[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Pol? - nie ustępowała. - Zdarzało się? Kontaktowałeś się kiedyś ze zmarłymi...?
Ile jej powiedzieć? Westchnąłem.
- Tak, myślę, że tak.
Spojrzałem prosto w jej w twarz, jak gdybym mówił: To wszystko, czego się dowiesz, piękne
stworzenie. A teraz twoja kolej. Melodia, Josi.
Po raz pierwszy przyglądałem się jej z tak bliska. Widziałem delikatność skóry jej policzków
i szyi o odcieniu bladej róży, czułem jej perfumy. Coś delikatnego, dziwacznego, jak gdyby
ich przesłanie zależało od odbiorcy. Miała na sobie różową bluzkę, której guzik odpiął się
akurat nad piersiami. Położyła rękę na biodrze i jej jasnowiśniowa tunika nieco się
przekręciła. Słyszałem szelest materiału. Poczułem jej dłoń na ramieniu.
- Przyjdz tu po pracy, a wytłumaczę ci wszystko, co wiąże się z tą melodią.
W tej chwili postrzegam szczegóły, poszukuję bowiem szczegółów. Takich, które odróżniają
ją od pospolitych ludzi. Jest zbyt bliska doskonałości, zupełnie jak wytwór działalności
konstruktorów, arcydzieło artystów ustalających idealne kobiece proporcje... budowę... głos...
kolor... sposób poruszania się... Jakby całą niewieścią esencję erotyczną można by zebrać,
skondensować i wydestylować, otrzymując kobietę symboliczną i odwieczną. Gdyby... to
rezultatem byłaby Josi.
Doskonała? No, niezupełnie. Ta ręka na moim ramieniu. Coś osobliwego. Jeden palec nie był
zgięty, drugi palec wskazujący sterczał jak martwy patyk. Może kiedyś go złamała i zle został
nastawiony?
Cofnęła dłoń i znów odzyskałem oddech.
- Pani - powiedział cicho Squire. - Chciałbym potem z tobą porozmawiać.
Wzruszyła ramionami, po czym przeszła obok stołu, zmierzając do lady.
I czekała na mnie tamtego popołudnia, gdy przyszedłem po napar dla Gearinga.
Usiedliśmy przy jednym ze stolików, poprosiła Boogiego, by przyniósł nam coś do picia.
Nigdy dotychczas nie byłem tak długo obok niej. Od razu zabrałem się do zapamiętywania
kształtów jej ciała. Przesunąłem wzrokiem po obnażonych ramionach, drobiazgowo badałem
kontur nosa, wygięcie warg. Tak, Josi, twoje oczy są rzeczywiście szare, a czarne loki
zupełnie jak nie z tego świata.
Raz nasze nogi zetknęły się pod stołem i zadrżałem.
- Co? - zamrugałem oczami.
- Pytałam, czy słyszałeś choć słowo z tego, co mówiłam?
- Tak, oczywiście. Lecz czemu opowiadasz mi o tym, Josi? By dotrzymać umowy? Dlatego
że ja powiedziałem ci, że owszem, kontaktowałem się z nieboszczykiem? Są ważniejsze
powody. Wielu rzeczy wciąż nie rozumiem.
Opowiada mi sporo; z pewnością wystarczy na kazanie. Jednak nie mówi nic o sobie. Słowa
docierają do mnie niby z wielkiej odległości, chociaż wypowiada je swobodnie. Ukrywa
wszystko, co istotne. Pozorna to swoboda. Nie szkodzi. Pod koniec rozmowy oczy i tak
miałem wytrzeszczone, a gębę rozdziawioną.
Squire Vys był rzeczywiście t y m Squire Vysem, wielkim negocjatorem Układu sprzed
trzydziestu lat. I to on podarował świątyni i kolegium wielkie dzwony z niebiańskiego metalu.
- Spotkałam go podczas zawieszenia broni, gdy walki się już skończyły - powiedziała Josi. -
Był bogaty i zostałam jego dziewczyną. Kiedy mnie pragnął, gwizdał właśnie tę melodię.
- On cię jej nauczył?
- Nie, to ja jego.
- Aha! Mów dalej.
- W piątym roku, kiedy podarował te dzwony, poprosił tylko, by grały tę melodyjkę. To miało
być na moją pamiątkę. Jednak tego im nie powiedział.
- Podarował nawet ten duży, Objawiciela?
- I ten też, ale zardzewiała oś zablokowała się na belce, tak więc nigdy nie zadzwoni -
uśmiechnęła się w zamyśleniu. - Chyba że kiedy przybędzie sam Objawiciel...
Wzruszyłem niecierpliwie ramionami. Wróciła do tematu: - Rozeszliśmy się potem. Dał mi
trochę pieniędzy, przybyłam więc tutaj i kupiłam posiadłość, wszystkie domy, które są tu w
okolicy - zawahała się, jakby niepewna ile może powiedzieć. - Wieża już tu stała. Wokół niej
wybudowałam ten dom, a Vys, no cóż, zniknął na jakiś czas, a potem doszły mnie słuchy, że
stracił wszystko i jest zrujnowany. A potem znów się spotkaliśmy. I teraz jest tutaj i to jest
jego dom.
- Co masz na myśli mówiąc, że znów się spotkaliście? - spytałem.
Wiedziałem, że to jest sedno całej sprawy. Byłem już blisko całości kazania.
- Co? Nasze "połączenie"? To chcesz wiedzieć? No, dobrze. Stało się to pewnego wieczoru,
gdy na frontowym podwórzu oglądałam zachód słońca - wyjaśniała ze szczegółami, lecz pod
koniec okazała niejakie zaniepokojenie. - Squire Gearing będzie rozgniewany, że wyszedłeś
na tak długo. Powiedz mu, że musiałeś czekać, aż napar będzie gotowy. Wez dla niego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]