,
nareszcie naprawdę żyła!
Chłodny, orzezwiający wiaterek owiewał jej odkryte
ramiona. Powietrze pachniało sosną i cedrem, a świat
wirował i wirował jak mały dziecięcy bączek.
Jęknęła na znak protestu, kiedy przestał ją całować.
- Holly... - wyszeptał zdyszany. - Musimy wracać.
- Wracać? - Przywarła ustami do jego szyi. -
Chcesz wracać na salę?
- Skądże! - zaśmiał się po cichu. - Oczywiście, że
nie na salÄ™. Do ciebie.
PrzyciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… i objÄ…Å‚ mocniej ramionami. Jego po-
S
R
całunek naglił, kusił i zniewalał. Całe jej ciało zadrżało
przemożnym pragnieniem jego pieszczoty.
- Tutaj zaraz ktoś może przyjść -. zauważył przy-
tomnie.
Faktycznie! Prawie się zapomniała. Cudownie było-
by się kochać wśród drzew, przy delikatnym plusku fal,
słysząc, jak wiatr cicho szepcze w konarach sosen. Ale
nie był to najlepszy pomysł. Jakby na potwierdzenie jej
obaw, na patio jacyś ludzie wybuchnęli gromkim śmie-
chem.
- Tędy.
Wzięła go za rękę i poprowadziła pomiędzy drzewa-
mi. Szli w górę po stromych, wąskich stopniach, aż
znalezli się po drugiej stronie. Kilkoro ludzi kręciło się
przed budynkiem. Guy raptownie pociÄ…gnÄ…Å‚ Holly za
rękę i skryli się za żywopłotem. Zsunęła z nóg pantofle
i zaczęła chichotać. Cała ta sytuacja była absurdalna.
Guy zamknął jej usta namiętnym pocałunkiem i za
chwilÄ™ znowu biegli przed siebie, kryjÄ…c siÄ™ w cieniu
pomiędzy krzewami, pniami drzew i ścianami budyn-
ków. Oboje zaśmiewali się, wbiegając po schodach pro-
wadzących do jej mieszkania. Jeden pantofel wypadł jej
z ręki i potoczył się w dół schodów.
- Zostaw - powiedział Guy, kiedy Holly chciała
podnieść but. Otworzył drzwi i wciągnął ją do środka.
Natychmiast porwał ją w objęcia i obsypał gorącymi
pocałunkami. Nie zdarzyło jej się jeszcze, żeby ktoś tak
rozpaczliwie jej pragnÄ…Å‚. OgarnÄ…Å‚ jÄ… nawet pewien ro-
S
R
dzaj lęku, ale to tylko spotęgowało przyjemność. Nie-
omal bez tchu poddawała się i oddawała każdą piesz-
czotę jego warg. Jego dłonie wędrowały po jej ciele,
rozpalając ją do białości.
- Guy... - wyszeptała, łapiąc oddech. - Czy jesteś
pewien...?
- %7łe co? - zapytał, nie przestając jej całować.
- Twoje żebra. Czy wszystko z nimi w porządku?
- Ależ tak - zaśmiał się. - Jest lepiej niż dobrze.
Nagle podniósł ją lekko do góry i zaniósł do sypialni.
Dla niego było to zaledwie kilka kroków. Dla niej -
ogromny dystans, droga, z której nie będzie już odwrotu.
I znowu poczuła strach. Nie był to lęk przed upra-
wianiem miłości - to wydawało się naturalną koleją
rzeczy. Instynkt podpowiadał jej, że chodzi tu o coś
dużo głębszego niż miłosny akt. Miała oddać mu nie
tylko ciało, ale i swoje serce.
Delikatnie postawił ją na podłodze koło łóżka. Pod-
niósł jej twarz ku górze i spojrzał prosto w oczy.
- Czy jesteś pewna, że tego chcesz?
- Tak - skinęła wolno głową.
Bez wątpienia serce, które udawało jej się pieczoło-
wicie chronić przez tyle lat, należało teraz do Guya
Blackwolfa. Poddała się miłosnemu rytuałowi.
Czy ta kobieta to nadal ja? zastanawiała się Holly,
pławiąc się w intymnej pieszczocie jego rąk i warg. Od-
krywała w sobie inną Holly Douglas - kusicielkę
i uwodzicielkÄ™.
S
R
- Jesteś taka słodka... - szeptał Guy, delikatnie ca-
Å‚ujÄ…c jÄ… w kÄ…ciki warg. - Jak jakaÅ› tajemnicza czaro-
dziejka, która rzuciła na mnie urok.
Roześmiała się na te słowa, ale i poczuła się wyjąt-
kowo. Chciała tak się czuć. Pragnęła wierzyć, że będzie
inna niż wszystkie kobiety, które znał wcześniej i które
jeszcze pozna. Odpychała od siebie myśl, że nadejdzie
taki moment, gdy go już przy niej nie będzie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •