[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Alosza! Przepraszam, Aleksiej Iwanowicz... Uśmiechnął się. A pamiętasz,
jakeśmy omal nie podpalili stajni z ogierem Gołąbkiem?
Uśmiechnął się jeszcze bardziej czarująco. I na moment z tej twarzy zachodnioeuropej-
skiego dżentelmena, paryżanina i modnego filozofa wyjrzała prostoduszna i miła twarz Koli.
Czy nie zmęczyłeś się zanadto? Z zainteresowaniem wysłuchałem twojego referatu.
Czego tak na mnie patrzysz? Aha, rozumiem, spotkanie przedstawicieli dwóch wrogich syste-
mów społecznych. Ale przecież nie zapraszam cię do domu. Możemy porozmawiać na teryto-
rium neutralnym. Na przykład w kawiarni. Nie masz nic przeciw temu?
Na ulicy wśród innych samochodów stała jego długa, wytworna hispano-suiza. Wsiedli
do wozu. Arapow sam kierował z fasonem i z jeszcze większym fasonem zahamował wóz
przed kawiarnią.
Przy kieliszku koniaku, pachnącego jak gałązka czeremchy i zostawiającego na języku
cierpki smak, zadeklamował śpiewnie:
O, pamięci! Ty ręką kolosa
%7łycie wiedziesz, jak konia za rzemień.
Ty opowiesz mi wszystko o losach
Tych, co żyli w moim ciele przedtem.
Na jego obliczu ukazał się wyraz natchnienia:
Kij sękaty i rudego psiaka
Oto jakich dziś przyjaciół mam.
O, pamięci, nie odnajdziesz znaku,
Nie uwierzy świat, żem to był ja.
Potem wyraz natchnienia ustąpił miejsca innemu, bardziej odpowiedniemu do sytuacji i
okoliczności. Zresztą, co mogło być dla niego zródłem szczególnego natchnienia? Czy fakt,
że po czterdziestu latach spotkał krewnego? A cóż to jest pokrewieństwo? Bo trudno tu chyba
mówić o pokrewieństwie duchowym... To można będzie stwierdzić dopiero po rozmowie, po
szczerej wymianie myśli. Lecz Arapow nie wiedział, jak potoczy się ich rozmowa.
Ach, czy można w ogóle być czegokolwiek pewnym w tym życiu!...
Arapow podał stryjecznemu bratu skórzaną papierośnicę wypchaną papierosami gest
raczej powierzchowny, towarzysko oficjalny, który nie miał chyba wpływu na zmniejszenie
dystansu między nimi.
Palisz?
Nie, nie palę.
A ja pamiętam, że próbowałeś palić w okresie, kiedy było to nam surowo wzbronio-
ne. Wywołałeś wówczas wybuch gniewu starszych członków rodziny. Zostałeś ukarany.
Kiedy patrzę teraz na ciebie, wydaje mi się, że to było zaledwie wczoraj.
A mnie się nie wydaje.
Bo ty jesteś materialistą. Dialektykiem. Tobie nie wolno wątpić w obiektywność
naszej przeszłości.
Dlaczego miałbym wątpić w to, co jest niewątpliwe?
Czy aż tak bardzo niewątpliwe, jak to twierdzą wasze podręczniki? Niestety! Rze-
czywistość dysponuje tylko bieżącym momentem. Oto siedzimy i pijemy koniak. Rzeczywi-
stość dała nam te miłe chwile, by je natychmiast odebrać. Aączą nas z nią takie same stosunki,
jakie łączą dłużnika z wierzycielem. Ona daje i natychmiast odbiera. Bieżące istnienie to
nieprzerwana prolongata. Nasz czas zastawiony jest w lombardzie, ale nie możemy go stam-
tąd wykupić,
No, a przeszłość? zapytał Tamarcew. Niezbyt jasno uświadamiam sobie, jaki
jest jej związek z twoimi rozważaniami na temat bieżącego istnienia, zastawionego rzekomo
w lombardzie.
Przeszłości, w istocie rzeczy, nie ma. Byt rozwija się przed nami jako nieustannie
zanikająca terazniejszość. Miałeś, oczywiście, nieraz sposobność patrzeć z okna wagonu na
uciekającą przestrzeń. Lecz przestrzeń znika tylko z pola naszego widzenia, zaś czas gra z
nami w bezmyślną, alogiczną grę; uciekając powraca, powracając ucieka. Nie ma go
i zarazem jest. Wydaje się, jak gdyby już był. Dla osobowości istnieje tylko przedłużony
moment, dotyczący rodzaju i gatunku... Lecz doświadczenie rodu lub gatunku, niezależnie od
tego, jak się nazywa historią, czy nauką nie jest w stanie posiąść istoty. Prawda jest
niepowtarzalna i tylko osobowość może ją odkryć.
Na twarzy Tamarcewa zaigrał uśmiech.
Znam to, Mikołaju. Przecież, wybacz, jestem psychiatrą. Moi pacjenci często rozwi-
jają przede mną tego rodzaju koncepcje i to nie mniej błyskotliwie, z nie mniejszą logiką.
Lecz ich aparat poznawczy pracuje na jałowym biegu, bowiem zerwane zostały kontakty z
realną rzeczywistością. Brak koordynacji działania dwóch układów sygnałów.
Jak? Jak powiedziałeś? Dwa układy sygnałów? No tak, to według Pawłowa. Jesteś
jego uczniem?
Tak jest.
Powiedziałeś to takim tonem, jak gdybym uważał to za twoją winę. Nie widzę w tym
ani szczególnej winy, ani zasługi... Podobnie jak nie widzę zasługi w tym, że jesteś uczonym.
Nauka w naszych czasach nie jest w zgodzie z ludzkimi uczuciami, z duszą. Czy można sobie
wyobrazić nieskończoność? A skoro nieskończoności nie można sobie wyobrazić, to nasze
wyobrażenia nie mogą sobie poradzić również ze skończonością. Nauka jest z ducha anty-
humanistyczna... Służy zagładzie, klęsce, śmierci... Bez niej nie byłoby Hiroszimy!
Nauka nie jest temu winna, winę ponosi społeczeństwo kapitalistyczne.
Tak mówi wielu uczonych. A sami budują przy tym maszyny cybernetyczne i marzą
o myślących robotach. Spieszno im wyzwolić ludzkość spod jarzma myślenia. Opisują raj, w
którym bezmyślni, podobni do przedmiotów ludzie będą patrzeć w zdumieniu na żywe,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]