[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wydarzeń.
- Czy myślisz, że ona byłaby skłonna pójść na jakiś kompromis?
- Być może ze mną. Ale na pewno nie z tobą.
- Co w takim razie sugerujesz? - spytała, czując, że grunt usuwa jej się spod
nóg.
- Pobierzemy się. Myślę, że teraz dostrzegasz konieczność tego kroku. To
mogłoby nam pomóc wygrać sprawę w sądzie albo przynajmniej zniechęcić Anto-
nię do dalszych zachodów. A gdyby to ona wygrała, zepsułaby Annabel tak, jak
zepsuła Christosa.
- Tak naprawdę, to nie miałam okazji go poznać - przypomniała.
- Niczego nie straciłaś - uwierz mi. Jak więc będzie: wyjdziesz za mnie czy
wolisz, żeby to ona zabrała Annabel?
Rhiannon otworzyła usta, nie mogąc uwierzyć, że Lukas stawia ją przed tak
S
R
radykalnym ultimatum.
- A co z testami na potwierdzenie ojcostwa? - spytała.
- Tylko by pokazały to, co oboje dobrze wiemy. A w tym czasie Antonia
zdążyłaby i wygrać sprawę w sądzie, i oszkalować rodzinę.
- Ale muszą być jeszcze jakieś opcje...
- Poczekamy, zobaczymy? Nie ma na to czasu... Rhiannon... - ton jego głosu
stał się miększy. - Chcę cię poślubić dla dobra Annabel i wierzę, że żadne z nas nie
chce, żeby była wychowywana przez tę zepsutą, egoistyczną kobietę.
Ujął ją za ramiona i przyciągnął delikatnie ku sobie.
- Moglibyśmy być dobrym małżeństwem. Być może, mieć też swoje dzieci.
Dlaczego mielibyśmy sobie odmawiać odrobiny szczęścia?
- Bo mnie nie kochasz - ucięła.
- Ale cię pragnę mimo to.
- I będziesz mnie miał, tak? - uśmiechnęła się cierpko.
- Rhiannon, prędzej skonam, niż zrobię coś, żeby cię skrzywdzić. Ale pomyśl
sama: będę się o ciebie troszczył, ochraniał cię, zrobię wszystko co w mojej mocy,
żebyś była szczęśliwa. Czego więcej mogłabyś chcieć?
Spojrzała na Annabel. Dziecko wyciągnęło do niej pulchne rączki i Rhiannon
wzięła je na ręce. Przytuliła dziewczynkę do piersi, czując napływ znanych już
emocji.
Nie mogła jej porzucić.
Chciała być dla niej matką, która nigdy nie ugnie się pod ciężarem obowiąz-
ków z nią związanych, bo te obowiązki będą dla niej radością, a nie przykrą ko-
niecznością.
Zerknęła w oczy Lukasa i zobaczyła w nich jakiś ciepły błysk, którego nie
było tam przedtem.
Ona też go pragnęła.
Zrobi to więc dla Annabel i także dla siebie samej.
S
R
- Zgoda - powiedziała.
Kolejne kilka dni wypełnione były przygotowaniami. Lukas zajmował się
ustalaniem szczegółów, Theo był niezwykle zadowolony, a Rhiannon nie czuła nic.
Lukas spytał ją, czy chciałaby zaprosić kogoś z Walii, a ona tylko potrząsnęła
głową.
Chciała być sama - z dala od zgiełku, jaki panował teraz w willi.
Wymknęła się na plażę i rozmyślała, stąpając po miękkim piasku.
Doszła do kamiennego wzniesienia, które oddzielało plażę przy willi od tej,
na której byli wcześniej z Lukasem. Ostrożnie wspięła się po ostrych skałach i
przeszła na drugą stronę.
Schodząc, poślizgnęła się i rozcięła skórę na łydce.
Zeskoczyła na piasek, usiadła i przykryła ręką obficie krwawiącą ranę.
W tym momencie łzy, które wstrzymywała od bardzo dawna, wezbrały w niej
i wylały się gorącym strumieniem.
Płakała, myśląc o dziecku, jakim była, i o kobiecie, jaką się stała, i o tym, jak
zmuszona była porzucić nierealne fantazje na rzecz twardej rzeczywistości.
- Rhiannon! - Podniosła wzrok i zobaczyła, jak Lukas schodzi ku niej ze skał.
- Wszędzie cię szukałem. Co się stało?
- Nic...
- Płaczesz, jakby właśnie pękło ci serce, i to ma być nic? Mam być twoim
mężem. Musisz mi się zwierzać.
- Muszę? - Zaśmiała się gorzko.
- Rhiannon. Proszę. Chcę wiedzieć.
Ujął jej rękę i wtedy zobaczył ranę na jej nodze.
- Co się stało? To dlatego płaczesz? - Spojrzał na nią badawczo. - Nie, to nie
to... W każdym razie musimy się tym zająć, gdy wrócimy do willi.
Wyciągnął z kieszeni chusteczkę i przycisnął ją do skaleczenia.
S
R
- Sama to zrobię - zaprotestowała.
- Jak wolisz. W każdym razie... - Dotknął dłonią jej policzka, ale ona odsunęła
twarz. - O co chodzi?
- Nic. Nie wiem.
- Powiedz, proszę - powiedział, starając się zachować cierpliwość.
- Lukas, moje całe życie stanęło do góry nogami. Zgodziłam się wyjść za
mężczyznę, który mnie nie kocha i nigdy nie będzie kochał. Wiem, że myślisz, że
powinnam to zrobić z obowiązku - może to i racja - ale całe życie w ten sposób
działałam i miałam nadzieję, że po śmierci rodziców będę mogła wreszcie zacząć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]