[ Pobierz całość w formacie PDF ]

toporem w księcia, i to właśnie przekreślało powodzenie podstępnej akcji.
Abott zachowywał się tak, jakby w ogóle o tym nie myślał. Waldo
zawahał się, po czym najspokojniej, jak potrafił, zapytał:
 A jeśli mnie rozpoznają? Paru mnie widziało...
 To wyprują ci flaki i zrzucą z muru  zarechotał Abott.  Ryby się
nażrą...
Handlarz skinął głową, że zrozumiał. Barbarzyńca popatrzył z góry na
ludzi, których przeznaczył na stracenie. Kudłate, zmierzwione czupryny
i zacięte usta upodobniały ich do drewnianych figurek prymitywnych
ludów ze wschodu. Niskie czoła świadczyły o braku wyobrazni, a potężne
barki o drzemiącej w nich zwierzęcej sile. Widać było, że gotowali się na
śmierć. Abott rozejrzał się po pozostałych swoich ludziach i donośnie
zawołał:
 Krwi mi się chce! Nasi bracia żłopią wodę nie na darmo... Syrius
zdechł. Ten oto handlarz niewolników rozwalił mu czerep toporem, a teraz
wróci tam i wykradnie im dzieciaka... Jego matkę możesz se
wychędożyć...  Zmiech zadudnił po pokładzie.  Jak zdążysz...
Waldo poprawił miecz przy boku i podniósł spod nóg Abotta siekierę.
 Poręczniejsza będzie  powiedział pod nosem.  Byle mnie od morza
wpuścili... Mogą mostu nie opuścić...
 Opuszczą  stwierdził z przebiegłym uśmiechem Abott.  Zadmijcie
w trąby do odwrotu. A ty, psie, masz mi przywlec dzieciaka albo znajdę
cię i rzyć przypalę pochodnią...
Waldo nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ poczuł, jak w jego mózg
wbija się gwałtownie czerń. Zakręciło mu się w głowie, po czym
niewidzialna jasność wypaliła mu wolę. Kiedy otworzył oczy, był już
całkowicie innym człowiekiem. Siekiera sama znalazła się w górze
i obuchem spadła na lewy bark Abotta. Król nie zareagował. Z otwartymi
ze zdziwienia oczami obserwował drugie uderzenie, które trafiło go
wprawę ramię. Całkowicie odmieniony Waldo wyszarpnął miecz i ciął
nim po twarzach stojących najbliżej barbarzyńców. Czterech z nich
przewróciło się i bluzgnęło krwią pod własne nogi. Okrzyki wściekłości
zamarły w gardłach pozostałych, gdy zobaczyli, że ich król stoi
nieruchomo z ostrzem miecza na gardle. Waldo chwycił go od tyłu
i trzymał w żelaznym uścisku.
 Won, bo zarżnę go jak barana!  ryknął donośnie handlarz.  Do
brzegu, byle szybko...
Barbarzyńcy powoli dotknęli wioseł i skierowali łódz do niewielkiego
rybackiego portu. Atakujący zauważyli niebezpieczeństwo i przestali
walczyć. Wycofywali łodzie na bezpieczną odległość i czekali na błąd
Walda. Tamten jednak znał swoje rzemiosło, ponieważ ani na sekundę nie
odsuwał ostrza od szyi Abotta. Oparł się plecami o krótki maszt i nie
spuszczał barbarzyńców z oczu.
 Ani mi się ważcie skakać...  charczał przez zęby król.  Ten pies
wypatroszy mi gardło, zanim zdążycie pierdnąć... Czego chcesz?
 Każ im odpłynąć do Szybgadii  rozkazał Waldo.  I to już...
Abott wykrzywił się, jakby wbijano go na pal, i syknął z wściekłością:
 Do domu... Macie odpłynąć...
 Jeśli knuć będą, wypruję ci bebechy i lisom rzucę w lesie...  ostrzegł
cicho handlarz.
Dobili do portu. Waldo wydostał się tyłem na drewniany pomost,
ciągnąc za sobą Abotta. Sapał przy tym z wysiłku i zdenerwowania. Kiedy
łódz z wojownikami Abotta oddaliła się, handlarz ruszył w stronę
oddziałów mutantów. Kręciły się w oddali, przygotowując kolejne
natarcie. Z daleka widać było, że zostały silnie przerzedzone i w pośpiechu
formowały szyki. Waldo odgadł, że niektórzy wycofywali się do lasu, inni
czaili się do skoku na mury. Prowadził przed sobą Abotta i modlił się,
żeby nie natknąć się na zdziczały podjazd lub zabłąkaną strzałę.
W oparach mgły, dymu i błocie posuwał się do przodu. Z bliska mógł
ocenić, ile setek szczurów oddało życie na przedpolach zamku Syriusa.
Leżały całymi kupami. Zabite dzidami, strzałami lub kamieniami
miotanymi z olbrzymich katapult. Niektóre miały rany od miecza. Tuż
obok nich leżeli zabici żołnierze księcia. Handlarz odgadł, że jazda Syriusa
nie próżnowała. Wypady były nagłe i krwawe. W bezlitosnym boju
poginęły nawet szlachetne, latami szkolone konie. Trupy zaściełały prawie
całą ziemię wokół zamku.
 Puść mnie, a dam ci monet, ile zechcesz...  wycedził przez zęby
Abott.
Im bliżej szczurów, tym większy strach opanowywał barbarzyńcę. Zbyt
dużo miał na sumieniu, aby łudzić się, że mutanty nie rozpoznają go
i darują życie. Przez całe lata zapuszczał się do ich krainy, palił ją, grabił
i porywał mieszkańców w niewolę. Silni byli, wytrwali i karni. Sprzedani
daleko poza granicami Kreporu, Wizydonu, Lopmelii czy w Górach Asty
posłusznie uprawiali pola, budowali zamki, chaty lub obszerne obronne
budowle. Wystarczyło im dać do syta wziętych w niewolę dziewek,
a zapominali o buntach i stawali się łagodni jak baranki.
Oddział szczurów musiał zauważyć obcych, ponieważ pięć postaci
w habitach ruszyło w ich stronę. Po drodze wyciągali miecze. Kiedy
zatrzymali się przed Waldem, smród szczurzego potu, moczu i odchodów
uderzył handlarza w nozdrza. Abott również zmarszczył nos i zakasłał. Nie
odezwał się jednak. Zżuł w ustach przekleństwo. Mutant z pyskiem
owiniętym płótnem pokazał mieczem na Abotta i zapytał:
 Zmierci szukasz, czyś słowem chroniony?
 Od Nariagi jestem  odparł spokojnie Waldo.  Ogarnęli nas
Syriusowi, wybili, a mnie udało się uciec... Zamek wasz, a starego
przepołowiłem...
Mutant łypnął na handlarza i powiedział:
 Ruszaj. A tego gada skądś znam...  Szczurzy pazur skierował się na
Abotta.  Ktoś ty, że miecz na gardle nosisz?
 Nikt ważny, panie...  Barbarzyńca dopiero teraz zaczął się naprawdę
trząść ze strachu. Handlarz zaśmiał się głośno i pogardliwie. Szli za
koniem, a miecz na szyi naciął już skórę i lekko zabarwił się na czerwono.
 Ażesz, gnido!  stwierdził nieufnie jeden ze szczurów.  Za takie
gadanie mogę cię powiesić za jaja na tamtych drzewach... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •