[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mallory podniósł ręce i zaczął się cofać przed magiem. - Niezle się starałeś - ciągnął
Mefisto - ale musiałbyś się bardzo wcześnie zerwać, żeby mi zamydlić oczy.
- To najgłupsza przenośnia, jaką w życiu słyszałem - stwierdził Mallory, wciąż cofając
siÄ™ w stronÄ™ drzwi baru.
- Jeśli z ciebie taki mądrala, to dlaczego ja mam broń? - zarechotał Mefisto.
- Głupi zawsze ma szczęście - odciął się Mallory. - Zwiat dzieli się na wygrywających
i przegrywających - oświadczył Mefisto. - A wygrywający sami sięgają po swoje
szczęście.
- Skoro tak uważasz - rzucił Mallory i zanurkował w otwarte drzwi baru.
- Dwa razy mi nie uciekniesz! - wrzasnął Mefisto pędząc za nim. Mallory przykucnął
za stołem i patrzył, jak czarodziej wpada w drzwi, po czym natychmiast zostaje
rozbrojony i obezwładniony przez majora MacMastersa i jego ludzi.
- Co to ma znaczyć? - ryknął Mefisto. - Puśćcie mnie! - Moim zdaniem on wygląda
jak Ruski - zauważył major MacMasters przypatrując się magowi, którego
przytrzymywało dwóch mężczyzn.
- No, nie wiem - odezwał się drugi oficer. - Myślę, że może mieć trochę krwi arabskiej.
- Zdecydowanie typ słowiański - oświadczył trzeci. - Zwróćcie uwagę na te
paciorkowate oczka i cofnięty podbródek. Zdecydowanie nie można mu wierzyć.
- Zaraz wszystkiego się dowiemy - oznajmił kapitan Kapitan przepychając się
przez
tłum. - Jak się nazywasz, przyjacielu?
- Wielki Mefisto!
- Czy Wielki piszesz z dużej litery?
- Co to za różnica, do diabła? - zdenerwował się mag.
- Potrzebujemy tych danych do protokołu - wyjaśnił kapitan Kapitan.
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałem - przyznał Mefisto. - Wrócimy do tego -
zapewnił kapitan Kapitan. - Jestem bardzo cierpliwym człowiekiem. Następne pytanie:
jak się pisze Mefisto w języku angielskim, niemieckim, francuskim, włoskim,
hiszpańskim, arabskim, suahili i serbsko-chorwackim? Mallory podniósł się i ruszył do
drzwi.
- Przetrzymacie go przez parę godzin? - upewnił się.
- Mallory! - wrzasnÄ…Å‚ Mefisto. - Ja ciÄ™ zabijÄ™! - Zamknij siÄ™, ty! - warknÄ…Å‚ kapitan
Kapitan. Odwrócił się do detektywa. - Moim zdaniem samo ustalenie jego nazwiska,
stopnia i numeru porządkowego zabierze wydziałowi co najmniej tydzień. Przez
następne sześć miesięcy będzie wypełniał formularze, a dopiero potem wytoczymy mu
proces.
Mallory uśmiechnął się szeroko, zasalutował kapitanowi i z powrotem wyszedł na
ulicę. Dwie przecznice dalej ciągle jeszcze słyszał przekleństwa i pogróżki Mefista.
Rozdział siedemnasty
5.05-6.13
Mallory ruszył Piątą Aleją na północ. Ulica była prawie pusta z wyjątkiem kilku słoni,
które niosły pasażerów, oraz zamiataczy ulic na nosorożcach, którzy zgarniali
rozmiękły śnieg z szerokiej jezdni za pomocą metalowych pługów przymocowanych
do grubych skórzanych uprzęży.
Detektyw zatrzymał się przy otwartym całą noc kiosku i kupił gazetę, żeby sprawdzić,
czy była jakaś wiadomość o śmierci Lepa Gillespie ego. Z ulgą stwierdził, że o
skrzacie nie zamieszczono żadnej wzmianki. Artykuł wstępny omawiał sprawę ujęcia
zagranicznego szpiega przez niebędących na służbie oficerów w miejscowym lokalu,
nie podano jednak żadnych szczegółów.
Mallory wrzucił gazetę do kosza na śmieci, spojrzał na zegarek i upewnił się, że zdąży
do następnego punktu kontrolnego w przewidzianym czasie, po czym znowu ruszył na
północ.
Na Trzydziestej Ósmej Ulicy natknÄ…Å‚ siÄ™ na wielki tÅ‚um zgromadzony wokół trójki
goblinów tańczących break-dance i musiał zejść na jezdnię, żeby go ominąć. Zanim
zdążył wrócić na chodnik, przyłączył się do niego jakiś wysoki, brodaty, ponury
mężczyzna w turbanie i powiewającej białej szacie.
- Z przyjemnością widzę, sahibie, że nie interesują cię takie wulgarne widowiska
-
odezwał się mężczyzna idąc obok Mallory ego. - Zrobiłeś na mnie wrażenie człowieka
obdarzonego wyjątkową wrażliwością.
- Co ty sprzedajesz? - zapytał ze znużeniem Mallory.
- Wiekuisty spokój.
- Pozwól mi zgadnąć - powiedział detektyw. - Jesteś przedsiębiorcą pogrzebowym.
Mężczyzna uśmiechnął się z wyższością.
- Jestem mistykiem, który zgłębił największe tajemnice wszechczasów.
- I opowiesz mi o tym w zamian za skromne honorarium? - domyślił się Mallory. - Nie
biorę dla siebie żadnych pieniędzy! - oświadczył mężczyzna z wielką godnością.
- Rozdajesz te tajemnice za darmo? - sceptycznie zagadnÄ…Å‚ Mallory.
- Absolutnie za darmo! Proszę tylko o mały datek na pokrycie bieżących potrzeb.
- Potrzebujesz nowego turbanu? - rzucił Mallory przyspieszając kroku.
- Nie całkiem, sahibie! - sprostował mężczyzna. - Jestem właścicielem
Mistycznego
Targowiska Abdullaha.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]