[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Podbiegł do niej i odsunąwszy ją, sam próbował otworzyć, niestety bezskutecznie.
Niewiele myśląc, sięgnął po krzesło i uderzył nim w okno. Na szkle pokazała się rysa, ale nie
pękło,, więc uderzy jeszcze raz i jeszcze raz, aż w końcu szyba roztrzaskała się na drobne
kawałki. Szybko wrócił pod drzwi i podtrzymując Kirby w talii, poprowadził ją w kierunku
okna.
- Oddychaj - nakazał, przytrzymując jej głowę tuż nad wystającym, niebezpiecznie
ostrym kawałkiem szkła.
- Ktoś nas tu zamknął, prawda? - zapytała wreszcie, zaczerpnąwszy klika głębokich
oddechów.
Była inteligentną kobietą, wiedział więc, że nie uwierzy, gdy będzie zaprzeczał.
- Na to wygląda - przyznał.
- Możemy krzyczeć, ale i tak nikt nas nie usłyszy, jesteśmy za bardzo odizolowani od
reszty domu. Chyba nie mamy innego wyjścia, jak czekać, aż ktoś zacznie nas szukać.
- Gdzie jest zawór doprowadzający gaz do grzejnika? - spytał niecierpliwie Adam.
- Zawór? - powtórzyła, przyciskając palce do zamkniętych powiek. - Nie mam pojęcia,
zawsze po prostu włączam grzejnik, gdy się zrobi zimno. Czekaj... Na tyłach kuchni są
zbiorniki gazu, po jednym na każdą wieżę.
- Musimy stąd jak najszybciej wyjść - zarządził Adam, zerkając z niepokojem na
grzejnik.
- Ale jak? Drzwi zamknięte, a skoku w cynie Jamiego chyba nie przeżyjemy - odparła,
spoglądając na leżące wśród kwiatów roztrzaskane krzesło.
Odnalazłszy przycisk, Adam uruchomił mechanizm, otwierający wejście do labiryntu
korytarzy.
- Tędy. - Wskazał ruchem dłoni.
- O, nie, nie idę! - zaparła się. - Za żadne skarby świata! - Potrząsnęła głową, gdy
pociągnął ją za łokieć.
- Nie wygłupiaj się!
Już udało mu się ją przyciągnąć w pobliże otworu w ścianie, gdy ostatkiem sił
wyszarpnęła się.
- Idz sam, ja tu poczekam, aż wrócisz i otworzysz drzwi - oświadczyła stanowczo.
- Posłuchaj mnie! - Potrząsnął jej ramionami.
- Nie wiem, ile czasu zajmie mi odnalezienie drogi w tej ciemności. Zanim zdążę
wrócić po ciebie, możesz już nie żyć, nałykałaś się dużo gazu! Poza tym to stary grzejnik,
jeśli dojdzie do zwarcia, wieża wyleci w powietrze.
- Nie wejdę! - zawołała, drżąc z przerażenia.
- Boję się, nie rozumiesz?
- Mam nadzieję, że w takim razie zrozumiesz mnie - mruknął, po czym wymierzył jej
cios w szczękę, tak że bezgłośnie osunęła mu się w objęcia.
Przerzuciwszy ją sobie przez ramię, wszedł do labiryntu. Zamykające się drzwi
odcięły zarówno gaz, jak i światło, więc musiał poruszać się po omacku. Najważniejsze, by
przebył bezpiecznie schody, nie chciał nawet myśleć, co by się stało, gdyby się potknął i
spadł razem z Kirby ze stromych kamiennych stopni.
Słysząc szmer przebiegających szczurów, był nawet zadowolony, że Kirby była
nieprzytomna, bo w przeciwnym razie byłoby mu trudno nad nią zapanować. Nie miał
wątpliwości, że zwisające gęsto z sufitu pajęczyny także wpędziłyby ją w histerię.
Gdy już pokonał wszystkie schody, okazało się, że odnalezienie działającego
mechanizmu także było nie lada wyczynem, gdyż pierwszy przycisk nie funkcjonował.
Zakląwszy pod nosem, ruszył w poszukiwaniu kolejnego. Po kilkudziesięciu krokach natrafił
na następny przycisk i mechanizm uruchomił się z charakterystycznym skrzypieniem.
Przedostawszy się przez wąski otwór, przez moment stał w miejscu, oślepiony promieniami
słonecznymi, zaraz jednak ruszył szybkim krokiem między pokrytymi białym płótnem
sprzętami.
Na pierwszym piętrze natknął się na Cardsa, który szedł z naręczem czystej bielizny
pościelowej.
- Zakręć dopływ gazu do pracowni Kirby - polecił, nie zwalniając kroku. - I nie
pozwól się nikomu tam zbliżyć.
- Dobrze, panie Haines - odparł kamerdyner bez zbędnych pytań.
Zlazłszy się w pokoju Kirby, położył ją na łóżku, a następnie podszedł do okna, aby
wpuścić świeże powietrze. Ogarnęły go mdłości, toteż wziął kilka głębokich oddechów. Gdy
poczuł się lepiej, powrócił do Kirby. Wciąż leżała w bezruchu, tylko jej policzki z rumianych
stały się blade. Przestraszony, przyłożył kciuk do jej szyi, chcąc sprawdzić puls. Na szczęście
serce biło rytmicznie, więc poszedł do łazienki i zmoczył ręcznik zimną wodą, a następnie
przetarł nim twarz Kirby.
Najpierw zakaszlała mocno, po czym otworzyła oczy i spojrzała na niego z wyrzutem.
- Uderzyłeś mnie!
Słysząc oburzenie w jej głosie, roześmiał się z ulgą.
- Uderzyłem? Ależ skądże znowu, ledwie cię dotknąłem.
- Akurat - mruknęła, siadając. Zakręciło jej się w głowie, ale zamknąwszy oczy,
przeczekała najgorsze objawy. - Należało mi się - przyznała z bladym uśmiechem. -
Przepraszam, że tak histeryzowałam.
- Wystraszyłaś mnie - westchnął, opierając czoło o jej policzek. - Jesteś chyba jedyną
kobietą, która w przeciągu pięciu minut otrzymała propozycję małżeństwa i cios w szczękę.
- Komplikacje to moja specjalność. - Położyła głowę na poduszkach. - Odciąłeś
dopływ gazu?
- Cards się tym zajął.
- Zwietnie. - Zaczęła nerwowo skubać narzutę. - To chyba pierwszy raz ktoś próbował
mnie zabić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl
  •