[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Chłopcy, na dole, lampy z olejem! - wołałam. - Flawiuszu!
Stwór dusił mnie niby gigantyczny wąż. Z trudem oddychałam.
- Nie możemy schodzić na dół! - krzyknął jeden z niewolników.
- Nie wolno nam - dorzucił drugi.
Istota zaśmiała mi się do ucha głębokim, gardłowym śmiechem.
- Nie wszyscy są takimi niewolnikami buntu jak ty, piękna kobieto, która umiesz
przechytrzyć brata na stopniach świątyni.
Słyszeć taki wyrazny, czysty głos, dobywający się z ciała tak poparzonego, że wydawało
się bez szans ratunku, było czymś porażającym. Patrzyłam, jak sczerniałe palce zaciskają mi
się na rękach. Na karku czułam jakiś zimny dotyk. Potem ukłucia. Kły.
- Nie! - krzyknęłam.
Miotałam się we wszystkie strony, wreszcie naparłam na niego całym ciężarem ciała, aż
się zachwiał, lecz znowu utrzymał się na nogach.
- Przestań, dziwko, bo zabiję cię na miejscu!
- Proszę bardzo - drażniłam się.
Obejrzałam się na niego. Miał twarz dawno zmarłego trupa, wysuszonego na pustyni,
zwęglonego, o kościstym nosie i wysoko uniesionych wargach, które nie były w stanie zasłonić
białych zębów i dwóch kłów, które obnażył, patrząc na mnie.
Oczy miał przekrwione tak samo jak Mariusz. Na głowie wyrastała mu gęsta szopa
czarnych, mocnych włosów, czystych i świeżych, jak gdyby odnawiały się pod wpływem
jakichś czarów.
- Dokładnie - podchwycił skwapliwie tę myśl - tak się stało. A wkrótce zdobędę krew,
która całego mnie odświeży! Przestanę być tym ohydnym potworem, którego widzisz. Będę
taki jak w czasach, zanim ci idioci z Egiptu wystawili ją na słońce!
- Hmm, zatem dotrzymała obietnicy - zauważyłam. - Wyszła na promienie Amona Ra,
żeby was wszystkich spalić.
- Co ty wiesz? Ona nie poruszyła się ani nie wymówiła słowa od tysiąca lat. Miałem ich
tyle samo, gdy odsunięto otaczające ją kamienie. W takim stanie nie mogła wyjść na słońce.
Jest wielkim, świętym naczyniem krwi, zasiadającym na tronie zródłem mocy, to wszystko, a
ja mam zamiar odzyskać krew, którą twój Mariusz wykradł z Egiptu.
Rozpaczliwie szukałam w myślach sposobów wyswobodzenia się.
- Przybyłaś do mnie jako dar - oznajmił poparzony. - Tylko ciebie brakowało, żebym
mógł stawić czoło Mariuszowi! Obnosi się ze swoim uczuciem i słabością do ciebie jak z
jaskrawym odzieniem.
- Rozumiem.
- Nic nie rozumiesz! - Pociągnął mnie za włosy. Krzyknęłam z bólu.
Ostre zęby zanurzyły się w mą szyję. Jakby chłostało mnie tysiące rozżarzonych drutów.
Omdlałam. Znieruchomiałam w ekstazie. Próbowałam stawić opór, lecz przed oczami
pojawiły się wizje. Ujrzałam go w chwale, złocistego człowieka Wschodu w pełnej czaszek
świątyni, odzianego w jasnozielone, jedwabne spodnie, z o - zdobną opaską na czole, o
delikatnym nosie i ustach. Wtem, bez uprzedzenia, zapłonął, na widok czego niewolnicy
rozbiegli się z krzykiem. Wił się w ogniu, nie umierając, lecz cierpiąc straszliwe katusze.
Kręciło mi się w głowie, słabłam. Krew z całego ciała przepływała do jego nikczemnej
postaci. Przypomniał mi się ojciec, ojciec i jego słowa:  Lidio, żyj! Wyrwałam się potworowi i
obróciłam, uderzając go barkiem, odepchnęłam obiema rękami, aż osunął się na podłogę.
Walnęłam go kolanem. Nie mogłam się go nijak pozbyć!
Próbowałam ująć sztylet, ale kręciło mi się w głowie, zresztą tak naprawdę nie miałam
przy sobie żadnego sztyletu. Cała moja nadzieja w oliwie z lamp, które paliły się u stóp
schodów. Odwróciłam się, zataczając, i ten potwór znowu schwycił mnie obiema rękami za
włosy. Pociągnął mnie z powrotem do siebie.
- Ty demonie! - zawołałam.
Jego siła mnie przytłaczała. Uchwyt stawał się coraz mocniejszy. Czułam, że zaraz
połamie mi ręce.
- Aa - jęknął, odkręcając się ode mnie, choć nie rozluznił uchwytu. - Cel osiągnięty.
Nagle klatkę schodową zalało jaśniejsze światło.
U stóp schodów pojawiła się pochodnia. Po chwili zobaczyliśmy Mariusza.
Sprawiał wrażenie zupełnie spokojnego i skupionego wyłącznie na osobniku, który
mnie pojmał.
- I co teraz, Akbarze? - - zapytał Mariusz. - Zranisz ją, zniewolisz jeszcze raz, to z tobą
skończę. Zabij ją, a zginiesz w mękach. Wypuść ją, to będziesz mógł odejść.
Przemierzał stopień za stopniem.
- Nie doceniasz mnie, zarozumiały pętaku z Rzymu - odezwał się poparzony. - Myślisz,
że nie wiem, iż schwytałeś króla i królową, że wykradłeś ich z Egiptu? Jest to powszechnie
znana sprawa. Wieść rozniosła się po lasach Północy, przez pustkowia, przez ziemie, o których
nawet nie słyszałeś. Zabiłeś starszego, który strzegł króla i królową, i ukradłeś ich! Oni nie
poruszyli się ani nie wymówili słowa od tysiąca lat. J Zabrałeś nam z Egiptu królową. Uważasz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •