[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dalszą drogę. - Nie umiem go właściwie wymawiać, ani w hiszpańskiej, ani we francuskiej
wersji. Wciąż się ze mnie śmiejesz.
- O, bo uważam, że jesteś taki słodki - zachichotała.
Vetle zagryzł wargi.
- Czy nie miałabyś nic przeciwko temu, żebym zmienił ci imię i nazywał cię Hanna?
Zachichotała jeszcze głośniej. Akurat tej formy ona nie była w stanie wymówić.
151
- Hchanna? A cóż to za imię?
- Takie samo jak Juanita albo Jeanne. Tylko dla mnie łatwiejsze. Mogę się tak do ciebie
zwracać?
Wzruszyła ramionami.
- Proszę bardzo, skoro cię to bawi.
- Długo to przecież nie potrwa. Niedługo zajmie się tobą rodzina, a ja pojadę dalej.
Juanita skrzywiła się boleśnie, ale nie powiedziała nic. Pomyślała sobie za to tak zle o
Vetlem, że powinien dziękować Bogu, iż nie umie czytać w myślach.
Trzeciej nocy Juanita zaczęła uwodzić swego tak zwanego męża.
Byli już we Francji, pokonali większą część drogi i zbliżali się do rodzinnych stron
dziewczyny. Juanita była przerażona zniszczeniami, których widzieli coraz więcej, w miarę
zbliżania się do terenów przyfrontowych. Co prawda nie wyzbyła się całkowicie optymizmu,
ale wchodziła do każdego kościoła, jaki mijali, żeby się pomodlić.
Pieniądze prawie się skończyły i Vetle bardzo się tym martwił. Gdyby był sam, radziłby sobie
znakomicie, ale musiał kupować po dwa bilety kolejowe zamiast jednego, a to istotna
różnica.
W końcu nie stać ich już było na opłacanie noclegów. Ostatnią noc spędzili w pociągu,
siedzieli oparci a siebie i drzemali niespokojnie przez kilka godzin. Człowiek nie budzi się po
czymś takim specjalnie wypoczęty.
Dalej jechać nie mogli, rodzinne miasteczko Juanity leżało w bok od linii kolejowej i
kilkadziesiąt kilometrów trzeba było przebyć piechotą.
Szli w niezłych nastrojach, śmiali się często z komicznych sytuacji w tym wędrownym życiu,
wciąż mieli sobie wiele do opowiedzenia i czas im się nie dłużył.
Choć, oczywiście, Vetle często się na Juanitę złościł. Przede wszystkim z powodu
całkowitego braku poczucia moralności. Dlatego że nie istniała dla niej różnica pomiędzy
tym, co twoje, a co moje, co się robi, a czego się nie robi, jak należy postępować wobec
innych, żeby ludzie nie musieli wzywać policji, albo że nie kopie się przekupki w tyłek.
Kiedyś, gdy wspomniał, że wkrótce pieniądze się skończą, zaczęła rzucać takie zachęcające
spojrzenia pewnemu dobrze sytuowanemu starszemu panu, że Vetle musiał ją czym prędzej
odciągnąć na bok. Juanita była po prostu dzieckiem natury. Nigdy przedtem nikogo takiego
nie spotkał.
I oto nastała ich ostatnia noc, jutro rano będą w rodzinnym miasteczku dziewczyny.
152
W powietrzu wyczuwało się jesień i noce stały chłodne, nie można było spać pod gołym
niebem. Znajdowali się wiele dziesiątków kilometrów na północ od słonecznej Hiszpanii. A
na nocleg w gospodzie nie mieli pieniędzy.
W małym miasteczku niedaleko Nancy znalezli jakąś fabryczkę, do której prowadziła brama
osłonięta dachem. Niedaleko słychać było armatnie strzały, okolica nosiła ślady wojny,
wszystko było szare i biedne, nigdzie nie widziało się zadowolonych czy roześmianych ludzi.
Twarze wyrażały przeważnie lęk i zmęczenie. Vette bardzo się niepokoił, bo znajdowali się
na terenach pofrontowych, ale wciąż istniała obawa, że pozycyjna wojna na froncie
zachodnim wybuchnie z nową siłą, a wtedy Niemcy znowu zajmą odebrane im już terytoria
francuskie.
Brama nie była może najlepszym na świecie miejscem do spania, ale przynajmniej mieli
dach nad głową i nadzieję, że odpoczną w spokoju. Była sobota wieczorem, niewielu ludzi
pójdzie jutro rano do pracy.
Już i przedtem zdarzało im się nocować na wolnym powietrzu i umieli się urządzić możliwie
jak najwygodniej. Tu jednak było bardzo ciasno, musieli leżeć blisko siebie, co Vetlego
niespecjalnie cieszyło. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •