[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Aazienka? Trent potrząsnął głową.
- Za małe i za wysoko umieszczone. Bardzo śmieszne,
wujku Clarence! - wykrzyknął przez szparę w oknie. - A teraz
nas wypuśćcie!
Odpowiedział mu tylko warkot armatki śnieżnej.
- Trent! - Rusty usiłowała przekrzyczeć hałas. - Tu się
robi zupełnie ciemno. Czy masz latarkę? Zapałki? Zwiece?
Trent gorączkowo otwierał szafki i szuflady, gdy
tymczasem wnętrze domku pogrążyło się w ciemności.
Doskoczył do drzwi i waląc w nie pięściami, zawołał:
- Wypuśćcie nas! Zapanowała dziwna cisza.
- Czyście oszaleli? Wypuśćcie nas!
- Wspólne spędzanie czasu - wymamrotała Rusty pod
nosem.
- Już dobrze! - zawołał Trent, w jego głosie pojawił się
pojednawczy ton. - Osiągnęliście swój cel. Powinniśmy iść z
wami po południu.
- Jak nas nie wypuścicie, nie będziemy mogli śpiewać z
wami kolęd wieczorem! - krzyknęła Rusty.
W odpowiedzi usłyszeli słaby odgłos odjeżdżającego
pikapa.
Rusty usłyszała jeszcze jedno uderzenie w drzwi i ciche
przekleństwo.
- Trent?
- Jestem tutaj. Gdzie było to tutaj"?
- Nic nie widzę. Jest kompletnie ciemno. Dobrze się
czujesz?
- Tak. - Słychać było, że ledwie powstrzymuje wybuch
wściekłości. - A ty?
- Sama nie wiem.
- Mam nadzieję, że tak, bo właśnie moi wujkowie i twoja
babcia zakopali nas w śniegu.
ROZDZIAA 10
- Może nie wiedzieli, że jesteśmy w środku?
- Wiedzieli. Mój samochód stoi przed chatą.
- Wobec tego po co to zrobili?
- Myślę, że się na nas obrazili. - Głos dochodził wciąż z
tej samej odległości, więc widocznie Trent nadal stał przy
drzwiach.
Ona sama nie bardzo wiedziała, gdzie się dokładnie
znajduje.
- O rety, czemu mi nie powiedziałeś, że oni przywiązują
taką wagę do tej zabawy na śniegu i do tego sztucznym.
- Chyba chodziło im o to, że nakłamaliśmy, żeby wyrwać
się do pracy.
- Wybacz, ale mnie naprawdę bolała głowa.
- Ale nie rano. Nie było sensu się o to spierać.
- Jak wpadli na to, że tu jesteśmy?
- Nie wiem. Co to ma za znaczenie? - spytał
zrezygnowanym głosem.
Chyba istotnie żadnego.
- Jak długo zamierzają nas tu trzymać?
- Aż uznają, że spędziliśmy ze sobą wystarczająco dużo
czasu. Czemu mnie zadajesz te pytania?
- To są twoi wujkowie. Zdaje się, że specjalizują się w
organizowaniu ci randek, czy tego sobie życzysz, czy nie.
- Niczego takiego nie robili, dopóki nie poznali twojej
babci.
Rusty zawrzała ze złości.
- Nie możesz jej o to winić!
- Co ty powiesz! A dlaczego? Usłyszała słaby odgłos
jakiegoś uderzenia i zaraz potem głośne przekleństwo. Dobrze
mu tak. ,
- W porządku. Przeżyłem - powiedział słabym głosem.
- Szkoda. Rozmowa urwała się, gdyż każde z nich
zastanawiało się, kto był winien sytuacji. Rusty uważała, że na
babcię mieli wpływ wujkowie, chociaż rzeczywiście ostatnimi
czasy objawiła się jej, dotychczas nie znana, romantyczna
natura. Pomysł zasypania śniegiem wnuczki razem z
przystojnym mężczyzną w chacie odciętej od świata musiał
się jej wydać romantyczny. Zwłaszcza jeżeli w czasie
Festiwalu Zniegu" podawano do picia coś mocniejszego niż
mleko. Usłyszała jakiś ruch.
- Gdzie idziesz?
- Przed siebie. W stronę tapczanu, na którym chrapałaś
całe popołudnie.
- Nie chrapałam.
- Skąd możesz wiedzieć?
- A skąd ty możesz wiedzieć? Prądnica hałasowała i
miałeś zatyczki w uszach - zwróciła mu uwagę z satysfakcją.
- Mimo to mogłem słyszeć twoje chrapanie - obstawał
przy swoim.
Rusty stłumiła śmiech.
- W takim razie jak mogłeś nie zwrócić uwagi, że cztery
osoby przyjechały pikapem z maszyną do wytwarzania
śniegu?
Nie odpowiadał. Usiłował to ukryć, lecz musiał być
wściekły na wujków. Wiedziała też, że dopóki się kłócą, nie
muszą zastanawiać się nad tym, iż zostali tu sami we dwoje.
- Oczy mnie rozbolały i być może trochę przysnąłem -
przyznał w końcu. - Czekałem na telefon...
- Telefon komórkowy! - Ta sama myśl przyszła im
równocześnie do głowy.
- Gdzie go położyłeś? - spytała Rusty.
- Na stole.
- Chyba ja jestem bliżej. - Rusty wyciągniętymi rękami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]