[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tonęły po kolei, wpierw rufa, a kilka sekund pózniej dziób. Aawica
barakud ruszyła w naszym kierunku i razem zaczęliśmy płynąć do
brzegu.
Dobiegliśmy do domu niemal jednocześnie z pozostałymi, choć
w bezpiecznej od nich odległości. Po drodze Fred kilkakrotnie
68
Stephenie Meyer  Drugie życie Bree Tanner
spojrzał na mnie, jakby chciał coś powiedzieć, ale najwidoczniej za
każdym razem zmieniał zdanie, gdyż nie odezwał się ani słowem.
Po powrocie Riley musiał opanować świąteczny nastrój i
sprawić, by wszyscy w końcu spoważnieli. Po raz pierwszy nie trzeba
było przerywać walki, lecz tonować zbyt dobry humor. Jeśli - jak mi
się zdawało - obietnice Rileya były fałszywe, to narażał się na spore
kłopoty. Teraz, kiedy pozwoliło się wampirom ucztować, żaden z nich
nie miał zamiaru zbyt łatwo poddać się jakimkolwiek ograniczeniom.
Ale tamtego wieczoru Riley był jeszcze bohaterem.
W końcu  chwilę po wschodzie słońca - wszyscy ucichli,
gotowi go wysłuchać. Sadząc z wyrazu ich twarzy, byli skłonni
zgodzić się ze wszystkim, co usłyszą. Riley stanął w połowie schodów
z bardzo poważną miną.
- A więc trzy sprawy - zaczął. - Po pierwsze, musimy być pewni,
że atakujemy właściwe zgromadzenie. Jeśli przypadkiem natkniemy
się na inny klan i go załatwimy, zaszkodzi to naszym planom. Chcemy,
by nasi wrogowie byli pewni siebie i nieprzygotowani do walki. Są
dwie cechy, które odróżniają to zgromadzenie od innych, i trudno je
przeoczyć. Po pierwsze, wyglądają inaczej - mają żółte oczy.
Wokół rozległ się pomruk zdziwienia.
 %7łółte?  powtórzył z obrzydzeniem Raoul.
 W świecie wampirów istnieje wiele spraw, o których jeszcze
nie wiecie. Mówiłem wam, że tamte wampiry są starsze. Ich oczy są
słabsze od naszych i pożółkłe ze starości. To kolejny plus dla nas. -
Kiwnął głową, jakby chciał powiedzieć:  Jedno z głowy". - Ale istnieją
także inne stare wampiry, więc będziemy musieli upewnić się, że
atakujemy celnie... I tu właśnie czas na deser. - Riley uśmiechnął się
podstępnie i odczekał chwilę.
- Będzie wam ciężko to pojąć - ostrzegł. - Sam tego nie
rozumiem, ale widziałem to na własne oczy. Te stare wampiry są tak
słabe, że trzymają ze sobą  jako członka zgromadzenia - udomo-
wionego człowieka.
Rewelacje Rileya zostały przyjęte w absolutnej ciszy. I z
zupełnym niedowierzaniem.
- Wiem, wiem  trudno w to uwierzyć. Ale taka jest prawda.
Będziemy pewni, że to właściwe zgromadzenie, jeśli będzie wśród
nich ludzka dziewczyna.
- No, ale... jak to? - spytała Kristie. - Chcesz powiedzieć, że oni
wożą ze sobą jedzenie, czy co?
- Nie, to zawsze ta sama dziewczyna, której wcale nie chcą
zabijać. Nie wiem, jak im się udaje przed tym powstrzymać i czemu w
ogóle tak się zachowują. Może po prostu lubią się wyróżniać. Może
69
Stephenie Meyer  Drugie życie Bree Tanner
chcą popisać się, jak wielką mają nad sobą kontrolę. A może sądzą, że
dzięki niej wydają się silniejsi. Dla mnie to zupełnie bez sensu. Ale
widziałem ją, a co więcej, znam jej zapach.
Powolnym i dramatycznym gestem Riley sięgnął pod kurtkę i
wyciągnął zamykaną plastikową torebkę z wciśniętym do środka
kawałkiem czerwonego materiału.
- Przez ostatnie tygodnie robiłem małe rozpoznanie i
obserwowałem żółtookich, gdy tylko pojawili się w pobliżu. - Urwał,
by rzucić nam karcące spojrzenie. - Pilnowałem swoich dzieciaków.
Kiedy już upewniłem się, że chcą nas zaatakować, ukradłem to -
pokazał torebkę - by łatwiej nam było ich namierzyć. Chce, abyście
wszyscy nauczyli się tego zapachu. - Podał woreczek Raoulowi, który
otworzył go i wziął głęboki wdech. Po chwili pytająco zerknął na
Rileya, wyraznie zdziwiony.
- Wiem, wiem - odpowiedział Riley. - Niezwykłe, prawda?
Raoul podał torebkę Kevinowi, mrużąc oczy w zamyśleniu.
Jeden po drugim, wszystkie wampiry wąchały zawartość
torebki i wszystkie reagowały tak samo: otwierały szeroko oczy, ale
nic nie mówiły. Zaintrygowały mnie, więc odsunęłam się od Freda tak
bardzo, aż poczułam przypływ mdłości - wyraznie wyszłam poza
ochronny krąg. Przyczołgałam się do blondasa od Spider-Mana, który
najwyrazniej był ostatni w kolejce. Gdy nadeszła jego kolej, wsadził
nos do torebki i wciągnął zapach. Potem chciał oddać ją
poprzedniemu wampirowi, ale wyciągnęłam dłoń i cicho syknęłam.
Zareagował z opóznieniem, jakby widział mnie pierwszy raz w życiu,
ale podał mi woreczek.
Wyglądało na to, że czerwony materiał to zwinięta bluzka.
Wsadziłam nos w woreczek, na wszelki wypadek nie spuszczając z
oczu wampirów stojących najbliżej, i wciągnęłam powietrze.
No tak. Już teraz zrozumiałam, o co chodził i na mojej twarzy
pojawił się taki sam wyraz. W żyłach dziewczyny, która nosiła tę
bluzkę, płynęła bardzo słodka krew. Gdy Riley mówił  deser" miał
świętą rację. Ale z drugiej strony byłam w tamtej chwili tak pełna, że
choć otworzyłam szeroko oczy z zaskoczenia, nie poczułam w gardle
takiego bólu, by się skrzywić. Byłoby cudownie móc się napić takiej
krwi, ale nie cierpiałam zbytnio, że teraz nie mogę tego zrobić.
Zastanawiałam się, ile czasu minie, zanim znów poczuję pragnienie.
Zazwyczaj palący ból powracał już kilka godzin po zaspokojeniu
pragnienia, a potem nasilał się i nasilał, aż po kilku dniach nie można
było o nim zapomnieć nawet na sekundę. Czy ogromny zapas krwi,
którą wypiłam na statku, opózni pojawienie się tego uczucia?
Wkrótce miałam się przekonać.
70
Stephenie Meyer  Drugie życie Bree Tanner
Rozejrzałam się dokoła, sprawdzając, czy ktoś jeszcze chce
powąchać torebkę, pomyślałam bowiem, że może Fred też byłby
ciekawy. Riley złapał moje spojrzenie, uśmiechnął się nieznacznie i
delikatnym ruchem brody wskazał mi kąt, w którym siedział Fred. To
oczywiście sprawiło, że miałam ochotę zrezygnować ze swojego
zamiaru, ale dałam sobie spokój. Nie chciałam, by Riley zaczął mnie
podejrzewać.
Podeszłam do Freda, ignorując nadchodzące mdłości, które
zniknęły, gdy stanęłam obok niego. Podałam mu torebkę. Był chyba
zadowolony, że o nim pamiętałam. Uśmiechnął się i powąchał
koszulkę. Po chwili z zamyśleniem pokiwał głową. Oddał mi torebkę,
patrząc znacząco. Miałam nadzieję, że może następnym razem, gdy
będziemy sami, powie mi głośno, co sobie pomyślał
Rzuciłam woreczek blondaskowi od Raoula, który drgnął, jakby
coś znienacka spadło na niego z nieba, ale zdążył złapać torebkę.
Wszyscy podniecali się słodkim zapachem, aż Riley dwukrotnie
klasnął w dłonie.
- Dobra, to jest deser, o którym mówiłem. Dziewczyna będzie
tam z żółtookimi. A ten, kto dorwie ją pierwszy, dostanie deser. Nic
prostszego.
Rozległy się warknięcia aprobaty oraz wyższości. Nic
prostszego? Niby tak, ale... coś tu nie grało. Czy nie powinniśmy
wszyscy razem najpierw zniszczyć zgromadzenia żółtookich? Mie-
liśmy być jednością, a nie stawać do wyścigu: kto pierwszy, ten lepszy.
Jedyną gwarantowaną zdobyczą całej wyprawy miała się okazać
martwa ludzka dziewczyna? Sama potrafiłabym wymyślić kilka
bardziej sensownych sposobów, by zmotywować naszą armię. Ten,
kto zabije najwięcej żółtookich, dostanie dziewczynę. Ten, kto będzie
najlepiej współpracował z pozostałymi, dostanie dziewczynę. Ten, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •