[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cowi sprawiły wiele utrapień, a ju\ najwięcej naszemu mini-
strowi informacji, panu Tesfaye Gebre-Egzy, rozstrzelanemu
pózniej przez panujących dziś buntowników. Zaczęło się od
tego, \e w roku siedemdziesiątym trzecim, latem, przyjechał
do nas dziennikarz z telewizji londyńskiej, niejaki Jonathan
Dimbleby. Ten ci dawniej ju\ bywał w cesarstwie robiąc chwa-
lebne filmy o naszym wszechwładcy i dlatego nikomu nie przy-
szło do głowy, \e taki \urnalista, który najpierw chwali, ośmie-
li się pózniej zganić, ale taka ju\ widać łotrowska natura owych
ludzi bez godności i wiary. Dość \e tym razem Dimbleby,
miast pokazywać, jak pan nasz rozwoju dogląda i troszczy się
o pomyślność maluczkich, przepadł gdzieś na północy, skąd
ponoć wrócił przejęty i roztrzęsiony i zaraz wyjechał do An-
glii. Nie minął miesiąc, a z naszej ambasady przychodzi do-
niesienie, \e pan Dimbleby pokazał w telewizji londyńskiej
swój film pod tytułem "Ukryty głód", w którym ten pozba-
wiony zasad oszczerca dopuścił się demagogicznej sztuczki uka-
zując tysiące ludzi umierających z głodu, a obok czcigodnego
pana, jak biesiaduje z dostojnikami, następnie pokazał drogi,
na których le\ą dziesiątki szkieletów zagłodzonych biedaków,
a zaraz potem nasze samoloty przywo\ące z Europy szampa-
ny i kawior, tu - pola całe konających chudzieków, tam-
nasz monarcha ze srebrnej patery mięso swoim psom poda-
jący, i tak na przemian: przepych - nędza, bogactwo - roz-
pacz, korupcja - śmierć. W dodatku pan Dimbleby oświad-
cza, \e klęska głodu spowodowała ju\ śmierć stu, a mo\e dwu-
stu tysięcy ludzi i \e drugie tyle mo\e w najbli\szych dniach
podzielić ich los. Doniesienie ambasady mówi, \e po filmie
wybuchł w Londynie wielki skandal, są apelacje do parlamen-
tu, gazety biją na alarm, dostojnego pana potępiają. Tu wi-
dzisz, przyjacielu, całą nieodpowiedzialność obcej prasy, któ-
ra podobnie jak pan Dimbleby latami monarchę naszego chwa-
liła, a nagle, bez \adnego powodu i umiaru - potępiła. Dla-
czego tak? Dlaczego taka zdrada i niemoralność? W dalszym
ciągu ambasada donosi, \e z Londynu wylatuje cały samolot
dziennikarzy europejskich, którzy chcą zobaczyć śmierć gło-
dową, poznać naszą rzeczywistość, a tak\e ustalić, gdzie po-
dziewają się pieniądze, które tamtejsze rządy dawały czci-
godnemu panu, aby rozwijał, doganiał i przeganiał. A więc,
krótko mówiąc, ingerencja w wewnętrzne sprawy cesarstwa!
W pałacu poruszenie, oburzenie, ale osobliwy pan nakazuje
spokój i rozwagę. Teraz czekamy, jakie będą najwy\sze usta-
lenia. Od razu rozlegają się głosy, aby przede wszystkim od-
wołać ambasadora z powodu tak przykrych i alarmistycznych
doniesień, tyle niepokoju w \ycie pałacu wnoszących. Jednak-
\e minister spraw zagranicznych argumentuje, \e takie odwo-
łanie rzuci strach na pozostałych ambasadorów, którzy w ogó-
le przestaną donosić cokolwiek, a przecie\ czcigodny pan mu-
si wiedzieć, co o nim mówią w ró\nych częściach świata. Na-
stępnie odzywają się członkowie rady koronnej, którzy \ą-
dają, aby samolot z dziennikarzami zawrócić z drogi i całej
tej bluznierczej hałastry do cesarstwa nie wpuszczać. Ale jak\e
tu, powiada minister informacji, nie wpuścić, jeszcze większy
krzyk podniosą i pana miłościwego bardziej potępią. Rada w
radę postanawiają poddać dobrotliwemu panu następujące roz-
wiązanie - wpuścić, ale zaprzeczyć. Tak jest, wyprzeć się
głodu! Trzymać ich w Addis Abebie, pokazywać rozwój i niech
piszą tylko to, co w naszych gazetach potrafią wyczytać. A pra-
sę, przyjacielu, mieliśmy lojalną, powiem nawet - przykład-
nie lojalną. Prawdę mówiąc, nie było jej wiele, bo na trzy-
dzieści z okładem milionów podwładnych tłoczono dziennie
dwadzieścia pięć tysięcy egzemplarzy gazet, ale pan nasz z ta-
kiego wychodził zało\enia, \e nawet najbardziej lojalnej pra-
sy nie nale\y dawać w nadmiarze, gdy\ mo\e z tego wytwo-
rzyć się nawyk czytania, a potem ju\ krok tylko do nawyku
myślenia, a wiadomo, jakie to powoduje niewygody, utrapie-
nia, kłopoty i zmartwienia. Bo, powiedzmy, coś mo\e być lo-
jalnie napisane, ale zostanie nielojalnie odczytane, ktoś zacz-
nie czytać rzecz lojalną, a zechce pózniej nielojalnej, i tak pój-
dzie drogą, która go od tronu będzie oddalać, od rozwoju od-
ciągać, do warchołów prowadzić. Nie, nie, pan nasz nie mógł
do takiego rozpuszczenia, pobłądzenia dopuścić i dlatego w
ogóle nie był entuzjastą nadmiernego czytania. Wkrótce po-
tem prze\yliśmy prawdziwą inwazję korespondentów zagra-
nicznych. Pamiętam, \e zaraz po ich przyjezdzie odbyła się
konferencja prasowa. Jak wygląda, pytają, problem śmierci
' głodowej, która dziesiątkuje ludność? Nic mi o tym nie wia-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]