[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Gdzie jesteś, Luke? - wyszeptała. - Czy jesteś bez
pieczny?
Widziała jego twarz w wyobrazni, widziała zmęczenie
w jego oczach, tylko obowiązek utrzymywał go na nogach.
- Trzymaj się, Luke - powiedziała do siebie. - Po
radzisz sobie, od ciebie przecież zależy życie tych dzieci.
Nie pamiętała, jak długo tak siedziała, nagle usłyszała
radosny krzyk w radiotelefonie.
- Znalezli je! - Mark, podekscytowany, przybiegł do
niej. - Znalezli dzieciaki!
OCALONA 115
- W jakim sÄ… stanie?
- Zmarznięte, roztrzęsione i na wpół zagłodzone, jak
informowała Charlie, ale nie są ranne. - Skinął na tele
fony. - Przygotuj się, dziewczyno, czeka cię teraz duża
robota, dziennikarze siÄ™ niecierpliwiÄ….
ROZDZIAA DZIEWITY
Clancy nie widziała dzieci, kiedy zostały przywiezio
ne. Nie była w stanie uwolnić się od dziennikarzy, którzy
przyczepili siÄ™ jak muchy do lepu. W tym czasie Mark
zorganizował karetki pogotowia, żeby czekały na dzieci
i ich opiekunów.
- Charlie powiedziała, że żadne z nich nie odniosło
obrażeń - relacjonował. - Ale zawsze lepiej, żeby poje
chały do szpitala i zostały przebadane. Prawdopodobnie
jutro wrócą do swoich domów. - Spojrzał na zegarek
i uśmiechnął się. - Właściwie to już jest jutro.
Zrobiło się szaro, zaczynał się poranek, kiedy ekipa
powróciła do bazy.
Clancy stała z innymi i czekała, aż Luke wysiądzie
z samochodu.
- A to co? - zapytał uśmiechnięty pomimo zmęcze
nia. - Przyjęcie powitalne?
- Wydaje mi się, że zasłużyłeś na to, ważniaku.
- Podszedł do niego Mark i uścisnął mu dłoń. - Dwa
naścioro dzieciaków i dwóch opiekunów powróciło cało
i zdrowo. Wiele rodzin będzie spało spokojnie tej nocy.
Luke pokiwał głową, patrząc za Marka, dopiero po
chwili zauważył Clancy.
OCALONA 117
- Wydawało mi się, że mówiłem ci, żebyś wróciła do
hotelu.
- A ja ci mówiłam, że zostanę. - Miała ochotę rzucić
mu się w ramiona, ale nie zrobiła kroku.
- Była wspaniała, Luke - wtrącił Mark. - Zajęła się
dziennikarzami, pracowała przez całą noc. Mogłaby się
przyłączyć do ekipy, kiedy tylko zechce.
Nic nie potrafiła odczytać z twarzy Luke'a. Podszedł
do niej i ujÄ…Å‚ jÄ… za nadgarstki.
- Wykonałaś niezłą robotę - powiedział.
Bała się jego dotyku. Nawet nie umiała spojrzeć mu
w oczy. W końcu wzruszyła ramionami.
- Nie zrobiłam tak dużo. Ty i Charlie jesteście boha
terami tej nocy.
Podszedł do niej bliżej i delikatnie odgarnął ręką wło
sy z jej czoła. Zadrżała.
- Nie umniejszaj swojej roli - powiedział. - To bar
dzo potrzebna praca, odciążyłaś innych.
Przez chwilę wpatrywała się w niego w milczeniu.
- A gdzie jest Charlie? - wydusiła z siebie w koń
cu.
- Pojechała do domu. Podrzuciliśmy ją, wracając do
bazy. - Popatrzył na nią, dotknął palcem jej nosa. -I ty,
młoda damo, powinnaś się tam udać jak najprędzej. Do
domu i do łóżka.
- A ty? - spytała, starając się mówić pewnym gło
sem. - Myślę, że powinieneś się znalezć w łóżku tak
samo szybko jak ja.
Uśmiechnął się przebiegle.
- Czy to ma być zaproszenie?
OCALONA
118
Przez chwilę wyobraziła sobie, jak leżą przytuleni do
siebie, otrząsnęła się.
- Z pewnością nie - wyszeptała w końcu, czerwie
niąc się. - Za kogo mnie uważasz?
- Za kogo cię uważam? - Zastanawiał się nad pyta
niem, po czym potrząsnął głową. - O nie, Clancy, to
musi zaczekać, teraz nie jest pora na nasze kłótnie.
Chodz, odwiozÄ™ ciÄ™ do hotelu.
- Nie musisz - odparła szybko, nie chciała zostawać
z nim sama nawet przez chwilę. - Jestem pewna, że
Mark, albo ktoś inny, może mnie podrzucić. Zresztą
mogę wrócić pieszo, nie mam daleko do hotelu. Zwieże
powietrze dobrze mi zrobi, pomoże mi szybciej zasnąć.
Nie zasypiam Å‚atwo, kiedy jest widno, nawet jak jestem
bardzo zmęczona.
Wiedziała, że jej słowa go nie przekonują, była tak
zmęczona, że wszystkie obronne bodzce przestały fun
kcjonować.
- Czy już skończyłaś? - zapytał, czekając cierpliwie.
- Więc wez torbę i jedziemy.
Nie protestowała dłużej. Poszła pozbierać swoje rze
czy. Właściwie, to dlaczego tak mu ulegała, czy napra
wdę z powodu zmęczenia? Nie, prawda była inna. Luke
MacLennan był wspaniałym mężczyzną i poza tym, co
do niego czuła, na pewno darzyła go dużym szacunkiem
i podziwem. Zdała sobie sprawę, że nie różniła się od
innych kobiet, które podążają za nim z uwielbieniem, na
każde jego zawołanie.
Jechali do hotelu w ciszy. Clancy starała się siedzieć
jak najdalej od niego. Wyglądała przez okno, patrząc na
OCALONA
119
pustą ulicę. Co się, do cholery, z nią dzieje? Przecież
nawet nie próbował jej dotykać, nawet na nią nie patrzył.
Oczekiwała, że po prostu wysadzi ją przy hotelu. Ale
on wjechał na parking i zgasił silnik.
- Dziękuję - powiedziała z wahaniem. - Już dalej
sobie poradzÄ™.
Uśmiechnął się przeciągle.
- W porządku, nie zamierzałem wcale odbierać ci two
jej samodzielności i odprowadzać cię pod drzwi. - Odwró
cił się i spojrzał na nią. - Ale miałem nadzieję, że będziesz
na tyle miła i zaproponujesz mi filiżankę kawy.
- Kawy? - Spojrzała na niego zaskoczona. - A nie
możesz się napić u siebie w domu? - Zawsze była go
ścinna, ale wizja, że będą sami w pustym pokoju hote
lowym, przerażała ją.
- Oczywiście, że mógłbym - odparł. - Ale nie jadę
do domu. Muszę najpierw pojechać do biura i napisać
raport o przebiegu tej nocnej akcji.
- Co musisz? - Otworzyła szerzej oczy, jego
obowiązkowość przekraczała wszelkie granice. - Nie
żartuj, Luke, potrzebujesz snu, spójrz na siebie, jesteś
wykończony.
- Więc zrób mi kawę, utrzyma mnie dłużej na nogach.
- Do diabła - zaklęła pod nosem i szybko wysiadła
z samochodu, on również. - Czy ty straciłeś rozum? Czy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]