[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Marie powstrzymała się od komentarza. Pozostała u boku Trisa,
rozmawiała ze znajomymi i poznawała nowych ludzi.
W końcu poproszono do stołu. U szczytu stołu siedział gospodarz,
po jego prawej stronie miejsce zajął hrabia de Saint - Croix, obok
niego Ghislaine i jej mąż. Naprzeciw nich posadzono Marie i Trisa.
Troya wygnano na bardzo odległe miejsce.
Hrabia de Saint - Croix miał długie, białe palce, a gdy mówił,
jego głos brzmiał wyjątkowo wytwornie. Marie oceniała, że miał
około dwudziestu pięciu lat. Nie lubiła go pomimo wszystkich
kłujących w oczy przymiotów zewnętrznych.
- Henri opowiedział mi, że byliście tej wiosny w Wersalu,
kawalerze de Rossac. Niestety nie przypominam sobie, bym was
poznał. Ani waszej czarującej małżonki, czego ogromnie żałuję -
posłał Marie uśmiech, który odwzajemniła bez entuzjazmu.
- Byłem w Wersalu jedynie przez kilka tygodni. Gdy załatwiłem
swoje sprawy, ponownie wróciłem na południe. Przywiozłem sobie
jednak pamiątkę z Wersalu - Tris podniósł dłoń Marie do ust.
- Naprawdę? Poznaliście swą małżonkę w Wersalu? Ach, jakaż
to szkoda, że to nie ja pierwszy odkryłem ten klejnot - rzucił Marie
maślane spojrzenie, które nie zrobiło na niej najmniejszego wrażenia.
W przeciwieństwie do faktu, że Tris wciąż jeszcze trzymał jej dłoń.
Chętnie flirtowała z nim przy takich okazjach, ponieważ wtedy
roztaczał swój urok bez ogródek. Tak jak i teraz.
- Nic by to wam nie dało, hrabio. Byłam zgubiona od chwili, w
której pierwszy raz ujrzałam Tristana de Rossac.
Hrabia nie poddał się tak łatwo.
- Madame, uwierzcie mi, z rozkoszą odbiłbym strzałę Amora.
Marie powstrzymała się od zmarszczenia czoła. Nie podobała jej
się ta bezceremonialna rozmowa w obecności jej męża. Dlatego też jej
odpowiedz zabrzmiała ostrzej niż zamierzała:
- W takim razie musielibyście udusić dobrego Amorka z jego
łukiem, hrabio.
- Cel uświęca środki.
- Jednak niektóre cele są nie do osiągnięcia. I takie pozostaną -
odparł Tris sucho i wcale się nie starał ukryć chłodu w swoim głosie.
Brzęknięcie zwróciło uwagę wszystkich na Jacquesa. Obiema
rękami trzymał mocno kieliszek do wina wypełniony sokiem z
czarnego bzu i patrzył na Ghislaine szeroko otwartymi oczami.
- Nie przewróciło się, przecież widziałaś. Nie przewróciło się,
czyli mogę sobie jutro obejrzeć zwierzyniec? Obiecałaś mi!
- Tak, obejrzymy sobie jutro zwierzyniec, Jacques - Ghislaine
pogłaskała swego męża po ramieniu, który szczęśliwy zaczął paplać.
Marie spojrzała na nią ze współczuciem i spuściła wzrok przed
chłodem, z którym Ghislaine odwzajemniła to spojrzenie. Siostrzeniec
króla chrząknął i zaczął rozbawiać towarzystwo historyjką o księciu
de Conde, która wywoływała u zebranych jedynie grzeczny uśmiech.
Książę Henri pozwolił, by rozmowa toczyła się dalej, podczas gdy
Tris milczał, a Marie z oddaniem poświęciła się daniom na swoim
talerzu.
W końcu stół został wyniesiony, a orkiestra kameralna zaczęła
intonować skoczne melodie taneczne. Marie powoli udala się w
kierunku otwartych drzwi do ogrodu. Zdawało się jej, że powietrze w
sali było gorące i śmierdzące, ale może wypiła po prostu zbyt dużo
wina, by walczyć z nudą. Energicznie się wachlowała.
- Co za okropny impertynent - powiedziała do Trisa, który
poszedł za nią.
- Zalecający się do wszystkich siostrzeniec króla. Każdy zgina
się wpół, żeby mu się przypodobać. Po co miałby się troszczyć o
dobre wychowanie?
- Jego słowa kazały mi prawie uwierzyć, że czynił mi awanse w
twojej obecności.
- Właśnie to robił. Praktycznie założył, że dzisiaj odprowadzę cię
do jego pokoju, życząc wam wiele radości, zanim wycofam się z
pokorą - powiedział Tris i wyciągnął ze spodni pudełeczko z
pastylkami. - Musiałaś to dosyć często obserwować w Wersalu. Jest to
najprostszy sposób, by dworzanin zrobił karierę. Albo by mężczyzna z
niższej szlachty zwiększył swoje szanse.
Marie złapała się za szyję.
- Nie, nigdy tego nie zauważyłam - przerwała. - Ale... nie zrobisz
tego, czego on... oczekuje?
Przez chwilę nie spuszczał z niej wzroku.
- Tylko, jeśli tego chcesz.
Nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ obok nich nagle stanął
hrabia de Saint - Croix.
- Z jednej strony jestem oczywiście pod wrażeniem występu
księcia de Mariasse - poinformował ich niepytany, a Marie
instynktownie odsunęła się od niego o krok. - Z drugiej strony za
dziwne żądanie uważam konieczność siedzenia przy jednym stole z
tym śliniącym się cretin, nawet jeśli jest on mężem siostry księcia de
Mariasse. Jeśli nie utopi się takiego potworka zaraz po jego
narodzinach, to należy go przez resztę życia trzymać z daleka od
cywilizowanych ludzi - kąciki jego ust wygięły się nieprzychylnie do
dolu. - A przede wszystkim tak wrażliwym stworzeniom jak wy,
madame de Rossac, powinno się oszczędzić tak obrzydliwego widoku.
Marie złapała za rękę swojego męża. Na skroni Trisa pulsowała
żyła, a jego brwi się ściągnęły.
- Powinnyście oglądać jedynie piękno - hrabia mówił beztrosko
dalej, a jego wzrok spoczął na piersiach Marie. - Zatańczymy, ma
chere amie?
- Nie mam nic przeciwko siedzeniu przy stole z cretin, który
potrafi się zachować, hrabio, ale nie będę tańczyła ze
zdegenerowanym prostakiem bez manier, nawet jeśli w jego żyłach
płynie królewska krew - nie mówiła podniesionym głosem, ale też nie
szeptem. W podekscytowaniu nie zauważyła, że dookoła niej zebrało
się kilku gości, którzy chcieli się dokładnie przyjrzeć siostrzeńcowi
księcia i teraz z zainteresowaniem przysłuchiwali się początkowi
dysputy
Twarz hrabiego poczerwieniała.
- Za kogo się uważacie, żeby tak do mnie mówić?
Marie dumnie podniosła głowę.
- Ja wiem, kim jestem. Czy możecie to samo powiedzieć o sobie?
- Na Boga, już ja ci powiem, kim jesteś, ty mała...
Tris położył dłoń na hrabiowskiej piersi.
- Mówcie dalej, a spotkamy się jutro o świcie. Tutaj słowo honor
ma jeszcze jakieś znaczenie - wysyczał ostro.
Hrabia cofnął się o krok.
- Jeszcze tego pożałujecie, Rossac.
- Nie, ja żałuję tego już teraz. Jeśli zależałoby to ode mnie,
rozwiązalibyśmy tę sprawę natychmiast, za pomocą pięści. Robactwo
takie jak wy nie jest warte żadnej kuli ani żadnej szpady. Nie
chciałbym jednak wprawić w zakłopotanie naszego gospodarza.
Uważajcie jednak, żebyśmy nie spotkali się sam na sam. Wtedy
mógłbym zapomnieć o mojej kindersztubie - jego głos drżał z
nienawiści, a jego całe ciało było napięte, jak gdyby czekał tylko na
słowo, by rzucić się mężczyznie do gardła.
Hrabia popatrzył na niego w osłupieniu, potem odwrócił się i bez
słowa zaczął sobie torować w tłumie drogę do wejścia do galerii.
Marie, która kurczowo ściskała Trisa, bała się oddychać. Czuła w
nim kipiącą wściekłość, przypomniała sobie to, co mówił o swoim
gwałtownym temperamencie i miała nadzieję, że uspokoi się równie
szybko, jak się wściekł. On się jednak nie rozluznił.
Jego wolna ręka wciąż była zwinięta w pięść. Dziewczyna
zauważyła spojrzenie stojących dookoła osób, wyczarowała na swej
twarzy przepraszający uśmiech i zaciągnęła go na zewnętrzne schody,
prowadzące do jasno oświetlonego parku.
- Już dobrze, Tris - wymruczała uspokajająco i otworzyła jego
pięść, splatając swoje palce z jego. - Już go nie ma. Zapomnij o nim.
Nie jest wart zachodu.
Jego wzrok oprzytomniał. Mężczyzna odetchnął głęboko.
- Masz rację - puścił jej ręce. - Chodzmy na spacer. Zwieże
powietrze pozwoli mi ochłonąć.
Chodzili razem po oświetlonym parku i dotarli w końcu do
największego ze sztucznych stawów. Po ciemnej wodzie pływało
kilka łódek.
- Masz ochotę na przepłynięcie się łódką? - spytał Tris. -
Dziękuję, wolę mieć pod stopami stały ląd, zwłaszcza w nocy. Ale za [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •