[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Próbuje podnieść głowę, ale nie ma siły tego zrobić. Zamyka oczy, pozwalając, by zabrała go nieświadomość nikomu
innemu nie pozwoliłby tak sobą zawładnąć. Kładę go na śniegu, wyjmuję nowy telefon i wciskam klawisz z numerem Issie, ale
oczywiście nie ma zasięgu. Wredne granitowe góry i kiepskie nadajniki.
Przesuwam się, próbując położyć sobie Nicka na kolanach i ucisnąć jego ranę.
Zabiorę cię stąd szepczę. Obiecuję.
Gdy piksy umierają, tracą swoją zasłonę - czar. To właśnie dzięki niemu wyglądają, jakby miały ludzką skórę. A po śmierci
okazuje się, że ich skóra jest jasnoniebieska, przetykana siecią cienkich żyłek przeplatających się jak bluszcz. Na rękach i na
twarzach są ciemniejsze. W pewien obcy, dziki sposób jest to piękne.
Zeby zabrać Nicka z posiadłości, muszę przejść obok kilkunastu ciał.
57
Zeby zabrać Nicka, muszę najpierw wrócić do budynku i znalezć coś, na czym mogłabym go pociągnąć, bo nie mam siły, by
zanieść go do skutera - skuter zaś nie przejedzie przez drut kolczasty i żelazne sztaby.
Wchodzę do domu i nasłuchuję. %7ładnego ruchu. %7ładnych jęków. Tylko śmierć.
- Tato?! wołam, patrząc w górę, tam, gdzie na schodach leży czerwony dywan i są martwe piksy.
Cisza.
Nigdy nie nazwałam go tatą.
- Królu! - wołam znowu. Wciąż cisza.
Wbiegam po schodach, próbując omijać niebieskawe kończyny i kałuże krwi. Wpadam do sypialni, ale... nie ma go.
- Zwietnie - mruczę. - Bardzo ładnie mnie tak zostawiać. Mamy kolejną nominację do tytułu Tatusia Roku.
Zciągam kapę z łóżka i przerzucam ją sobie przez ramię, a potem wycofuję się korytarzem, w dół schodami i na
dwór. Nick wciąż leży na śniegu w wilczym ciele i wciąż krwawi.
Kładę kapę na ziemi i próbuję wciągnąć na nią Nicka tak delikatnie, jak tylko potrafię, ale to trudne. Spogląda na mnie pełnymi
cierpienia brązowymi oczami. Wzdryga się z bólu. Kłapnąwszy zębami, kieruje na mnie zażenowane chyba spojrzenie, gdy
przesuwam na koc jego tylne nogi.
Przepraszam. Naprawdę próbuję być delikatna.
Warczy cicho, ale przyjaznie.
Owijam kapę wokół wilczego futra i zaczynam ciągnąć.
Arystoteles powiedział, że prowadzimy wojny, aby zażywać pokoju".
Nie wiem, co o tym myśleć. Nie mam pojęcia. Wszystkie wojny na świecie, wszelkie niebezpieczeństwa zawsze były tak
odległe. Ale teraz, gdy pojawiły się obok mnie, nie panikuję. Działam metodycznie, choć moja twarz jest pewnie blada ze strachu.
Serce wali mi jak młotem, niesamowicie głośno. Co chwila podnoszę głowę, obserwując niebo w poszukiwaniu drapieżników -
piksów z ostrymi zębami, kobiet z czarnymi łabędzimi skrzydłami.
- Trzymaj się - nakazuję Nickowi. - Masz się trzymać. Zabiorę cię stąd.
Jakoś udaje mi się zrobić z narzuty i podkładów kolejowych prowizoryczne sanie, które przywiązuję łańcuchami do skutera.
Palce mam zmarznięte i zdrętwiałe, co sprawia, że jestem bardziej niezdarna niż zazwyczaj, ale w końcu osiągam cel.
- Wszystko w porządku? - pytam, ale Nick tylko cicho skamle. - W porządku odpowiadam za niego. Mamy tylko jedno
życie, więc wszystko musi być w porządku.
Nick oddycha ciężko. Zamyka i otwiera oczy. Zatapiam dłoń w jego futrze i patrzę, jak nikną w nim moje palce. Jesteśmy
połączeni. Wiem to. Wiem.
- Nie stracę go - szepczę. I nie jest to życzenie, tylko oświadczenie, które składam samej sobie.
Zanim wsiadam na skuter i odjeżdżam, raz jeszcze zerkam na posiadłość piksów. Znów jest niewidzialna, chroniona dawnym
urokiem przed ludzkim spojrzeniem. Ale ja wiem, że to wcale nie jest idylliczny krajobraz Nowej Anglii, przykryty świeżym
śniegiem i otoczony sosnami, i ple, ple, ple... Nie, ja wiem, że na środku tego pola odbyła się rzez. Tylko ciała zostały ze stworzeń,
które tu uwięziłam.
To moja wina. Przynajmniej częściowo. Ta świadomość uciska mnie jak wielki ciężar, wysysając jednocześnie całą nadzieję.
Stało się. Stało. One nie żyją, a Nick jest ranny. Nie mogę zrobić nic, by to zmienić.
Odpalam więc skuter, sprawdzam, czy Nick leży wygodnie, i próbuję dostać się gdzieś, gdzie mój głupi telefon w końcu złapie
zasięg, żebym mogła zadzwonić do Issie, Betty, sprowadzić pomoc dla Nicka, odnalezć jakoś ojca i dowiedzieć się, jak
powstrzymać nowego króla. Bo jest oczywiste - aż za bardzo - że on wróci. Jego wojna dopiero się rozpoczęła.
Wskazówka
Nie wahajcie się zabić piksa. Po prostu to zróbcie.
Dopiero po mniej więcej pół mili wreszcie pojawia się zasięg. Zatrzymuję skuter, wciskam klawisz i biegnę do Nicka.
Babciu, to ty? - rzucam, gdy tylko odzywa się kliknięcie.
Nie. Mówi oficer Clark. Czy to Zara?
Tak. Tak. - Wpatruję się w szare niebo nad drzewami, jakby moje spojrzenie mogło coś naprawić. Jest tam Betty?
Hm. - Słyszę chrząknięcie. Sytuacja tutaj jest dość kiepska... Mamy... Zaro, był wypadek.
Co? Odwracam się, o mało nie upuszczając telefonu. Z babcią wszystko w porządku?
Tak, udziela pomocy. Po prostu... Jest zle. Muszę iść. Powiem, żeby oddzwoniła.
Moment. Niech jej pan...
Rozłączył się. Zauważam wiewiórkę, która spaceruje po gałęzi niczym jakiś cholerny cesarz i ćwierka na mnie jak ptak.
Wiem, wiem. Dobrze mruczę pod nosem.
58
Sprawdzam, co z Nickiem. Ledwo oddycha. Kurtka, którą go okryłam, cała jest we krwi. Powtarzam mu, by się nie poddawał, i
dzwonię do Issie. Słyszę sygnał za sygnałem.
Cześć, Zaro. - Głos jest lekko zduszony, ale znajomy. Przełykam z ulgą ślinę. Kucam przy Nicku, dotykam
wierzchem dłoni jego grzbietu i znów podnoszę głowę, wypatrując na niebie niebezpieczeństwa.
- Zaro? Głos Is wyrywa mnie z zamyślenia.
- Issie, mamy problem. Wielki problem.
- Co się stało?
Moja ręka dotykająca wilczego futra zaczyna drżeć, a ja nie mogę jej uspokoić.
- Chodzi o Nicka. Jest ranny, poważnie ranny. A piksy. .. część nie żyje, a reszta zniknęła.
- O czym ty mówisz? Chyba nie byłaś w tym autobusie?
- Jakim autobusie? Issie, posłuchaj! Były jakieś inne piksy. Zaatakowały Nicka i...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]