[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kajÄ…cym do naszej literatury...
Osobliwy rodzaj krytyki czepiać się o to, czego ktoś n i e r o b i , i to ktoś notorycznie od-
walający robotę za trzech... Ale p. Irzykowski nie poprzestaje na stwierdzeniu faktu, który
istotnie bije w oczy ; on zna przyczyny, pobudki, wszystko:
Ale ta robota objaśnia p. Irzykowski się Boyowi nie opłaci. Na to trzeba ryzyka, po-
święcenia się... Boy oczywiście wie o tych trudnościach, i wie też, że gdyby raz zaczął, to by
58
już końca temu nie było. Dlatego np. nie napisze recenzji o wierszach i powieściach lub nawet
kronikach swojego (?) Słonimskiego ani o zbiorku poezyj Skiwskiego, ani o powieści p. Nał-
kowskiej pary z ust nie puści, bo taki precedens już by go pogrążył; w konsekwencji X żądał-
by recenzji wyjątkowo, a Y napisania przedmowy; nie można by nastarczyć nikomu; prócz
tego wyłoniłyby się kwestie szersze praktyka najniepraktyczniejsza w świecie. Więc lepiej
od razu wszystkim odmówić, urządzić się tak, aby każdemu było wiadomo, że Boy tej grzędy
nie uprawia, a rekompensuje to «odkÅ‚amywanlem» ciąży i Mickiewicza... Ja konkluduje p.
Irzykowski widzę w tym d o w ó d okropnej m a ł o d u s z n o ś c i .
Tu już ręce opadają. Patrzy człowiek osłupiały na tę pocieszną figurkę, miotającą się jak w
konwulsjach, i myśli: Czego się ten czepia? I równocześnie zaczyna coś mdlić... Ten za-
duch, jaki się wydziela z zakamarków duszy p. Irzykowskiego, ten fetor małego podwórka,
ten obrzydliwy Kleineleutegeruch jest czymÅ› nie do zniesienia.
Zresztą nawet krocząc tą drogą insynuacji, p. Irzykowski zniekształca prawdę: bo jeżeli już
o to chodzi, wiadomo jest, że taka robota bardzo się opłaca ; że prowadząc dział recenzji
książek jest się potęgą , można rzucać postrach na autorów, odwracać gromy krytyków,
mieć u swoich stóp wydawców, prowadzić politykę wymiany usług i że nie jeden, mierny
pisarz takim funkcjom zawdzięcza swoje stanowisko. Piszę to umyślnie, aby wskazać, do
jakiego poziomu ściąga nas metoda krytyczna p. Irzykowskiego.
KAPELUSZ I NOGA
O co się ten człowiek nie czepia! Znów z innej beczki (str. 12): Czy Boy wywołał w Pol-
sce szał zachwytu i zainteresowania dla Moliera i Balzaka? Gdzież tam przede wszystkim
dla siebie.
Mój Boże! Wstrzyknąłem w publiczność, w czytelnie i w młodzież sam nie wiem już ile
tomów Balzaka i Moliera, wywołałem setki artykułów o tych u nas zaniedbanych już pisa-
rzach, spowodowałem z tysiąc przedstawień teatralnych co właściwie mogłem więcej zro-
bić? Jak się miało to zainteresowanie jeszcze objawić? A dla siebie? Codziennie kubły pomyj
w prasie i książka p. Irzykowskiego.
Jeżeli chodzi o ocenę mojej działalności na różnych polach, p. Irzykowski przypomina mi
stale człowieka, który bierze kapelusz, myśli, że to ma być but, przymierza go na nogę i po-
wiada, że jest niedobry. Kiedy wezmie moje studium o śmiechu, którego celem było co naj-
mniej tyleż śmiech obudzić, co śmiech zanalizować, traktuje je tak, jakby to było dzieło na-
ukowe albo uczona rozprawa w jakim kwartalniku filozoficznym: a Lipps powiedział to, a
Boy nie wytłumaczył tego, nie zacytował owego... I pakuje nogę w kapelusz i pcha, póki nie
wygniecie dziury. Gdy ocenia moje studia z literatury francuskiej, kręci nosem na ich przej-
rzystość, kiedy przejrzystość była właśnie zamiarem tych przedmów do autorów, których pu-
bliczność dostawała do rąk przeważnie po raz pierwszy. Nigdzie ani krzty rewizjonizmu
krzywi się. Bo dla p. Irzykowskiego rewizjonizm to znaczy dłubanie w nosie. Ale mnie się
zdaje, że trudno o większy rewizjonizm niż pokazać najszerszej publiczności, że Villon jest
nam bliski, Rabelais genialnie mądry, Montaigne rozkoszny, Racine dyszący namiętnością, a
wszyscy razem niezmiernie interesujący; sprawić, aby Polska z dnia na dzień rozpaliła się do
klasyków francuskich, chcieć zmienić postawę duchową jednego kraju w stosunku do drugie-
go. O taki właśnie rewizjonizm mi tutaj chodziło.
59
CO MU JEST ZBYTECZNE?
Ale bo też p. Irzykowski szczerze nienawidzi literatury francuskiej i jej spolszczonych
przeze mnie pisarzy: tych moich francuskich brązów ociekających spermą , jak się wytwor-
nie wyraża. Cała dusza tego galicyjskiego, drobnomieszczańskiego inteligenta z końca XIX
w., wychowanego na niemieckiej książce, nie widzącego świata poza niemiecką mądrością, z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]