[ Pobierz całość w formacie PDF ]

białka. Za pózno przyszedł. Już nad pustynią rozwinął się nieprzenikliwy pierścień
energetycznego ekranu. Nowy początek.
 Która faza?  zapytał.
 Ostatnia. Energetyczny bilans nad północną półkulą sprowadzony do zera.
 A południe?
Oczywiście, jeszcze ma nadzieję, że pozostało nietknięte jego południe. Niewątpliwie
miało swój urok.
 Po wszystkim.
Przeszył mnie niesamowitym spojrzeniem.
 Mogę to zobaczyć?  zapytał.
Skinąłem głową rozpościerając palce nad receptorem neuraksa.
Trzask.
Błyskawica toruje drogę głownią meteoru sypiącego w ciemności gradem fioletowych
iskier. Firmament kopuły zasklepia jądro dyspozytorni, formując ostry klin, i przewleka nim
przestrzeń, aż ciekła żółć tryska nam w twarze, powleka przedmioty nadając im
wielogranność innego wymiaru.
Jesteśmy wzrokiem nad omiatanym wiatrem bezkresem równiny. Ostra bryza zacina grzbiety
wydm zbierając z nich siwe pióropusze piachu. W powietrzu mętny posiew burzy. Spojrzenie
skacze w dal hiperbolą zakreśloną pod progiem gwiezdnej próżni. Droga w przestrzeni albo w
czasie. Konwulsje iskrzeń przesłaniają pole widzenia wtórną przebitką geometrycznego
schematu, gdzie czysta grań powtarza się miliardem wcieleń budując gotyk kryształu.
Misterna siatka rzutowana na piach. Tylko piach.
Nieruchomy niczym sztormowa fala poskromiona wylanym z beczek olejem, tylko
miejscami stygnącą gładziznę przebiega puls morfogenetycznych spazmów. Spiętrzony wał
nagina cięciwę grzbietu garbatej stonogi, nie umarłej jeszcze, wzdrygującej się czasem pod
elektrycznym udarem.
Coraz wolniej. Coraz częściej kurcz przeciągnięty w pozgonne trwanie. Pustynia
nieruchomieje.
Pokój uśpionym.
Poskromionym.
Z piaszczystej tkanki sterczą w niebo oszczędzone kikuty skał  może wykruszonych
kolumn. Piach zwarty ziarnem do ziarna, rozbita w krzemowe granule symetria kryształu.
Martwy, pusty świat. Może tak czekać miliardy lat, aż impuls z zewnątrz nakaże mu powstać
tarasami miast, nowych, w niczym niepodobnych do rozsypanych w proch, aż zacznie
stymulować proces formowania żywych akweduktów i stratostrad włączonych krwioobiegiem
w przęsła standu od zalewu chmur po cyrkuły liliowców, schodzących na dno planetarnej
epistrefy stokami porośniętymi fantasmagorią wyczarowanego w wyobrazni lasu. Jak zechce
budowniczy.
Kto da mu natchnienie? W upiornym świecie podziemnych leży rzesze gomów
czekają na swój exodus. Najłatwiej kierować Duszą Zwiata, kiedy się nią jest. W
gigantycznych obwodach zniknie wszystko, co stanowiło twój świat. Przebudzenie
MASZYNY kosztuje czyjąś śmierć cielesną. Czy tylko? Pozostanie zaklęta w interwale
przestrzeni od strato do litosfery namiastka uduchowienia inspirującego działanie
MASZYNY.
MASZYNA.
A może coś jeszcze? Cokolwiek. Czy tamto coś zyska w zamian za osobniczy zgon
choć jedno zadośćuczynienie? Nieśmiertelność i mądrość na przedprożu wszechwiedzy,
potęga tworzenia  puste słowa. Niewarte ryzyka. Niech powstanie jeszcze jeden analogowy
homeostat, matematyczna maszyna trawiąca dyspozycje i wydalająca wyniki  z siebie do
siebie  prawa wszechświata modelowane w jej własnym ciele i z własnej tkanki budowane
światy. Zasada wiecznego krążenia  niech w jego tryby kohorty zgłodniałych gomów wyjdą
z podziemia rozpleniając się wreszcie po powierzchni globu. W przeciwnym razie udławią się
tam  w głębi.
Czy być ich przeznaczeniem jest wystarczającą rekompensatą za śmierć? I czy to jest
śmierć?
Nie powinienem tracić czasu na rozmyślanie o sprawach dawno postanowionych.
Wystarczy odczekać, aż zamknięty układ dopełni strefa północnej półkuli, wtedy wszystkie
nici zejdą się tutaj i wystarczy nałożyć kołpak transformatora, aby wypreparowane ze swego
pierwotnego zapisu bity informacji dopełniły sferę zamkniętego wszechświata. Jak wiele dla
goma znaczy szansa władzy&
STOP!
Przestrzeń pęka fosforescencją gwiezdnego planktonu, z którego twarde
promieniowanie wysupłuje bezludny pejzaż pustyni, wraca oczom projekcję rzeczywistości.
Znowu wywinięta po bokach małżowina dyspozycyjnego pulpitu. Zwiatła kładą nań
nieskończoną roszadę błękitu i czerwieni. Szklana kopuła odgradza widmową przesłoną
zjawy wydm w pomroce dogasającego dnia. Wylot tunelu& [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •