[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ashlyn...
- O, nie, milady - przerwał Markus z ponurą miną. - Postawiła pani wszystko
na jedną kartę, żeby tutaj dotrzeć. - Kopniakiem zamknął drzwi i odwrócił się, żeby na
nią popatrzeć. Ciemne oczy ciskały błyskawice.
- Nie mam ochoty z panią rozmawiać - ciągnął gniewnie - ale jest kilka spraw,
które musimy sobie wyjaśnić. Pomijam sztubacki wybryk, przez który spędziłem
trochę czasu zamknięty w piwnicy Theo Marcha. Najbardziej przeraża mnie, że uciekła
pani z Ashlyn, próbując za wszelką cenę dostać się na Fairhaven. Sama jedna! -
Gwałtownie przegarnął dłonią ciemne włosy. - Proszę tylko pomyśleć, co przeżywała
pani kuzynka, gdy prawda wyszła na jaw. Czy to pani w ogóle nie obchodzi? Ma pani
tyle rozumu co rozkapryszony bachor. Za takie psoty należy się porządne lanie. Beth
zarumieniła się jak piwonia.
- Milordzie!
- Milady! - Popatrzył na nią gniewnie. - Najwyższy czas, żeby ktoś powiedział
pani kilka słów prawdy. Nie spotkałem dotąd kobiety równie irytującej i nieobliczalnej
jak pani. Teraz wychodzę, bo czeka na mnie McCrae. Muszę z nim przedyskutować
ostatnie szczegóły dotyczące jutrzejszej przeprawy. Zamknę drzwi na klucz. Robię to
dla pani bezpieczeństwa. Jakieś uwagi?
Beth patrzyła na niego bez słowa. Była tak wystraszona że wolała milczeć. Po
chwili zebrała się na odwagę i mruknęła potulnie:
- Ja... Markusie, bardzo przepraszam...
- Nie chcę tego słuchać - przerwał i ruszył ku drzwiom. Stojąc w progu,
110
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
odwrócił się do niej. - Zarygluję drzwi tak, jak zapowiedziałem. A skoro już o tym
mowa, proszę mi natychmiast oddać klucz do piwnicy Theo.
Beth niezdarnie pogrzebała w kieszeni, coraz bardziej zdenerwowana, bo
Markus obserwował ją z bezlitosnym wyrazem twarzy. Gdy położyła klucz na jego
wyciągniętej dłoni, prychnął z oburzeniem, unikając jej wzroku i znowu podszedł do
drzwi.
- Porozmawiamy pózniej, o ile uda mi się zapanować nad złością. Wolałbym na
panią nie krzyczeć. Do mego powrotu niech pani stara się nie zwracać na siebie uwagi.
Proszę ale podchodzić do okna. Odradzam błagalne jęki, skargi na hańbiącą niewolę i
prośby o ratunek. Chyba nie byłoby dobrze, gdyby ci obwiesie ruszyli hurmem na górę
i wyłamali drzwi. Najwyższy czas okazać trochę zdrowego rozsądku, lady Allerton.
Zakończył gniewną tyradę i trzasnął drzwiami. Beth usłyszała chrzęst klucza
obracającego się w zamku.
Dochodziła jedenasta, a Markus jeszcze nie wrócił. Po jego wyjściu sterana
pracą zaufana służąca przyniosła miskę tłustego gulaszu z wołowiny. Beth jadła bez
apetytu, wsłuchana w hałasy dobiegające z dołu. Miała wrażenie, że rubasznych
biesiadników ciągle przybywa, a ich zabawy stają się coraz bardziej hałaśliwe. Pokoik
był zimny i brudny, lecz do głowy jej nie przyszło, żeby z niego uciec. Zdawała sobie
uprawę, że taka eskapada mogłaby się dla niej zle skończyć. Snuła najrozmaitsze
domysły, bo intencje Markusa były dla niej niewiadomą. Raczej nie zamierzał
wykorzystać dzisiejszego sam na sam, żeby ją skompromitować, ale w tej kwestii
niczego nie była już pewna, irytowało ją własne poczucie bezradności. Po raz kolejny
straciła panowanie nad sytuacją... przez własną głupotę i niechęć do racjonalnego
myślenia. %7łałowała teraz, że dała się ponieść emocjom i uciekła w najmniej
odpowiednim momencie. Mogła zyskać o wiele więcej, gdyby rzeczowo i spokojnie
rozmówiła się z Markusem. Musiała teraz wypić piwo, którego nawarzyła. Lord
Trevithick był na nią okropnie zły. I słusznie.
Drżąc z zimna, uznała jednak, że istniały powody, aby mu nie dowierzać.
Gdyby od początku postępował honorowo, miałby prawo robić jej wyrzuty. W sumie
byli siebie warci. Oboje mieli nieczyste sumienie. U Markusa do głosu doszła także
urażona męska duma. Jeśli ostatnia jego obietnica została złożona w dobrej wierze, o
czym solennie zapewniał, szkody wynikające z ucieczki Beth okażą się zapewne nie do
naprawienia. Markus był tak zagniewany, że nie dopuszczał jej do głosu i nie chciał
111
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
przyjąć szczerych przeprosin.
Ogień na kominku dawno zgasł. Beth szykowała się do snu przy marnej
świeczce. Pościel była przybrudzona. Beth przewróciła ją na drugą stronę. Gdy
zdejmowała prześcieradło, miała wrażenie, że z siennika wyskoczyła pchła. Położyła
się w ubraniu, lecz mimo to drżała z zimna. Przez te wszystkie niewygody drzemała
tylko, a nie spała głębokim snem, więc gdy Markus wszedł do pokoju, natychmiast się
ocknęła.
- Lady Allerton? Pani już śpi?
Otworzyła oczy i próbowała ocenić, czy jest pijany, czy trzezwy. Biła od niego
mocna woń alkoholu, lecz gdy w migotliwym blasku świecy zerknęła na ponurą twarz,
wyglądał dość przytomnie. Jego głos był równie donośny, dzwięczny i... opryskliwy
jak parę godzin temu. Zrobiło jej się ciężko na sercu, gdy uświadomiła sobie, że złość
mu jeszcze nie przeszła. Z trudem usiadła na łóżku. Markus opadł ciężko na brzeg
posłania i zaczął zdejmować buty.
- Co... Co pan robi? Popatrzył na nią jak na idiotkę.
- A jak pani myśli? Kładę się do łóżka.
- Tutaj? - Beth zacisnęła dłonie na pościeli. - Co ludzie powiedzą?
Tym razem twarz Markusa przybrała wyraz pobłażliwego rozbawienia.
Proszę mi wierzyć, lady Allerton, nikt z bywalców tego lokalu nie dałby
złamanego grosza za pani reputację. Są głęboko przekonani, że wziąłem panią jak
swoją, i domagali się, żeby im opowiedzieć, jak było. - Rzucił buty w kąt pokoju
rozpiął płaszcz. - Poza tym trochę za pózno na takie skrupuły! Awanturnica
podróżująca po kraju bez należytej opieki, która w środku nocy ucieka towarzyszom
podróży, zamyka dżentelmena w piwnicy i o zmierzchu sama jedna przechadza się
portowym nabrzeżem, nie ma pojęcia, czym są konwenanse i dobre maniery. - Markus
znowu spochmurniał. - Jedno chciałbym wiedzieć. Czy pani nieufność wobec mnie jest
tak głęboka, że nakazuje kwestionować wszystkie moje słowa i obietnice? Audziłem
się, że zaczynamy wierzyć sobie nawzajem.
Beth przyglądała mu się w blasku świecy. Minę miał zaciętą, twarz skurczoną
ze złości, ale w jego spojrzeniu malowały się też inne uczucia, których nie potrafiła
dokładnie określić: Może cierpienie? Albo poczucie zawodu? Było jej teraz podwójnie
przykro, bo sprawiła mu ból i niesprawiedliwie go oceniła. Długo patrzyli sobie w
oczy. Markus pierwszy odwrócił wzrok i westchnął ciężko.
112
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
- Dlaczego położyła się pani do łóżka w ubraniu i czemu leży pani pod narzutą,
a nie pod kołdrą?
Beth również westchnęła. Markus tak bardzo się do niej uprzedził, że każdy
drobiazg był dla niego pretekstem do surowej krytyki.
- Okropnie zmarzłam. Na domiar złego w sienniku są pchły. Ale proszę się tym
nie przejmować. Niech pan sobie poszuka lepszej kwatery. Proszę przenocować na
statku. Ma pan tam zapewne wygodną kajutę, milordzie. Markus roześmiał się głośno.
- Chce pani zostać tu na noc bez opieki? To mniejsze zło? Beth pokazała mu
plecy.
- Skoro postanowił pan spać w gospodzie, proszę usadowić się wygodnie w
fotelu.
Oburzony Markus prychnął głośno.
- Niech pani nie będzie śmieszna! Proszę łaskawie posunąć się trochę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •