[ Pobierz całość w formacie PDF ]
naprawdę dobre i butelka dobra. Kiedy jest się młodym, jest się lirykiem. Zpiewało te\ w niej i
dzwięczało coś, czego nie znała: zielone, słońcem oświetlone góry, pokryte winnicami, gdzie
\wawi chłopcy i wesołe dziewczęta śpiewają chętnie i całują się; tak, \ycie jest piękne!
Wszystko to śpiewało i grało w butelce jak w młodych poetach, którzy często sami nie wiedzą,
co w nich śpiewa.
Pewnego dnia butelkę kupiono. Chłopiec od futrzarza miał polecenie kupienia butelki wina w
najlepszym gatunku. Postawiono ją w koszu, obok szynki, sera i kiełbasy; było tam te\
wyborowe masło i najdelikatniejszy chleb; córka futrzarza sama wszystko uło\yła; była bardzo
młoda i bardzo ładna, ciemne jej oczy śmiały się, a na ustach igrał uśmiech, który mówił tyle\ co
oczy, miała delikatne miękkie ręce bardzo białe, a szyja jej i piersi były jeszcze bielsze: od
razu widać, \e jest jedną z najpiękniejszych dziewcząt w mieście, a nie była dotychczas
zaręczona.
Kosz z prowiantami trzymała na kolanach, kiedy rodzina futrzarza jechała do lasu; szyjka od
butelki wyglądała spośród rogów białej serwetki: korek okryty czerwonym lakiem patrzył
dziewczynie prosto w twarz; widział tak\e młodego marynarza, który siedział obok niej; był to
jej przyjaciel z lat dziecinnych, syn portrecisty; niedawno zło\ył gładko i z powodzeniem
egzamin na szturmana i nazajutrz miał odjechać na statku do obcych krajów; mówiono o tym
du\o podczas pakowania kosza, a kiedy o tym mówiono, w oczach i wokoło ust pięknej córki
futrzarza niewiele było wesołości.
Dwoje młodych ludzi poszło w głąb zielonego lasu i rozmawiało o czym rozmawiali? Tego
butelka nie słyszała, stała przecie\ w koszu z prowiantami. Trwało to niezwykle długo, zanim ją
wyjęto, ale kiedy to wreszcie nastąpiło, zrobiło się wesoło, wszystkie oczy śmiały się, córka
futrzarza śmiała się równie\, ale mówiła mniej i policzki jej pałały jak dwie czerwone ró\e.
Ojciec ujął w ręce pełną butelkę i korkociąg. Tak, dziwne to uczucie być po raz pierwszy
odkorkowaną! Szyjka od butelki nigdy potem nie mogła zapomnieć tej uroczystej chwili;
Zachłysnęła się przecie\ mocno, kiedy wyciągano korek, a potem porządnie w niej zabulgotało,
kiedy wino polało się w kieliszki.
Niech \yją narzeczeni! powiedział ojciec, i wszystkie kieliszki wychylono do dna, a
młody szturman pocałował swą piękną narzeczoną.
Szczęść Bo\e! zawołali rodzice. A młody człowiek napełnił jeszcze raz kieliszki.
Szczęśliwego powrotu i wesela równo za rok! zawołał, a kiedy opró\niono kieliszki,
chwycił butelkę, podniósł ją wysoko w górę i krzyknął: Byłaś przy uczcie w najpiękniejszym
dniu mego \ycia, nie będziesz ju\ nikomu innemu słu\yła!
I rzucił ją wysoko w górę. Córka futrzarza ani pomyślała, \e częściej będzie widywała tę
butelkę fruwającą w powietrzu, a jednak tak miało być. Butelka upadła w gąszcz trzcin, nad
jeziorkiem; szyjka od butelki pamiętała dobrze, jak tam le\ała i rozmyślała: Dałam im wino, a
oni dają mi wodę z bagna, ale to nieumyślnie! Nie mogła ju\ patrzeć na narzeczonych i na
uszczęśliwionych rodziców, ale słyszała jeszcze długo, jak wiwatowali i śpiewali. Potem
przyszli dwaj chłopcy wiejscy, zajrzeli w sitowie, zobaczyli butelkę i zabrali ją; teraz znów
miała opiekę.
Leśniczówkę, w której mieszkali chłopcy, odwiedził wczoraj ich najstarszy brat, marynarz;
przyszedł się po\egnać, bo wyruszał w daleką podró\; matka pakowała właśnie to i owo dla
syna, a ojciec miał zabrać paczkę wieczorem do miasta, gdy\ chciał tam jeszcze raz zobaczyć
syna przed odjazdem i uściskać go od siebie i matki.
Mała butelka nalewki stała ju\ gotowa, gdy zjawili się chłopcy z większą, mocniejszą butelką,
którą znalezli; w takiej butelce mogło się zmieścić więcej wódki ni\ w małej buteleczce, a była
to nalewka doskonała na cierpienia \ołądkowe. W nalewce było du\o mięty. A więc nie
napełniono butelki czerwonym winem jak przedtem, ale gorzką \ołądkową. Nowa butelka, a nie
ta malutka, poszła w drogę; zaczęła się jej wędrówka: dostała się na pokład do Piotra Jensena, a
był to właśnie ten sam okręt, na którym jechał młody szturman, ale ten nie widział butelki, nie
byłby jej zresztą z pewnością poznał i nie pomyślałby: To jest ta sama butelka, z której
niedawno piliśmy z okazji moich zaręczyn i za pomyślny powrót do domu.
Nie było ju\ wprawdzie w niej wina, ale za to coś równie dobrego; tote\ za ka\dym razem,
kiedy Piotr Jensen wyciągał butelkę, nazywali go towarzysze aptekarzem ; obdarzała ich
bowiem najskuteczniejszym na bóle \ołądkowe lekarstwem, które pomagało zawsze, do ostatniej
kropli! Były to dobre czasy i butelka śpiewała, gdy ją pocierano korkiem; wówczas to nazywano
Strona 25
Andersen Hans Christian - Kalosze szczęścia i inne baśnie
ją wielkim skowronkiem, skowronkiem Piotra Jensena .
Du\o czasu minęło; butelka stała pusta w kącie, a\ raz butelka nie pamiętała dokładnie, czy
to było, gdy jechała tam, czy z powrotem, bo przecie\ i tak na ląd nie wychodziła nadeszła
wielka burza, ogromne bałwany podnosiły się, ciemne i grozne, chwiały i rzucały okrętem,
maszt został strzaskany, fala zdruzgotała pomost, pompy przestały działać. Była ciemna noc,
okręt szedł na dno, ale w ostatniej chwili młody szturman napisał na kartce papieru: Na litość
boską! Toniemy! I napisał nazwisko swojej narzeczonej, swoje własne i nazwę okrętu,
wpakował tę kartkę do pustej butelki, zatkał ją mocno korkiem i wyrzucił butelkę w szalejące
morze; nie wiedział, \e to była ta sama butelka, z której pito jego i jego narzeczonej zdrowie z
\yczeniami radości i nadziei; teraz kołysała się na falach niosąc śmiertelne pozdrowienie.
Okręt utonął, załoga utonęła, tylko butelka popłynęła jak ptak; miała przecie\ w sobie serce,
list miłosny. Widywała teraz wschody i zachody słońca, przypominały jej pierwsze wra\enia
\ycia: czerwony, płonący piec. Ogarniała ją znowu tęsknota, aby do niego wrócić. Przetrwała
ciszę morską i nowe burze; nie rozbiła się o \adną rafę i nie połknął jej \aden rekin; dnie i lata
błąkała się tu i tam, to na północ, to na południe jak ją niosły prądy. Była zresztą wolna, ale
taka wolność mo\e się w końcu sprzykrzyć.
Zapisana kartka, ostatnie pozdrowienie narzeczonego dla narzeczonej, trafiwszy wreszcie w
odpowiednie ręce, przyniosłaby tylko rozpacz: ale gdzie\ są ręce, które lśniły taką białością
wtedy, gdy rozścielały obrus na świe\ej trawie w zielonym lesie, w dniu zaręczyn? Gdzie była
córka futrzarza? Tak, gdzie był tamten kraj i jaki kraj jest najbli\ej? Butelka tego nie wiedziała.
Niosło ją i niosło, a\ w końcu znudziło jej się to błąkanie po wodach nie na to przecie\ była
przeznaczona. Mimo to tułała się jeszcze tak długo, a\ w końcu dobiła do lądu, do obcego lądu.
Nie rozumiała ani słowa z tego, co tu mówiono, to nie była mowa, którą słyszała dawniej, a
przecie\ du\o się traci nie znając języka.
Butelkę wyłowiono i zbadano: kartkę, która w niej tkwiła, wyjęto, obejrzano, obracano na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]