[ Pobierz całość w formacie PDF ]

żeństwem, nigdy nie będę cię pytać o to, co i z kim robisz.
W zamian oczekuję tego samego.
Zadrgał mu jakiś mięsień z kąciku oka. Wcale mu się
nie podobał temat tej rozmowy. A już na pewno nie po-
dobała mu się sugestia, że ona może umawiać się i sypiać z
kim chce. Zwłaszcza teraz, gdy została jego żoną.
113
S
R
Wziął ją za rękę i przyciągnął do siebie.
- Co ty, do diabła, próbujesz powiedzieć?
- Wydawało mi się, że to jasne - odpowiedziała spo-
kojnie, choć jej oddech zrobił się płytszy. - Nie oczekuję
od ciebie życia w celibacie, choć dla zachowania pozorów
mógłbyś być bardziej dyskretny.
- Cóż za wspaniałomyślność z twojej strony. - Zacieś-
nił uścisk. - Zakładam że ty również zachowasz dyskrecję.
- Potrafię się kontrolować.
- Czyżby?
Coraz bardziej się wściekał na samą myśl o tym, że Ra-
i-na mogłaby pójść do łóżka z kimś innym. Była to wście-
kłość pomieszana z pożądaniem. Pragnął jej tak bardzo, że
miał wrażenie, że zaraz zwariuje. Opuścił głowę. Jego, ust
znalazły się blisko jej warg. Ku swojemu zadowoleniu
stwierdził, że Raina je rozchyliła.
- To właśnie robiłaś ze mną w łóżku parę dni temu, skar
bie? Tak byś to nazwała? Kontrolowaniem siebie?
Potrwało chwilę, nim dotarły do niej jego słowa. Wy-
prostowała się. Rozejrzała się na boki, po czym zamknęła
oczy i westchnęła.
- Przepraszam cię, Lucianie - powiedziała cicho. - Nie
chciałam się kłócić. To był męczący dzień i jestem trochę
wytrącona z równowagi.
Kiwnął głową i przysunął się do niej.
- Chyba można powiedzieć, że to był męczący dzień
dla nas obojga.
- Lecę jutro o dziesiątej rano - powiedziała niepewnie.
- Jeśli chcesz, poproszę Gabe'a, żeby zawiózł mnie na lot-
nisko.
114
S
R
Miał ochotę nią potrząsnąć, powiedzieć jej, że jest jego
żoną i nigdzie nie pojedzie. Ale wiedział, że na dłuższą me-
tę to by tylko jeszcze bardziej pogorszyło sytuację. I tak
Raina by wyjechała, a on zostałby z urażoną dumą.
- Ja was zawiozę - powiedział przez ściśnięte gardło.
Odsunęła się od niego i uśmiechnęła wargami, choć oczy
pozostały smutne.
- Pójdziemy teraz pokroić tort?
- Dobrze.
Odczekał chwilę, żeby się uspokoić, po czym poszedł
za nią. Pokroi tort, powtarzał sobie zaciskając zęby. Pokroi
go na wielkie kawałki. I każdy z nich rozkwasi na tej jej
ślicznej buzi.
115
S
R
ROZDZIAA DZIESITY
- Janice, niech Brandy zrobi ci zakładkę na ramiączku.
Lidio, miałaś włożyć niebieski push-up, a nie czarny bez
ramiączek.
Raina starała się zachować spokój w środku tego cha-
osu. Siedziała w garderobie na podłodze. Ucięła właśnie
nitkę zwisającą ze szwa srebrnej, satynowej koszulki. De-
idre, rudowłosa modelka, która miała ją na sobie, zrobiła
wolny obrót. Raina obejrzała ją krytycznie.
- Dwadzieścia minut! - Do środka wpadła Annelise,
asystentka Rainy, z naręczami białego tiulu.
Rainę ścisnęło jeszcze mocniej w żołądku.
- Raino, błagam cię - krzyknęła Aurel, modelka z
Bronxu. Wzięła się pod boki i wysunęła dolną wargę. -
Pozwól mi włożyć do tego czarnego gorsetu obrożę z ćwie-
kami.
- Aurie - powiedziała cierpliwie Raina, licząc w duchu
do trzech. - Zapomnij o tym, wypluj gumę i wyprostuj się.
Ta kobieta jest może zjawiskowo piękna i działa na
tłum, pomyślała Raina z westchnieniem, ale nie ma pojęcia
o modzie. A w głowie ma tak pusto, że niemal słychać
echo.
- Piętnaście minut! - rzuciła znowu Annelise.
Tym razem przebiegła przez pomieszczenie z pluszo-
116
S
R
wym misiem, którego miała nieść jedna z modelek prezen-
tujących koszule nocne.
Oddychaj, powiedziała sobie Raina. Wolno i spokoj-
nie. ..
Oddychaj wolno i spokojnie...
Dokładnie tych samych słów użyła Sydney w dniu, w
którym Raina Sarbanes została panią Sinclair. W dniu, w
którym jej życie stanęło na głowie.
Miała wrażenie, że to było dawno, całe wieki temu,
choć w rzeczywistości minęło zaledwie osiem dni. Tydzień
temu Lucian zawiózł ją i Emmę na lotnisko. Prawie się do
siebie nie odzywali. Wymienili zaledwie parę grzeczno-
ściowych uwag. Napięcie między nimi było nie do wytrzy-
mania. Lucian pocałował i uściskał Emmę; Rainy nie do-
tknął. Po prostu skinął głową i szybko się pożegnał.
Nie zadzwonił ani razu.
Rzadko bywała w domu. Miała mnóstwo pracy przy
pokazie. Zwykle Emma i jej niania przychodziły z nią do
biura, więc w domu nie było nikogo. Ale miała przecież
automatyczną sekretarkę. Gdyby zadzwonił, zostawiłby
wiadomość.
Ona też mogła do niego zadzwonić.
Przynajmniej raz dziennie brała do ręki telefon. Po
czym odkładała go z powrotem. I znowu podnosiła słu-
chawkę.
I odkładała.
Dlaczego tak trudno jest powiedzieć  przepraszam"?
Odsunęła kosmyk włosów, który opadł jej na oko.
Ucięła kolejną nitkę. Przeprosiła Luciana podczas wesela,
ale wiedziała, że powinna zrobić to jeszcze raz. Może rze-
czywiście przesadnie zareagowała na tę blondynkę, która
się na nim uwiesiła. Lecz gdy zobaczyła, że ta kobieta całuje
117
S
R
go prosto w usta i przywiera do niego całym ciałem... Miała
ochotę wydrapać jej oczy.
- Raino, dziesięciocentymetrowe czarne szpilki do czar-
nego, koronkowego stanika czy do satynowego z drutami?
Raina podniosła głowę spojrzała na asystentkę.
- Słucham?
Annelise poprawiła na nosie duże okulary w czarnych, ro-
gowych oprawkach, po czym pokazała jej dwa staniki.
- Dziesięciocentymetrowe czarne szpilki do...
Gdy Annelise przerwała w pół słowa, Raina skończyła
zdanie za nią:
- Satynowego z drutami. Do koronkowego sandałki.
Annelise nic na to nie powiedziała, ale też nie ruszyła się z
miejsca. Raina nagle uświadomiła sobie, że nie tylko jej asy-
stentka zamilkła. W całym pomieszczeniu zapadła cisza, co
było rzeczą zupełnie niesłychaną w przypadku dwudziestki
kobiet przygotowujących się do pokazu.
Raina zmarszczyła brwi i rozejrzała się na boki. Wszy-
stkie kobiety patrzyły się na coś za jej plecami.
Obróciła się.
O, Boże!
Oddychaj wolno i spokojnie...
Pięć metrów od niej stał Lucian. Był wyraznie podener-
wowany. I niewiarygodnie przystojny. Wszystkie kobiety w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •