[ Pobierz całość w formacie PDF ]

długoterminowym centrum mieszkaniowym dla tysiąca osób. Większość tamtejszych
budynków jest z blachy, więc strasznie się nagrzewa. Za to z jedzeniem przeważnie było
całkiem dobrze. Jezu, w regionie Wirrawee jest tyle żarcia, że można by wykarmić miliony.
Tyle że te dupki szybko się rozleniwiły: przestały zawracać sobie głowę serwowaniem nam
posiłków z trzech dań. Zresztą to chyba całkiem zrozumiałe. Ale tak naprawdę problem nie
tkwił w jedzeniu.
- A w czym?
Kevin zastanowił się, próbując dojść do tego, co tak naprawdę wywołało wzrost
napięcia.
- W zasadzie w mieszance wszystkiego po trochu - powiedział powoli. - Tłok był
okropny. Brak pryszniców. Zwłaszcza w najgorętsze dni. I te wszystkie matoły próbujące
dyrygować innymi. Znacie pana Rodda, pana Nelsona i Troya Southa? I panią Olsen? Jezu,
doprowadzali mnie do szału. Chyba wszyscy żyli w dużym stresie i dlatego tak często
wybuchały kłótnie. Tylko że niektórzy w ogóle się nie starali. Miałem wrażenie, że ten
przeklęty pan Rodd ciągle za mną łazi i próbuje mnie sprowokować. Chyba traktował to jak
rozrywkę. Rozumiem, dlaczego zostawiły go dwie żony.
Kevin znowu zamilkł i zamyślił się. Czekaliśmy w ciszy, nie chcąc mu przeszkadzać.
- Nie, jednak chodziło o coś innego - powiedział w końcu. - Najgorsza była nuda.
Mijał dzień za dniem i nie było nic do roboty. Absolutnie, totalnie nic. Ludzie próbowali coś
organizować, ale chyba żaden z ich pomysłów do mnie nie przemawiał. Uruchomili na
przykład zajęcia szkolne, które były dobre dla dzieci, ale dla ludzi w naszym wieku... No
wiecie, szkoła jakoś nas nie zainteresowała. Potem kilka osób zorganizowało zajęcia dla
dorosłych z kilku przedmiotów. Był kurs oceny bydła, lektorat z chińskiego i
indonezyjskiego. Stary doktor Robbo prowadził kurs pierwszej pomocy. Był całkiem niezły.
Ale tak naprawdę - dodał Kevin, opierając się plecami o ścianę i zakładając ręce za głowę -
przez cały czas spędzony na terenie wystawowym nauczyłem się tylko jednej ciekawej
rzeczy.
- To znaczy?
- Konstruowania bomb.
8
- Bomb? - nieśmiało zapytał Homer. - Powiedziałeś: bomb?
- Mhmm. Pomyślałem, że to może was zainteresować.
- Bomb. - Homer obracał to słowo w ustach, jakby je próbował, jakby chciał poznać
jego smak. - Dużo się dowiedziałeś?
- Całkiem sporo. Uczył nas Jock Hubbard. Zdobył kiedyś licencję górnika
strzałowego. Uznał, że taka wiedza może mu się kiedyś przydać. Zbudował atrapy i na nich
ćwiczyliśmy. Oczywiście lepiej byłoby trenować na prawdziwym sprzęcie, ale żołnierze jakoś
nie bardzo chcieli nam go pożyczyć.
- Dobra - powiedział Homer. - Wiem, że można skonstruować bombę z nawozu i ropy,
bo pamiętam, jak tata wysadzał w ten sposób pniaki drzew. Problem w tym, że nigdy nie
przyszło mi do głowy, żeby go zapytać, jak to się dokładnie robi. Teraz często tego żałuję.
- To proste. Azotan amonu. Inaczej saletra. Dla nas, w naszej sytuacji, to będzie chyba
najłatwiejsze rozwiązanie.
Kevin przeszedł nagłe przeobrażenie. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby się tak
zachowywał. To ciekawe, jak bycie ekspertem potrafi człowieka odmienić.
- W budynkach gospodarczych znalezlibyśmy pewnie mnóstwo innych rzeczy, na
przykład proch i dynamit. Tylko że żołnierze mogli je już zabrać. Tak, najlepsze będzie
ANFO.
- ANFO?
- Tak, ANFO. Saletra nasączona płynnym paliwem. Właśnie o tym mówił Homer. Dla
nas to idealna opcja, bo na większości farm można znalezć całe góry saletry, którą
wykorzystuje się jako nawóz. Z saletry uwalnia się tlen, więc to jest jeszcze lepsze niż
benzyna, bo im więcej tlenu, tym większe bum.
- I niczego więcej nie potrzebujemy? Wystarczy saletra i olej napędowy? - zapytał
Homer.
- To nie musi być olej. Nada się każde paliwo. Nawet węgiel drzewny.
- Ale niczego więcej nam nie potrzeba?
- Oczywiście musimy jeszcze zdobyć detonator. Ale na farmach znajdziemy ich
pewnie mnóstwo. Jock pracował dla Imperial Chemical Industries i powiedział, że w samym
Wirrawee sprzedawali ich ponad tysiąc miesięcznie. Mogę skonstruować małą bombę z
ANFO z detonatorem, a jeśli uda nam się ją zakopać w górze luznego ANFO w zamkniętej
przestrzeni, wybuch będzie większy niż w katastrofie w Texas City.
- Co się wydarzyło w Texas City? - zapytała Fi.
- Eksplozja zniszczyła cały port i zginęło czterysta osób. W porcie stał statek
załadowany saletrą, a ładownię spryskano woskiem ziemnym, czyli paliwem. Potem ktoś
wyrzucił niedopałek i ładunek zajął się ogniem. Robotnicy zamknęli ładownię, myśląc, że to
odetnie dopływ tlenu, ale nie zdawali sobie sprawy, że z nawozu uwalnia się tlen. W
zamkniętej przestrzeni wytworzyło się tak wielkie ciśnienie, że wybuch praktycznie zmiótł z
powierzchni ziemi całe miasto. W Oklahomie też wybuchło ANFO. Pół tony rozłupało
dziewięciopiętrowy budynek.
Słuchaliśmy w skupieniu.
- Dobra - powiedział w końcu Homer. - Jak już wspominaliśmy, kierujemy się w
stronę Zatoki Szewca. Nie wiemy jeszcze, co tam zrobimy. Może nie będziemy mieli okazji
nic zdziałać. Ale to chyba najważniejszy cel, jaki kiedykolwiek znajdziemy. Jedno jest
pewne: nie ma co liczyć, że będą tam na nas czekały tankowce z benzyną. Jeśli skonstruujemy
własną bombę, będzie o jeden problem mniej. Potem wystarczy ją tam umieścić i
zdetonować.
- Boże - powiedziała Fi. - Czy ja wiem? Pamiętajcie, że nie jesteśmy zawodowymi
żołnierzami. Chyba nie powinniśmy się rzucać na głęboką wodę. To najbardziej przerażająca
rozmowa, jaką kiedykolwiek prowadziliśmy.
- Możliwe, że nic z tego nie wyjdzie - uspokoił ją Homer.
Fi wydawała się zmieszana.
- Tak dobrze nam szło, kiedy trzymaliśmy się Wirrawee i robiliśmy, co w naszej
mocy. Nie możemy załatwić wszystkiego. To brzmi zbyt poważnie.
- Nie jestem pewna, czy to w ogóle ma jakiś sens - włączyłam się. - Wojna wygląda
beznadziejnie. Chyba bez względu na to, co zrobimy, nie uda nam się niczego zmienić.
- Tak, jesteśmy na straconej pozycji - powiedział Lee.
Brak woli walki był zupełnie nie w jego stylu, ale Lee znowu miał doła. Prędzej czy
pózniej musiało się na nim odbić to, co zrobiliśmy tamtemu żołnierzowi przy studni, i chyba
właśnie nadeszła ta chwila. Poza tym nadal był potwornie zmęczony po kilku dniach
opiekowania się nami.
- Pamiętam, że niedawno mówiliście coś podobnego - zauważył Kevin. - Moim
zdaniem wcale nie jest aż tak zle.
To zabrzmiało ciekawie.
- Wiesz coś, o czym my nie wiemy? - zapytałam.
- Jak zwykle są dobre i złe wiadomości. Ale ta dobra jest ważniejsza. Wojna jeszcze
się nie skończyła i raczej nieprędko to nastąpi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •