[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uchyliła się leciutko i w otworze ukazała się na moment
kobieca twarz, potem drzwi natychmiast zamknięto. Ce-
cilia nie miała najmniejszych wątpliwości. Mignęła jej oto
twarz królowej Margrete...
Szarpnęła lejce i w peÅ‚nym galopie popÄ™dziÅ‚a po zaroÅ›­
niÄ™tym trawÄ… zboczu. Serce o maÅ‚o jej nie pÄ™kÅ‚o, byÅ‚a cho­
ra z gniewu, zazdroÅ›ci, upokorzenia. Gregorius jÄ… okÅ‚amy­
wał! Nie jest ani odrobinę lepszy od Margrete, którą tak
krytykuje. Chce się ożenić z Cecilią, by zostać królewskim
zięciem, ale zamierza nadal być kochankiem Margrete!
Azy ciekły jej po twarzy. Widocznie ona jest dla niego
za maÅ‚o namiÄ™tna. Nie posiada wieloletniego doÅ›wiadcze­
nia królowej Margrete ani jej zmysÅ‚owej rozwiÄ…zÅ‚oÅ›ci! By­
Å‚a jedynie naiwnym, nie majÄ…cym pojÄ™cia o życiu cielÄ™­
ciem, które wierzy w każde jego słowo i nie wie, jak się
zachowywać wobec mężczyzn takich jak on. Jakże musia­
ła go bawić jej niewinność tamtego dnia w lesie! Gdyby
nie pojawiÅ‚a siÄ™ królowa Margrete z biczem, prawdopo­
dobnie dostałby wszystko, czego chciał, i potraktował to
jako rozrywkÄ™ dla zabicia czasu. MaÅ‚a odmiana od gwaÅ‚­
townej zmysłowości królowej.
W gniewie uderzyła konia lejcami i nie zwracając uwagi
na Bjarniego Mosessona i jego ludzi, pognała do dworu.
Kiedy siÄ™ tam w koÅ„cu znalazÅ‚a, oddaÅ‚a konia stajen­
nemu, który na szczęście znajdował się na dziedzińcu,
i pobiegła do swojej sypialni. Tora wietrzyła jej pościel,
ale Cecilia odesłała ją do innych zajęć. W samotności
zamknęła drzwi, w ubraniu i butach padÅ‚a na posÅ‚anie, na­
reszcie mogÅ‚a pÅ‚akać. PÅ‚akaÅ‚a i pÅ‚akaÅ‚a, aż w koÅ„cu za­
brakło jej łez. Szlochała nad swoją głupotą, a także nad
tym, co utraciła. I z niepohamowanej złości na Margrete
i Gregoriusa, którzy ją tak haniebnie oszukali.
ZostaÅ‚a w swojej izbie, aż czas byÅ‚o iść na kolacjÄ™. Wte­
dy wezwała Torę, zażądała, by jej przyniesiono wody,
umyła się i włożyła piękną żółtą suknię ze złotymi łamów-
kami. Wyszczotkowane wÅ‚osy lÅ›niÅ‚y piÄ™knie, gdy z pod­
niesioną wysoko głową szła do halli. Nikt nie powinien
się nawet domyślać, co przeżyła. Nikt się nie dowie, że
cierpi nad utratÄ… Gregoriusa Andressona!
Przy stole śmiała się i żartowała z Kristin, z Hakonem
Unge, choć wciąż pulsował w niej ból. Z przerażeniem
myÅ›laÅ‚a o dniu, kiedy bÄ™dzie musiaÅ‚a tutaj siedzieć w obec­
ności królowej i Gregoriusa i udawać, że nic się nie stało.
Postanowiła jednak, że nigdy nie da Margrete satysfakcji,
nie pokaże, iż została dotknięta do żywego! Niech sobie
królowa zabiera swojego Gregoriusa! To czÅ‚owiek pozba­
wiony wszelkiej wartości. Nigdy w życiu nie poślubiłaby
mężczyzny, który nocami wymyka się do innych kobiet.
Kiedy jednak po skończonej kolacji wróciła do siebie,
ból znowu dal o sobie znać. Jak mogła się tak pomylić co
do niego? Mój Boże, Gregorius, taki czuÅ‚y, taki opiekuÅ„­
czy w czasie pełnej niebezpieczeństw podróży na północ,
kiedy sztorm i Å›nieżyce czyniÅ‚y życie na pokÅ‚adzie trud­
nym do zniesienia. Taki pełen zrozumienia, kiedy bała się
o życie ojca po znaku na niebie, taki troskliwy, niosący
pociechÄ™. Gregorius, który bawiÅ‚ siÄ™ z dziećmi, który oka­
zywaÅ‚ jej tyle serdecznoÅ›ci podczas tamtej fatalnej prze­
jażdżki do lasu. Jak ktoÅ› może być jednego dnia wspania­
łym człowiekiem, a drugiego tak kompletnie się zmienić?
Potrząsała głową i raz po raz znowu wybuchała płaczem.
W dwa dni pózniej Gregorius wrócił. Ledwo Cecilia
zdążyÅ‚a zobaczyć go na dziedziÅ„cu, a już przybiegli sÅ‚u­
żący z wiadomoÅ›ciÄ…, że królewska flota zbliża siÄ™ do por­
tu. Królowej Margrete nie było nigdzie widać.
Cecilia bardzo siÄ™ ucieszyÅ‚a, że ojciec przyjeżdża aku­
rat teraz. Dwór się ożywi, podczas posiłków będzie weso-
ło i gwarnie, ona sama będzie miała mnóstwo zajęć i nie
starczy jej czasu na roztrząsanie smutków.
ZabraÅ‚a dzieci i pobiegÅ‚a z nimi na nabrzeże, jak to zro­
bili wtedy, gdy królewskie okrÄ™ty wróciÅ‚y z Oslo. Mnó­
stwo ludzi biegÅ‚o w tÄ™ samÄ… stronÄ™, i z królewskiego dwo­
ru, i z zamku, i z osady handlowej, wszyscy chcieli witać
wracającego do domu władcę.
Nagle rozległ się głęboki głos:
- Cecilia...
Odwróciła się gwałtownie. Tuż za nią stał Gregorius.
Nie uśmiechał się, jak to miał w zwyczaju, patrzył na nią
posępnym, udręczonym wzrokiem.
- Cecilio - powtórzył. - Ja...
Więcej powiedzieć nie zdążył, Kristin i Hakon Unge
odkryli jego obecność i witali go uradowani.
- Gregorius! - wołali chórem, a Kristin rzuciła mu się
na szyję. - Gdzieś ty się podziewał? Czekaliśmy na ciebie!
Cecilia wcale nie umie tak dobrze opowiadać bajek jak ty.
Dlaczego wyjechałeś na tak długo?
Pytania spadaÅ‚y na niego niczym grad, nie pozostawa­
ło mu nic innego, jak tylko się uśmiechać.
- Mówicie, że panna Cecilia nie umie tak dobrze opo­
wiadać bajek? - próbował żartować, Cecilia jednak zdała
sobie sprawÄ™, że wcale mu nie do Å›miechu, że musi siÄ™ bar­
dzo wysilać. Był taki zmieniony, że to się rzucało w oczy.
Coś się musiało stać!
- UderzyÅ‚eÅ› siÄ™? - spytaÅ‚ Hakon Unge, patrzÄ…c z wiel­
kÄ… powagÄ… na swojego bohatera. - Masz paskudnÄ… bliznÄ™
na twarzy i sprawiasz wrażenie smutnego.
Gregorius przytaknÄ…Å‚.
- Tak, uderzyłem się mocno i jestem bardzo smutny,
ale modlÄ™ siÄ™ do Boga, żeby wszystko znowu byÅ‚o do­
brze.
- Idz do mistrza Vilhjalma - doradziła mu Kristin. - On
wszystko może.
Gregorius odpowiedział jej z uśmiechem:
- Wierzę, że Bóg też wszystko może, jeśli tylko chce.
- A dlaczego miałby nie chcieć? - spytała Kristin, nie
rozumiejÄ…c.
- Bywa, że zwleka jakiś czas z pomocą, żebyśmy mogli
zrozumieć, jakie głupstwa robimy - odparł zagadkowo.
Właśnie w tej chwili królewski okręt przybił do nabrzeża,
wiÄ™c Kristin i Hakon Unge z radoÅ›ci zapomnieli o wszyst­
kim innym, wypatrywali tylko na pokładzie postaci ojca.
Cecilia spoglądała na Gregoriusa pytająco. Domyślała
się, że jego słowa miały znaczyć więcej niż to, co mówił
dzieciom, i że byÅ‚y skierowane raczej do niej. Gniew i roz­
goryczenie ustąpiły. Co mu się stało i co miał na myśli,
mówiąc, że uderzył się paskudnie?
- Kiedy opuszczaliśmy Alrekstad, zobaczyłam więcej,
niż bym chciała widzieć - powiedziała cicho.
Gregorius westchnÄ…Å‚.
- Tak myślałem.
- I mnie widziałeś także?
Skinął głową.
- I co, nie masz mi nic do powiedzenia?
- Mam, Cecilio. I niczego bardziej na Å›wiecie nie prag­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •