[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Goreham przypomniał mu, że mają do rozegrania zaległy
pojedynek łuczniczy, po czym dodał poważnym tonem:
- Nie zapraszaj jednak swoich przyjaciół, panie. Muszę
porozmawiać z tobą w cztery oczy.
Nazajutrz, wcześnie rano, spotkali się na strzelnicy. Udawali,
że toczą między sobą rozgrywkę, jednak tak naprawdę toczyli
poważną rozmowę, chociaż gdyby ktokolwiek obserwował ich
z okien dworu, uznaÅ‚by, że oto widzi dwóch mężczyzn oddajÄ…­
cych się ulubionemu zajęciu w chłodzie poranka.
- Mam świeże wieści - powiedział kapitan, spoglądając
spod oka nad paziów, swojego i Drew, których wczeÅ›niej za­
chęcił do rozegrania turnieju między sobą. - Agenci wykryli,
kto z twoich poddanych, pozostajÄ…cych w Londynie, prze­
kazuje przesyÅ‚ki z Buxton do francuskiej ambasady. Okazu­
je się, że jedna z twoich służących ma tam kochanka, który
221
formalnie jest starszym lokajem, ale tak naprawdÄ™ piastuje
zupeÅ‚nie innÄ… funkcjÄ™. NakÅ‚oniÅ‚ dziewczynÄ™ do współpra­
cy obietnicÄ… małżeÅ„stwa. NieszczÄ™sna nie do koÅ„ca pojmu­
je, co czyni, ale to ona wyjmuje listy z sekretnej przegródki
sakwy i oddaje kochankowi, który parę dni pózniej wręcza
jej pismo do Buxton. SÅ‚użąca po kryjomu wsuwa je w prze­
gródkę, zanim posłaniec wyruszy na północ.
Drew z trudem panowaÅ‚ nad sobÄ…, bardzo siÄ™ wiÄ™c zdzi­
wiÅ‚, że w ogóle jest w stanie kontynuować pojedynek Å‚uczni­
czy, a na dodatek strzelać z zadziwiającą celnością.
- Czy to pewna wiadomość? - spytaÅ‚, po raz kolejny tra­
fiając w złote oko tarczy. - I czy mam przez to rozumieć, że
ktoś z bliskich mi ludzi wysyła Francuzom listy z Buxton?
Kapitan najpierw oddaÅ‚ strzaÅ‚, dopiero potem odpowie­
dział:
- W rzeczy samej, milordzie. Jak sam widzisz, wszystko
na to wskazuje.
- A czy wiesz, panie, kto mógłby być owym zdradzieckim
szpiegiem?
Goreham wyciągnął kolejną strzałę z kołczana.
- Nie mam pojęcia, tyle że... - spojrzał filuternie na Drew
- ... tyle że wszystkie do tej pory zebrane dowody sugerują, iż
to ty sam jesteÅ› zdrajcÄ…, milordzie.
Nagle cały świat zawirował Exfordowi przed oczami.
A wiÄ™c dlatego Walsingham zwróciÅ‚ siÄ™ do niego z tak nie­
zwykłą prośbą. Podejrzewał go o uczestnictwo w spisku!
A Goreham miał śledzić właśnie jego, nie jakichś mitycznych
konspiratorów.
222
Ponownie naciÄ…gnÄ…Å‚ ciÄ™ciwÄ™ i wypuÅ›ciÅ‚ strzałę, która zno­
wu utkwiła w środku tarczy.
Zza pleców dobiegł go pomruk kapitana:
- Doskonałe trafienie, milordzie.
Drew wciąż nie mógł się nadziwić, że nadal zachowuje
zimną krew, chociaż oczami duszy widział już, jak kat go
wiesza, odcina przed śmiercią, a potem ćwiartuje. Odsunął
siÄ™ na bok, by kapitan mógÅ‚ oddać swój strzaÅ‚, po czym po­
wiedział:
- Przypuszczam, że moje zaprzeczenia nie zdadzą się na
wiele, niemniej zaprzeczam z całą stanowczoÅ›ciÄ… i poÅ›wiad­
czam swoją niewinność słowem honoru.
- Niestety, milordzie, to nie wystarczy - rzucił Goreham
od niechcenia.
Drew miaÅ‚ szczerÄ… ochotÄ™ udusić tego bezczelnego najem­
nika. A także Walsinghama. Tymczasem kapitan, również tra­
fiwszy w wymalowany na złoto punkt, podjął wyjaśnienia:
- Spiskowcy zaczęli konspirować w Buxton dopiero po
twoim przybyciu, milordzie. Wcześniej intryga rozwijała się
w Londynie. Na dodatek twój dziad, panie, był katolikiem.
- To rzeczywiście niezwykłe - rzucił kpiąco Drew - biorąc
pod uwagÄ™, że urodziÅ‚ siÄ™ za czasów dobrego króla Henry­
ka, ojca najjaśniejszej pani, gdy Anglia była jeszcze katolicka.
Jeżeli to ma być argument świadczący o zdradzie stanu, to
najlepiej od razu wyciąć w pień wszystkich mężczyzn w tym
kraju.
- Nie powiedziałem, milordzie, że jesteś spiskowcem, nie
można jednak zaprzeczyć, że dowody przemawiają na twą
223
niekorzyść. Musisz wykazać przede mną swoją niewinność.
Takie otrzymałem rozkazy.
- Skoro moje sÅ‚owo honoru to za maÅ‚o, mogÄ™ siÄ™ oczyÅ›­
cić z podejrzeń jedynie w taki sposób, że odkryję tożsamość
zdrajcy.
Nie czekajÄ…c na odpowiedz, wypuÅ›ciÅ‚ kolejnÄ… strzałę, któ­
ra ponownie utkwiÅ‚a w zÅ‚otym oku. Postronny widz z pew­
nością odniósłby wrażenie, że te straszne oskarżenia robią
na nim mniejsze wrażenie niż na Gorehamie, który nagle
stracił celność oka. I ostatecznie przegrał.
Po skończonym pojedynku zwrócił się w stronę Drew.
Nagle opadła z niego maska rozkrzyczanego bufona, a spod
niej wyÅ‚oniÅ‚a siÄ™ prawdziwa twarz - czÅ‚owieka pewnego sie­
bie, zaprawionego w bojach.
- OdniosÅ‚eÅ› wspaniaÅ‚e zwyciÄ™stwo, milordzie, ja zaÅ› mu­
szę przyznać, że po raz kolejny zle cię oceniłem. Nawet gdy
rzuciłem ciężkie oskarżenie pod twoim adresem, nie drgnęła
ci ręka. Twoja celność wręcz się poprawiła.
- WiÄ™c co z tego wynika? %7Å‚e jestem zatwardziaÅ‚ym spi­
skowcem, czÅ‚owiekiem o stalowych nerwach? A może oskar­
żyłeś mnie, panie, jedynie po to, bym z tobą przegrał?
- Czy jesteś spiskowcem, panie, tylko czas pokaże.
Drew rzucił łuk paziowi i obrócił się na pięcie.
- Czas na śniadanie. Wybacz mi jednak, kapitanie, że nie
bÄ™dÄ™ ci towarzyszyÅ‚ w drodze do dworu. Mam wiele do prze­
myślenia i wolę to zrobić w samotności.
Ruszył w stronę świętej studni. Przede wszystkim musi
wyglądać posłańca powracającego z Londynu, by zatrzymać
go i wypytać, zanim zrobi to ktokolwiek inny. A potem, w za­
leżności od tego, co usłyszy, podejmie dalsze działania.
WracajÄ…c zaÅ› do niesÅ‚ychanych zarzutów, czy kapitan na­
prawdę podejrzewał go o zdradę? Pewnie nie do końca, teraz
jednak stało się całkiem jasne, czemu Walsingham wysłał
go do Derbyshire. Tak czy owak, żeby raz na zawsze skoÅ„­
czyć z tÄ… sprawÄ…, trzeba odkryć tożsamość prawdziwych spi­
skowców.
Teraz jednak nie wymyśli nic nowego. Na dodatek zaczął
mu doskwierać głód, a pewnie i Bess już zachodziÅ‚a w gÅ‚o­
wÄ™, gdzie siÄ™ podziewa jej mąż, bo przecież nie poinformo­
wał nikogo, dokąd się wybiera. Jego piękna żona może nawet
podejrzewać, że zatrzymała go sekretna schadzka z Arbell!
Kiedy wszedł do dworu, przy drzwiach natknął się na
Charlesa i Philipa pogrążonych w rozmowie, zapewne na je­
go temat, bo gdy tylko kuzyn go zobaczył, zaczął utyskiwać:
- A, wreszcie jesteÅ›, Drew. Czemu nie raczyÅ‚aÅ› nam po­
wiedzieć, że pojedynek łuczniczy z kapitanem Gorehamem
zaplanowaliÅ›cie na dziÅ› rano? I ja, i Philip chÄ™tnie byÅ›my po­
patrzyli na waszÄ… bataliÄ™.
- Podjęliśmy decyzję pod wpływem chwili - burknął
Drew. - Poza tym chcieliśmy rozegrać turniej dla własnej
przyjemności, a nie ku uciesze gawiedzi.
Drew wiedział, że zachowuje się grubiańsko, ale nie był
w nastroju do subtelnych gier słownych. W czasie spaceru
twardo jednak postanowił, że od tej pory będzie traktować
wszystkich przyjaciół i poddanych jak potencjalnych zdraj­
ców, nawet Charlesa. Wyjątek zrobi tylko dla Philipa, bo jego
225
nienawiść do katolików byÅ‚a tak wielka, że z jej powodu po­
padł w niełaskę królowej, gdy głośno wyrażał dezaprobatę
dla planowanego ślubu monarchini z francuskim papistą,
księciem d'Alencon.
Naturalnie poza wszelkimi podejrzeniami była także Bess.
Za jej uczciwość dałby sobie uciąć głowę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •