[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lubością przed książką i czytał półgłosem albo pisał na swej tabliczce i patrzał z ukosa, czy to
zostało zauważone.
Przyzwyczajenie ojca odczytywania co wieczór biblii ostatecznie przeszło na niego. Sta-
rzejący się komornik sprzedał od ręki swe okulary, otrzymawszy za nie prawie pełną sumę
kosztu cóż za błogosławieństwo posiadanie takiego dziecka! Tak więc mąż i żona siadywali
wieczorami na ławce pod oknami, przysłuchując się jak chłopiec czyta, i kiwali do siebie
głowami; słowo Boże w ustach dziecka! tak, tak, a nie inaczej być powinno.
Oboje rodzice nosili go na rękach i trwożliwie czuwali nad tym, żeby mu się nic nie stało.
Nie wolno mu było wykonywać żadnej roboty, częściowo dlatego, że coś im się majaczyło,
jakoby mądre głowy nie powinny używać rąk, częściowo zaś że nie mogli by znieść tego,
ażeby pracował.
Po konfirmacji, dalej przebywał w domu; codzienny trud był nie dla niego, a na kształcenie
rodzice nie mieli środków. Tę drobną sumkę, którą zaoszczędzili, zużywali na to, ażeby go
przyzwoicie ubierać i dobrze odżywiać i zdarzało się często, że dla nich samych zostawało
niewiele. Kiedy zaś ludzie radzili im, ażeby chłopca kazali uczyć, czegoś praktycznego,
uśmiechali się pobłażliwie była to czysta zazdrość.
Ostatecznie zrozumieli, że coś stać się musi i postarali się dla niego o miejsce w zarządzie
dóbr; ale po upływie miesiąca powrócił do domu, skarżąc się na bóle w krzyżu nie mógł
znieść tej pracy. Rodzice byli zachwyceni powrotem syna i nie ponawiali już dalszych starań.
Został więc w domu, rósł i fantazjował. Obnosił się z szerokimi planami, które objaśniał ro-
dzicom, a zacni ludzie byli po prostu wniebowzięci. Pózniej porzucał te plany i tworzył nowe,
a ograniczone pojęcia staroświeckich wyrobników ulegały wskutek tych ciągłych zmian, ta-
kiemu zamieszaniu, że nie rozumieli już nic absolutnie. Lecz to wzmacniało jeszcze ich po-
dziw dla syna. Tymczasem stał się on wysokim, silnym, przystojnym młodzieńcem, cieszą-
cym się szczęściem u dziewcząt.
Wszystkie córki gospodarzy w całej okolicy marzyły o nim, a uczucie to rzucało szczegól-
ny blask na ciężkie życie biednych wyrobników. Również we wzroście i fizycznym rozwoju
trzymał prym przed innymi. Mając siedemnaście lat, zaręczył się z dziewczyną z okolicy,
46
której rodzice zmarli podczas epidemii, zostawiając jej dziesięć tysięcy marek. Proboszcz,
będący jej opiekunem, dał jej swe błogosławieństwo, ze słowami, iż Pan Bóg widocznie wy-
brał ją do tego, ażeby wyzyskała skarb, który inaczej leżałby odłogiem. A gdy w gorących
słowach opowiedziała o zdolnościach swego ukochanego i jego planach na przyszłość, pro-
sząc pastora, jako swego opiekuna, o pozwolenie na to, żeby Halvor pojechał do miasta i
kształcił się za jej pieniądze pobożny człowiek widział w tym palec Boży i postawił tylko
jeden warunek ażeby Halvor studiował teologię. Warunek ten pokrywał się z życzeniami
dziewczęcia; na tym więc stanęło.
Mając lat dwadzieścia, powrócił z Aarkus jako student, z przeciętnym jedynie świadec-
twem swej szkoły. Proboszcz był tym troszkę rozczarowany ale cóż to znaczyło, na ogół
wziąwszy egzamin nie był znów tak niezmiernie ważny. Rodzice nie czynili takich małost-
kowych różnic dla nich student był studentem; patrzyli nań codziennie jak, w małej, zabaw-
nej czapeczce na pięknych lokach, promenował dumnie; byli szczęśliwi. Narzeczona uważała,
że jest jeszcze ładniejszy. Praca nie przyniosła uszczerbku jego pięknym kształtom, zaś miej-
skie powietrze tylko przytłumiło nieco zdrowe rumieńce. Przy tym, stał się bardziej wymow-
nym, obecnie panował zupełnie nad słowem, głos nabrał głębokiego, męskiego dzwięku, a
dialekt ustąpił mowie klas oświeconych.
Po szczęśliwym lecie, które spędził na tworzeniu wielkich planów, podczas kiedy ona słu-
chała go i oszałamiała się tym spakował kufry i pożegnał się, dając uroczyste przyrzeczenie,
że prędko skończy, i o ile to w ogóle leży w ludzkiej mocy, powróci.
Przybywszy do stolicy, wynajął duży, jasny pokój, aby móc lepiej pracować, i zaczął swe
uniwersyteckie studia. Wierny przyrzeczeniu danemu narzeczonej, zaryzykował próbę zapi-
sania się na wydział filozoficzny, po bardzo pobieżnym przygotowaniu z różnych przedmio-
tów; liczył na to, że szczęście dopisuje wiernym. I poszczęściło mu się.
Ale teraz trzeba było porządnie, poważnie pracować. Jego koledzy byli to wytrwali, grubo-
skórni synowie wieśniaków, których popchnął do teologii zmysł praktyczny, ponieważ pro-
boszczowi w domu żyło się lepiej i wygodniej niż ich ojcom. Idąc za ich przykładem, ugiął
się pod jarzmem, a gdy go zanadto uciskało, stawiał sobie przed oczy swych towarzyszy. W
ten sposób przezwyciężał ochotę zrzucenia jarzma. Ale po trzech kwartałach ciężkiej pracy,
odezwały się znów dawne bóle w krzyżu, tak, że był zmuszony przez pewien czas praco-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]