[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gląda jak prawdziwa księżniczka, słowo daję - westchnęła Grace.
Stojąca za nią Meny kiwnęła aprobująco głową.
- Prześliczna - szepnęła panna Eglantyna. - Mam nadzieję, że on doce­
nia jej urodę.
Cała trójka patrzyła ponad balustradą galerii na stojącą piętro niżej lady
Agathę, która z niezadowoloną miną spoglądała w lustro, szykując się na
wieczorne przyjęcie u państwa Bunting. Nie miała powodu narzekać.
Była ubrana w wieczorową suknię z bladożółtej satyny, która znakomi­
cie podkreślała jej wspaniałą figurę. Z ramion opadały powiewne rękawy
z delikatnego, przejrzystego muślinu. Szyja, ramiona i biust wyłaniały się
z głębokiego dekoltu. Połyskliwa satyna spływała z jej piersi jak płynny
miód, owijała wąską talię i spadała szerokimi fałdami na podłogę. Lady
Agatha lekko obróciła się wkoło, obserwując, jak wygląda jej elegancki
kok. Obfita halka z tafty zaszeleściła zalotnie.
— No, lalunia, spokojna głowa - powiedziała Grace. - Musiałby chyba
być jedną nogą w grobie, żeby nie być... eee... pod wrażeniem.
Użyła określenia „pod wrażeniem", choć jej zdaniem bardziej pasowa­
łoby „napalony jak ogier".
Lady Agatha uniosła smukłe ręce w długich białych rękawiczkach i upięła
niesforny loczek.
121
- Nie będzie mógł utrzymać rąk przy sobie - wyrwało się Merry.
- Cicho! - szepnęła zgorszona Eglantyna, a potem spytała: - Naprawdę
tak myślisz?
Bardzo polubiła lady Agathę i myśl, że mogłaby zyskać taką miłą są­
siadkę, nieco złagodziła ból związany z rychłym wyjazdem Angeli. Ale
oczywiście, pozostawała jeszcze kwestia, hm, zapału Elliota, chociaż lady
Agatha musiała przyjąć jego przeprosiny.
- Oczywiście - powiedziała Merry tonem znawcy. Eglantyna nawet nie
chciała wiedzieć, skąd u niej takie doświadczenie w tych sprawach.
- Na pewno - zgodziła się Grace. - Wczoraj przyjechał tylko po to, by
się zobaczyć z lady A. A Sal doktora Beacona słyszała, jak po mszy w ostat­
nią niedzielę zaprosił lady Agathę na przejażdżkę, na którą nie pojechała.
A to dlatego, że się zaharowuje przy weselu panny Angeli.
- Ale sama mówiłaś, że Cabot uważa nasze... - Eglantyna odchrząknę­
ła delikatnie - ...wysiłki, by ich skojarzyć, za daremne.
- Cabot to stara baba - stwierdziła zdegustowana Merry.
Lady Agatha uśmiechnęła się do lustra i przechyliła głowę na bok, by
obejrzeć zęby. Merry zdusiła chichot.
- Nie wiedziałam, że damy też tak robią!
Eglantyna tym razem jej nie uciszyła. Była zbyt zajęta myślami o sir
Elliocie i lady Agacie. Gdyby tylko miała w sobie więcej optymizmu.
Nie żeby lady Agatha wyglądała na obojętną wobec sir Elliota. Nie, była
nim wręcz oczarowana. Rumieniła się, oczy jej błyszczały i promienia­
ła, gdy była koło niego, a on... Sposób, w jaki na nią patrzył, wprawiał
Eglantynę w zakłopotanie, jakby była świadkiem czegoś bardzo intym­
nego.
W reakcji lady Agathy był jednak jakiś ukryty ton, którego Eglantyna
nie umiała nazwać. Tłumił on radość i zadowolenie, jakie lady Agatha
okazywała w jego towarzystwie.
I bardzo przypominał rozpacz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •