[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nadszedł czas, aby damy odzyskały swe rękawiczki - oznajmiła. - Kendall, przynieś tu tacę. Kendall?
Kendall!
Kendall, blady i drżący, zrobił krok do przodu, postawił tacę na stoliku przy drzwiach i uciekł z pokoju.
Vincent oparł się o ścianę i z uśmiechem obserwował, idy Weldon nadymającą się jak ropucha.
- Coś takiego! - prychnęła.
W pokoju rozległ się szmer głosów.
Mary wstała i podeszła do drzwi, spoglądając za służącym e zmartwionym wyrazem twarzy. Zamknęła
drzwi i odwróciła się do stolika z tacą.
Vincent przyglądał się jej z uśmiechem satysfakcji, zastanawiając się, czy teraz, kiedy Jason tak otwarcie
wybrał Beatrice, Mary zerwie zaręczyny. Rzucił okiem la Beatrice. Spoglądała na Jasona, najwyrazniej
bardzo z siebie zadowolona.
Vincent roześmiał się cicho. To oczywiste, że Mary zerwie zaręczyny. %7ładna kobieta nie będzie tolerowała
ego, że jej narzeczony wybrał inną, zwłaszcza gdy ta druga jest tak ładna jak Beatrice.
Mary wzięła tacę i zaniosła ją lady Weldon, po czym wróciła na swoje miejsce. Kiedy tak siedziała,
niczego złego się nie spodziewając, nie podejrzewając niczego nieprzyjemnego, Vincentowi zrobiło jej się
żal. Jednakże wiedział, że to, co robi, jest ważniejsze. Mary nie pasuje do tej warstwy społecznej. Kiedy
zerwie zaręczyny z Jasonem, będzie mogła znalezć sobie jakiegoś miłego, solidnego bankiera, wyjść za
niego i mieć z nim tuzin dzieci. Doprawdy, Vincent robi jej tylko przysługę.
Z czystym sumieniem oczekiwał zwycięstwa.
W pokoju coraz to rozlegały się wybuchy śmiechu, gdy Panie brały swe rękawiczki i karty wizytowe. Pani
St. Paul, która istotnie wypiła za dużo wina, zrzuciła z nóg duże pantofle i kazała mężowi masować sobie
stopy.
Lady Weldon uśmiechnęła się skromnie, podnosząc dużą, szarą rękawiczkę.
- Ciekawe, który z panów będzie musiał zrobić coś dla mnie? No, proszę, książę Stafford!
Wreszcie służący doszedł do końcowego rzędu. Na tacy leżały jeszcze tylko cztery rękawiczki. Vincent
spojrzał na stojącego z boku Jasona. Jason, jakby wyczuwając jego spojrzenie, odwrócił się i popatrzył mu
prosto w oczy.
Vincent się uśmiechnął.
Jason lekko skrzywił usta w uśmiechu i w oczach zabłysł mu prześmiewczy ognik.
Vincent zaśmiał się w duchu. Chłopak nie miał pojęcia, że Vincent odgadł jego plany.
Panna Bruce wzięła swoją rękawiczkę razem z kartą.
- Pan Cecil Parsell! - przeczytała. - Jakże się cieszę! Chciałabym, żeby mnie pan nauczył powozić kariolką.
Cecil jęknął i wszyscy się roześmieli.
Vincent uśmiechnął się od niechcenia. Jason popełnił fatalny błąd, odwracając się tyłem, aby zadzwonić po
pokojówkę. Gdyby Vincent był na jego miejscu, sam zaniósłby tacę do pokoju muzycznego. Głupi chłopiec.
Aż dziwne.
W sercu Vincenta zalęgło się nagłe podejrzenie. Z uwagą obserwował, jak ostatnie trzy damy biorą swe
rękawiczki.
- Poproszę o bardzo specjalną i bardzo osobistą przysługę pana... - zaczęła z uśmiechem Beatrice, po czym
spojrzała na kartę i zesztywniała.
Quimby zajrzał jej przez ramię.
- Ach, to ja jestem tym szczęśliwcem, lady Beatrice. Nie mogę się doczekać, żeby usłyszeć tę specjalną
prośbę. Oczywiście, z prawdziwą przyjemnością zrobię dla pani wszystko, czego pani zażąda.
Vincent spoglądał z niedowierzaniem na Quimby ego, a potem przeniósł wzrok na Jasona. Jason się
roześmiał.
Pozostali goście także się roześmiali, rozbawieni nieprawdopodobnym związkiem Quimby ego i pięknej
Beatrice.
Vincent wpatrywał się w Jasona. A jednak smarkacz go przechytrzył.
Cynthia Adams uśmiechnęła się do Peregrine a Benedicta i spojrzała na kartę. Z wrażenia aż ją zatkało.
- Lord Helsbury!
Tym razem Jason nie posiadał się ze zdumienia.
Goście zaszeptali zdziwieni.
Jason spojrzał na Cynthię, a potem na Mary.
Peregrine zrobił krok naprzód.
- To nie może być! Jestem pewien, że...
Mary położyła mu rękę na ramieniu.
- To mnie przypadła pańska karta. Chciałabym, aby zatańczył pan ze mną na balu maskowym.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]