[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kolekcję przejmie w lecie tego roku British Museum po wypłaceniu całej sumy...
Czy czegoś nie dosłyszałam? - spytała zaniepokojona.
Rząd kupił te bzdurne rzezby za trzydzieści pięć tysięcy funtów. Trzydzieści pięć tysięcy!
I to wtedy, gdy połowa ludności nie może wyżywić swoich rodzin! - Rackford urwał, jakby
gniew nie pozwolił mu mówić dalej, i tylko pokiwał głową. - Może pani wielbiciel, lord
Drummond, mógłby to usprawiedliwić, ale ta torysowska logika do mnie nie trafia. Proszę
mi wybaczyć, milady. - Złożył jej krótki ukłon, odwrócił się gwałtownie i wyszedł z
pawilonu.
121
Jacinda spojrzała w ślad za nim zaskoczona. Nigdy nie można było przewidzieć, co
sprowokuje go do wybuchu.
Lizzie dołączyła do niej chwilę pózniej, również zachmurzona i poczerwieniała ze złości.
Boże, co się z wami dzieje?! - zawołała Jacinda.
Chodzmy stąd! To po prostu zbrodnia, żeby tak okaleczyć Partenon! - sarkała, rzucając
ostatnie spojrzenie na rzezby. - Lord Elgin jest zwykłym rabusiem!
Jacinda ociągała się z odejściem.
- Ależ one są piękne, Lizzie. Jakże to, przecież jesteśmy Brytyjkami! Czy można było
pozwolić, żeby uległy zniszczeniu?
Uczony skłonił się przed nią z uznaniem, lecz Lizzie zawołała od drzwi niecierpliwie:
- Szybciej, milady! Powóz czeka!
Jacinda wyszła, nie przestając się zdumiewać osobliwą reakcją przyjaciółki.
Rackford był jednak rad, że Jacinda zabrała go na tę wycieczkę, i wrócił do domu w
dobrym nastroju. Nowe życie pozwalało mu walczyć z niesprawiedliwością tak samo
zacięcie, jak w dzielnicy ruder. Tu jednak mógł to robić zgodnie z prawem i na większą
skalę.
Teraz już nie będzie musiał bezsilnie dusić się ze złości z powodu nonsensownych
wydatków torysowskiego gabinetu czy bezdusznej polityki. Jutro spotka się z partią
radykałów. To właściwe dla niego miejsce. Będzie mógł otwarcie działać i zrobi dla ludzi
coś większego i ważniejszego niż dotąd.
Przywódcy radykałów przyjęli go z otwartymi ramionami mimo jego arystokratycznego
pochodzenia, zdając sobie sprawę, jak dużo dla nich znaczy poparcie przyszłego
markiza. Wielu z nich było kupcami, przemysłowcami, wzbogaconymi ludzmi z gminu
albo też wywodzili się z drobnej szlachty, jak Reg i Justin. Znajdowało się jednak wśród
nich również kilku autentycznych parów.
Jacinda kręciła co prawda nosem na ten wybór, kiedy jej pózniej powiedział, że przystał
do radykałów. Wolałaby aby wybrał postępową, lecz mimo to arystokratyczną partię
wigów, tylko że jego zdaniem nie szli oni dostatecznie daleko w żądaniu reform. Jej
obiekcje nie powstrzymały go jednak, podobnie jak para agentów Bow Street
przyczajona pod jego domem nie powstrzymała go od regularnego wyślizgiwania się
stamtąd, żeby siać zamęt wśród Szakali.
Nie mówił o tym Jacindzie. Był pewien jej dezaprobaty. Zapewne przypuszczała, że po
prostu donosi na O'Della, jak donosił na wielu innych spośród jego towarzyszy. Ale w tym
wypadku było inaczej. Nie, on chciał dostać łotra we własne ręce.
Był bezlitosny, gdyż postanowił skończyć to zadanie, nim poślubi Jacindę. Chciał
zatrzasnąć za sobą drzwi na zawsze, zerwać z mroczną przeszłością, skoro rysowała się
przed nim olśniewająca przyszłość.
Jacinda mogła sobie być upartą dzierlatką, ale on uważał, że to się zmieni, gdy zdoła
zdobyć jej zaufanie. Jego cierpliwość była już jednak na wyczerpaniu. Jacinda wciąż nie
chciała przyznać, że są dla siebie stworzeni.
Oczywiście znał przyczyny. Pragnęła wolności i bała się należeć do niego, chociaż
wiedziała, że i tak w końcu ją zdobędzie. Kiedy pokazał jej blizny po walkach, jakie
stoczył na ulicach, wzruszyła go szczerze, gdyż przejęła się tym, jakby był dzieckiem,
122
głaskała go i całowała. Sprawiło mu to przyjemność. I nadal nie mógł się uwolnić od
erotycznych myśli.
Im szybciej o tych rzeczach zapomni, tym lepiej.
123
13
Jacinda poznała jego rodziców na wielkim bankiecie i balu wydanym w następną sobotę
przez rodziców Daphne, lorda i lady Erhard.
Przystojny, choć wyglądający na hulakę markiz i jego nieobecna duchem, krucha, z
przesadną starannością ubrana żona zjawili się, co rzadko czynili, wśród towarzystwa.
Jacinda nie potrafiła zachować się wobec Truro swobodnie, wiedząc, jak traktował
własnego syna. Siedząc naprzeciwko tego tyrana przy bogato nakrytym stole, patrzyła
na niego tak chłodno, że zaczęło go to irytować. Nieustannie też sprzeciwiała się
wygłaszanym przez niego opiniom. Chociaż ten najwyrazniej nie śmiał jej skarcić,
przynajmniej nie wobec innych. W konsekwencji zaczął pić coraz więcej i w końcu
przestał w ogóle spoglądać w jej stronę.
Kiedyś Truro się domyśli, że Jacinda wie o jego postępkach. Markizę oceniła jako godną
wzgardy, skoro nie zrobiła nic, żeby uchronić dziecko przed przemocą ze strony pijanego
ojca.
W salonie, po obiedzie, zauważyła, że Daphne zaczęła nadskakiwać markizie,
ostentacyjnie chwaląc jej białą, naszywaną cekinami suknię. Ach tak, przecież Amelia i
Hellie ją ostrzegały! Taktyka Daphne wydawała się dość oczywista. Zamierzała zrobić
dobre wrażenie na jego rodzicach, tak żeby zaczęli go namawiać, aby wybrał ją za żonę.
Ledwie słuchała, co mówi do niej lord Drummond o swoich ostatnich sukcesach w golfie.
Czekała na sygnał Rackforda.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]