[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dzieci były już daleko, nie po przeciwnej stronie doliny, dokąd przedtem zmierzały, lecz na
lewo ode mnie.
Zaciskając i unosząc powieki, żeby usunąć resztki mgły sprzed oczu, zobaczyłam, że
Bartare i Oomark wciąż uderzają w kuliste głazy. Kiedy chciałam ruszyć za nimi okazało się,
że moje nogi utkwiły w jakiejś zdradliwej pułapce. Kołysałam się i chwiałam, ale nie mogłam
oderwać stóp od ziemi.
Bałam się. Robiłam jednak wszystko, żeby pójść za dziećmi, oddalającymi się coraz
bardziej i bardziej. Znalazły się wśród wyższych skał, które zaczęły przesłaniać mi ich
sylwetki, aż w końcu zupełnie zginęły mi z oczu.
Ich zniknięcie jak gdyby rozwiązało krępujące mnie więzy. Potknęłam się i zaczęłam
maszerować, jednak podłoże było takie, że nie ośmieliłam się biec. Małe kamienie usuwały
się spod stóp z niemal zamierzoną złośliwością. Musiałam pełznąć na czworakach, chwytać
się głazów, żeby posuwać się naprzód.
Jakoś udało mi się dotrzeć do tamtych wyższych skał. Brnęłam wśród nich z trudem,
aż w końcu poślizgnęłam się na ruchomych kamieniach i upadłam, boleśnie skręcając sobie
kostkę. Potarłam ją ostrożnie, obawiając się, że jest zwichnięta. Lecz kiedy wstałam, okazało
się, że wciąż mogę kuśtykać.
Jak gdyby spełniwszy swój cel, luzny żwir i kamienie zaczęły zanikać, a podłoże stało
się dogodniejsze do marszu. Wreszcie stanęłam pomiędzy dwiema skałami sięgającymi mi
powyżej głowy, wsparta ręką o jedną z nich, i spojrzałam na otwartą przestrzeń, gdzie
znajdowało się wiele czerwonych kuł, znacznie większych od tych, które widziałam w tamtej
części doliny. A wśród nich były dzieci.
Oomark wlókł się tak, jakby był do cna wyczerpany. Słyszałam dobiegający z oddali
szept - uznałam go za głos Bartare - ponaglający chłopca lub namawiający do zwiększenia
wysiłku. W pewnej chwili Oomark odrzucił kamień, który trzymał w ręce i odwrócił się, jak
gdyby zamierzając się wycofać. Lecz Bartare poruszyła się tak szybko, że widziałam tylko jak
zniknęła w jednym miejscu i pojawiła się w innym, zastępując mu drogę. Ujrzałam twarz
Oomarka. Policzki miał czerwone i pobrudzone rozmazanymi śladami łez. Było oczywiste, że
podporządkowuje się siostrze wbrew swej woli.
Wyciągnęła rękę, pokazując coś, a on podniósł inny kamień. Jakaś bezradność w
pochyleniu jego ramion sprawiła, że zapragnęłam podbiec do niego i zasłonić go sobą.
Odwrócił się wolno i podszedł do najbliższej z tych czerwonych kul, jak gdyby w
rzeczywistości nie widział tej skały, a tylko ją wyczuwał.
Bartare znowu poruszyła się błyskawicznie i pomyślałam, że teraz będę mogła się do
nich zbliżyć, bowiem całą jej uwagę pochłaniało to, co właśnie robiła.
Kula, którą uderzyła Bartare, wydała niski, wibrujący dzwięk i dziewczynka krzyknęła
triumfalnie. Pozostała na miejscu i skinęła na Oomarka, żeby stuknął w swoją kulę.
Zrobił to, a ona jeszcze raz uderzyła w swoją. Dzwięki były bardzo podobne, lecz nie
identyczne. Dopiero kiedy podszedł do trzeciej kuli otrzymała to, czego pragnęła. Dwa
dzwięki zlały się w jedną nutę.
Bartare nasłuchiwała z lekko przechyloną głową, wpatrzona przed siebie, jakby
spodziewała się coś tam zobaczyć. Kiedy, po długiej chwili, nic się nie wydarzyło, dała znak
bratu, żeby uderzył znowu.
Ponownie ów długotrwały, rozedrgany dzwięk przeszył powietrze i poczułam, że
przenika przez moje ciało. Wiedziałam, że dzwięki można odczuwać jako wibracje, lecz to
wrażenie było przerażające, tak bardzo, iż czułam, że muszę powstrzymać dzieci przed tym,
co robiły. Zwiadomie lub nie, Bartare przywoływała moce spoza znanego nam świata.
Ruszyłam naprzód i moją kostkę przeszył ból. Oomark po raz wtóry odrzucił kamień,
którym uderzał w czerwone skały, i stał z uniesioną przed twarzą prawą ręką, jakby osłaniając
się przed ciosem. I choć słyszałam, że Bartare pomstuje na niego, nie poruszył się, by spełnić
jej polecenia.
- Zrób to! - dotarł do mnie krzyk Bartare. - Zrób to, Oomark! Chcesz, żebym na ciebie
skierowała moc? Zrób to zaraz!
Przez chwilę sądziłam, że jej nie posłucha. Lecz albo grozby, albo fakt, że tak długo
dominowała nad nim, zwyciężyły. Pochylił się i nie patrząc zaczął macać ręką, szukając
kamienia. Powieki miał zaciśnięte, jakby jego siostra była ostatnią rzeczą, jaką chciał
zobaczyć.
- Uderz! - wrzasnęła na niego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]